Dzień dobry!Liczę na to, że nikt mnie nie zje. A raczej nas. Chociaż Karolinę to można, bo tym razem to ona się tak nieźle opierdalała z dodaniem kolejnego rozdziału - ta część miała być napisana przez nią, ale tak się obijała, tak się obijała, że w końcu cały materiał trafił do mnie i to ja musiałam stworzyć całość. Z góry przepraszam, jeśli rozdział za bardzo odstaje od pozostałych, no ale się starałam, naprawdę.Co do całego rozdziału, to pomyślałam sobie, że możemy (mogę?) pisać krótsze, a trochę częściej, a przynajmniej mam taką nadzieję, że tak będzie wychodzić. Niczego jednak obiecywać nie mogę, bo wiecie, na obietnicach to człowiek jedynie może się przejechać.Szablon ma zostać zmieniony, w bliższej lub dalszej przeszłości, o ile kochana Ami znajdzie na niego chwilę - już teraz mogę Was zaprosić do niej, na Umbrae Sororum oraz na jej FANPAGE. A jak już przy fanpage'ach jesteśmy, to cóż, kochani, usunęłam ten, który dotyczył tego bloga. Ani nie miałam siły ani chęci, by go prowadzić, zresztą, czasu też nie było. W sprawach blogowych jednak zapraszam Was na mój ogólny FANPAGE. Tam też dowiecie się wszystkiego o wszystkim. I o każdym z blogów. Tam też możecie mnie o wszystko pytać.Ten rozdział jest krótszy, z kilkoma obserwacjami i przemyśleniami. Rozdział z numerem 13 (jak słodko <3.)Zapraszam!
***
Ich związek w końcu nabrał rozpędu.
Rozpierała ją radość i szczęście, którego nic nie mogło zagłuszyć. Była
zakochana, chociaż chwilami dopadały ją drobne wątpliwości, ale zaraz je w
sobie tłumiła. Była szczęśliwa, dlaczego coś miałoby to zniszczyć? Cała szkoła
wiedziała już o ich związku. Nie raz ludzie wymieniali się komentarzami, gdy
Rose i Scorpius mijali ich na korytarzu, bez względu na to czy razem czy
osobno. Ich związek był nieprawdopodobny. Weasley i Malfoy, odwieczni wrogowie.
Od pierwszej klasy prześcigali się we wszystkim, tylko po to, by na ostatnim
roku, po poważnej kłótni, nie móc się od siebie odkleić. Tak bardzo byli
nieprzewidywalni, że nikt nie mógł być pewien, co stanie się następnego dnia.
Będą razem czy może znów rozpętają burzę w Wielkiej Sali?
Rose
nie przejmowała się gadaniem ludzi. Była szczęśliwa, a teraz tego szczęścia
naprawdę potrzebowała. Doskonale pamiętała jak bardzo chciała zniknąć, gdy
Scorpius znęcał się nad nią, nie tyle fizycznie, co psychicznie. Zdawała sobie
sprawę z tego, że każda normalna, szanująca się dziewczyna zapomniałaby o
miłości do mężczyzny, który nią pomiata. Ignorowałaby go. A już na pewno nie
pozwoliłaby mu się do siebie zbliżyć. Rose jednak zachowywała się wbrew logice
i lgnęła do Malfoya, niczym ćma do światła. Nie była w stanie tak nagle wymazać
uczucia, które tliło się w niej przez siedem lat. To było niemożliwe. Zresztą,
jak mogłaby zrezygnować z uczucia, które teraz rozkwitło, gdy zostało
odwzajemnione? Musiałaby być głupia.
A
przynajmniej tak próbowała to sobie tłumaczyć.
***
W
tym roku Halloween wypadało we wtorek, co Ślizgonom wcale nie przeszkodziło w
zorganizowaniu corocznej imprezy. Najpierw była uczta w Wielkiej Sali,
rozpoczynająca się przemową dyrektora, później, po zjedzeniu pyszności ze
stołów, część uczniów przeniosła się do swoich dormitoriów, by móc przygotować
się na imprezę w lochach. Rose miała być tam jedyną Gryfonką. Było więc
oczywistym, że mimo wszystko się stresowała. To byli Ślizgoni. Bez względu na
wszystko – nigdy nie zostali w pełni pozytywnie odebrani przez resztę szkoły i
w dalszym ciągu, mimo tylu lat, była pewna przepaść między Domem Lwa, a Domem
Węża. Mimo to dziewczyna cieszyła się na tę imprezę. To miało być pierwsze
takie wydarzenie, gdzie mieli być razem. Teraz, gdy wszystko było na dobrej
drodze, nie potrafiła przestać się uśmiechać. Promieniowała szczęściem.
Każdy
miał mieć jakieś przebranie. Gdy przekroczyła próg Pokoju Wspólnego Slytherinu,
przywitał ją widok wielobarwnych postaci. Wiedźmy z mugolskich bajek, wróżki,
leśne nimfy i elfy. Diabły i kościotrupy. Trytony, zwodniki i centaury.
Postacie prawdziwe i te, których wizje przedstawiane były przez mugoli. Rose
uśmiechnęła się. Sama wyglądem przypominała wiedźmę z bajek, które mama jej
czytała, gdy była mała.
Rude
włosy miała częściowo upięte, podniesione do góry i mocno natapirowane, przez
co wyglądała, jakby uderzył w nią piorun. Oczy mocno podkreśliła czarną kredką
i ciemnym, grafitowym cieniem do powiek. Na jasnej, niemalże białej cerze,
widoczne były jedynie piegi, teraz uwydatnione mocnym makijażem. Rose nigdy nie
malowała się mocno, nie czuła takiej potrzeby. Impreza z przebraniami była
jednak okazją, w której każdy mógł pokazać się z zupełnie innej strony. Chciała
to wykorzystać. Po raz pierwszy uwagę zwracały nie tylko jej intensywnie rude,
wręcz pomarańczowe włosy. Teraz krzyczała cała, od mocnego makijażu i bladej
cery, przez czarną sukienkę i koronkę, aż do podartych rajstop. Gdyby to był
normalny dzień – nigdy w życiu by się tak nie ubrała. Zbyt odważnie jak na nią.
Teraz jednak przyciągała wzrok i, co było dla niej dziwne, podobało jej się to.
Rozejrzała
się za resztą. Uśmiechnęła się, zauważając ich. Siedzieli przy stoliku w rogu
sali. Wszyscy, łącznie z Lindą Parkinson i Ann Nott, z którymi chłopcy się
przyjaźnili. Lindę poznała już jakiś czas temu i, mimo krótkiej rozmowy,
zdążyła ją polubić. Dziewczyna miała w sobie niewyczerpalne pokłady empatii i
współczucia dla drugiego człowieka. Było w niej tyle delikatności, że nawet
teraz, mimo halloweenowego przebrania, wyglądała uroczo i mało strasznie.
Czarne włosy miała na tyle długie, że udało jej się spleść je w różę. Była
przebrana za wróżkę. Chabrowa sukienka była nieco postrzępiona u dołu, a w
dodatku cała się świeciła, jakby została posypana za dużą ilością brokatu.
Linda nie potrafiła wyglądać groźnie. Z kolei Ann, druga przyjaciółka Albusa,
Jamesa i Hugona, zdecydowanie prowokowała swoim wyglądem. Miała czarne spodnie,
mocno przylegające do skóry, buty na koturnie oraz luźną koszulkę, która
odkrywała płaski brzuch dziewczyny. Całość stroju dopełniały kocie uszy i ogon,
a także odpowiedni makijaż. Ann, jak na swoje szesnaście lat, wyglądała w tym
stroju naprawdę prowokująco.
-
Cześć – powiedziała Rose, gdy podeszli bliżej nich.
-
Hej – powiedziała i uśmiechnęła się do nich, odkładając szklankę z napojem na
stolik. – Idę tańczyć. James? – Wyciągnęła rękę do chłopaka, żeby wyciągnąć go
na parkiet.
-
Znowu ja? – James spojrzał na brunetkę, ale złapał jej dłoń i wstał. Poszli na
parkiet. Hugo uśmiechnął się i spojrzał na Lindę.
-
W sumie taniec to dobry pomysł. Idziemy?
-
Wcale to nie jest taki dobry pomysł – powiedziała, marszcząc nos.
-
Oj tam, to jest bardzo dobry pomysł. – Wstał i pociągnął ją do pozycji
stojącej. Uśmiechnął się do niej uroczo, gdy dosyć mocno przyciągnął ją do
siebie. – Nie marudź mała. Już i tak wystarczająco rzadko wychodzisz na
parkiet.
-
A nie pomyślałeś, że to… jest z jakiegoś powodu?
-
Nie mam pojęcia z jakiego – powiedział, uśmiechając się. Objął ją.
-
To pomyśl. – Z cichym westchnieniem poszła za nim na parkiet. Rose przez moment
przyglądała się tej krótkiej wymianie zdań, po czym spojrzała na swojego
chłopaka. Uśmiechnęła się, gdy przyciągnął ją mocniej do siebie.
-
Zostaliśmy sami – powiedział, obejmując ją mocno w pasie. Po chwili jednak
zorientował się, że na fotelu obok siedzi Albus. – No, prawie.
-
Sami, chcielibyście. – Młodszy z braci Potter spojrzał na nich rozbawiony.
-
A ty przypadkiem nie chcesz potańczyć? Połowa dziewczyn na to liczy, więc może
zrób im tę przyjemność, co? – zaproponował mu Scorpius, opierając dłoń na udzie
swojej dziewczyny. Na Albusa zerkała połowa dziewczyn, znajdujących się w
pomieszczeniu. Ten jednak zupełnie nie zwracał na to uwagi.
-
Nie liczcie na to, muszę pilnować mojej małej kuzyneczki, żeby nie zrobiła nic
głupiego – powiedział rozbawiony.
-
Chyba denerwować swoją małą kuzyneczkę. – Blondyn przewrócił oczami i ucałował
Rose w policzek.
-
Denerwować? Skąd ci to przyszło do głowy?
-
Nie mam pojęcia, tak jakoś – odparł, gdy Rose pokręciła głową. Nawet nie miała
siły dyskutować z kuzynem, który i tak wygrałby podczas tej rozmowy. Lekko się
przytuliła do swojego chłopaka i rozejrzała po pokoju wspólnym Slytherinu.
Linda wciąż tkwiła w ramionach Hugona, natomiast Ann tańczyła z różnymi
chłopakami i widać było, że dobrze się bawi. W końcu jednak podeszła do nich i
nachyliła się nad Albusem.
-
Tańczysz?
-
To jest super pomysł – przyznał Scorpius z entuzjazmem.
-
Nie. – Spojrzał na dziewczynę, która się nad nim nachylała. Zawsze ją zbywał,
tak, jak robił to z innymi dziewczynami. Jeszcze nigdy z nikim nie zatańczył, a
mimo to Ann cały czas próbowała go namówić na wyjście na parkiet.
-
Nie bądź taki, chodź – powiedziała, patrząc na niego.
-
Nie daj się prosić. – Scorpius za wszelką cenę próbował pozbyć się Albusa, by
chociaż przez chwilę móc posiedzieć z Rose sam na sam. O ile można było tak
powiedzieć w pokoju pełnym ludzi.
-
Nie – powtórzył spokojnie.
-
Ty w ogóle umiesz tańczyć? Nigdy nie chcesz wyjść na parkiet. – Ann pokręciła
głową. Upór był cechą dziedziczną Weasleyów, więc Albus również został nim
obdarowany.
-
Nie twoja sprawa – powiedział i spojrzał na nią. – Siadasz czy idziesz dalej
tańczyć, Nott?
-
Nie umiesz? – spytała, unosząc brew. Opierała się o fotel, niemal wisząc nad
chłopakiem.
-
Nott, nie sprowokujesz mnie.
-
A może po prostu wiesz, że nie wystarczy ci kondycji? – Uśmiechnęła się uroczo,
wyraźnie próbując go sprowokować. Przy każdej imprezie próbowała go zmusić do
tańca. Jeszcze ani razu jej się to nie udało.
-
Padłabyś po trzech krokach, grubasku – powiedział z rozbawieniem. Ann nie była
gruba, ale Albus lubił trafić w ten punkt, bo zwykle naprawdę fajnie się
złościła.
-
Jasne, jasne. Nie dotrwałbyś ze mną nawet do końca piosenki.
-
Nie sprowokujesz mnie.
-
Tylko to potwierdzasz – stwierdziła. Scorpius przewrócił oczami i spojrzał na
Rose.
-
Oni tak zawsze – mruknął jej do ucha.
-
Ja to nie ty. Nie dasz rady w trzech słowach mnie sprowokować – powiedział
Albus, patrząc na Ann. Rose pokręciła głową.
-
Jak wy z nimi wytrzymujecie? – spytała Scorpiusa.
-
Przyzwyczajenie – powiedział rozbawiony i mocniej ją przytulił.
-
Jak mi udowodnisz, że to ja pierwsza będę miała dosyć to dam ci spokój do końca
wieczora – zaproponowała Ann, nie spuszczając wzroku z młodego Pottera.
-
I tak mi nie dasz spokoju – zauważył.
-
Do końca wieczora nie będę cię wyciągać do tańca, obiecuję – powiedziała, ale
chłopak i tak nie zamierzał jej uwierzyć.
-
I tak ci nie wierzę, Nott. Szukaj innego naiwnego.
-
Tchórz! – Pokręciła głową.
-
Idź, przynajmniej będzie spokój. – Scorpius spojrzał na niego, wiedząc, że Ann
i tak nie odpuści i będzie zamęczać ich wszystkich. – Przynajmniej jej
udowodnisz, a ona w końcu się odczepi.
-
To jest właśnie różnica między mną, a resztą świata, Malfoy. W przeciwieństwie
do was wszystkich, mnie się nie da sprowokować głupimi zaczepkami. Jak ktoś ci
mówi, że masz skoczyć do wody, a ty nie potrafisz pływać, to i tak skoczysz,
gdy ktoś nazwie cię tchórzem. Ja nie.
-
Ale jak z nią wygrasz to będziesz miał spokój. I my też.
-
Między tobą, a resztą świata jest jeszcze więcej różnic – zauważyła Ann z
rozbawieniem.
-
Między mną, a resztą świata, jest spora przepaść. Fizyczna, intelektualna i
sprawnościowa – powiedział i spojrzał na nią rozbawiony.
-
Z tą sprawnością to się zgodzę – przyznała Rose, patrząc na kuzyna. – To jakiś
robot, nie człowiek – powiedziała, kręcąc głową.
-
Ta, jasne, intelektualna. – Ann pokręciła głową z rozbawieniem. – Chciałbyś.
-
Taka prawda, Nott.
-
To leży bardzo, bardzo daleko od prawdy, Potter – pokręciła głową.
-
Dobrze wiesz, że to wcale nie jest dalekie prawdy. Musisz się z tym pogodzić,
Nott.
-
Raczej wątpię – powiedziała rozbawiona. – Jeden taniec i dam ci spokój. Chodź.
-
Leci na niego – mruknął Scorpius do ucha Rose. – A Albus ze swoją całą
spostrzegawczością jest na to kompletnie ślepy – powiedział cicho, nieco
rozbawiony. Prawda była taka, że chłopak zwykle zauważał więcej niż reszta.
Chyba, że chodziło o sprawy damsko-męskie. Wtedy był jak typowy mężczyzna –
głuchy i ślepy na jakiekolwiek sygnały.
-
Wy zawsze macie z tym problem – zauważyła cicho dziewczyna, mimo wszystko
uśmiechając się do swojego chłopaka.
-
Nie i daj mi spokój już teraz – powiedział Albus, zupełnie nie zwracając uwagi
na Rose i Scorpiusa.
-
Nie zamierzam – stwierdziła Ann.
- Nott, odczep się w końcu. - Albus, oprócz Rose, był najbardziej upartą osobą, jaką było im dane spotkać. James szybciej się uginał pod naciskiem ze strony innych osób, w przeciwieństwie do jego młodszego brata, który tak długo potrafił nie zmieniać zdania, że zwykle druga strona dawała sobie spokój. Teraz również miał nadzieję, że tak będzie.
- Nott, odczep się w końcu. - Albus, oprócz Rose, był najbardziej upartą osobą, jaką było im dane spotkać. James szybciej się uginał pod naciskiem ze strony innych osób, w przeciwieństwie do jego młodszego brata, który tak długo potrafił nie zmieniać zdania, że zwykle druga strona dawała sobie spokój. Teraz również miał nadzieję, że tak będzie.
-
Nie tylko faceci tak mają. Wystarczy spojrzeć na Lindę. – Scorpius pokręcił
głową, przenosząc wzrok na brunetkę, wciąż tańczącą z Hugonem.
-
A co z nią?
-
Hugo na nią leci.
Rose
spojrzała zaskoczona na Scorpiusa, nie spodziewając się takiej odpowiedzi, a
już tym bardziej nie spodziewając się czegoś takiego po własnym bracie. Do tej
pory myślała, że Hugo jest niezdolny do miłości, tak samo jak całe rodzeństwo
Potter.
-
Mój brat na kogoś leci? – spytała Rose, gdy w końcu wyszła z pierwszego szoku.
– To wręcz niemożliwe.
-
Oj, zdziwiłabyś się. Jak na moje oko to wpadł po uszy – przyznał blondyn.
-
Nie sądziłam, że mój brat… - urwała, by nie powiedzieć tego, co naprawdę
myślała. – Cóż, rodzina. Nic więcej mówić nie trzeba – przyznała, doskonale
zdając sobie sprawę z tego, że sama nie była lepsza. Latami zapatrzona w jedyną
latorośl Malfoyów, naprawdę źle to wszystko znosiła. Dobrze wiedziała jak to
jest, gdy kocha się kogoś, kto nie zwraca na ciebie uwagi.
-
Twój brat okropnie traktuje dziewczyny – przyznał. – Ale Lindę traktuje
inaczej. Zresztą, pewnie sama to zauważysz.
-
Zobaczymy.
Scorpius
lekko obejmował Rose w pasie. W końcu, po kilku przetańczonych utworach, Linda
i Hugo wrócili do reszty. Zaraz potem dołączył do nich James. Malfoy uśmiechnął
się do lekko zarumienionej brunetki.
-
I jak tam taniec, księżniczko? – spytał. Traktował Lindę jak swoją małą
siostrzyczkę i zawsze nazywał ją księżniczką.
-
Okej – powiedziała, uśmiechając się trochę nieśmiało.
-
Nie, idź sobie już. Tam masz Hugona, Scorpiusa, mojego brata… odczep się –
powiedział w końcu Albus, patrząc na Ann. Powoli tracił na cierpliwości, a był
jedną z bardziej cierpliwych osób, które Rose poznała w swoim życiu.
-
Ale ja już z nimi wszystkimi tańczyłam! – Ann pokręciła głową. – Na poprzednich
imprezach ciągle. Teraz chcę z tobą.
-
Ale na to nie licz. Już, idź sobie.
-
Nie zamierzam – powiedziała i z uporem usiadła mu na kolanach. Uniósł brew i po
prostu postanowił ją zignorować.
Hugo
uśmiechnął się do Lindy i poczochrał ją po czarnych włosach. Na oparciu jego
fotela usiadła dziewczyna i objęła go.
-
No hej – zamruczała i pocałowała go czule. Brunet, jakby nigdy nic, leniwie
odwzajemnił pocałunek i spojrzał na nią.
-
Co jest?
-
Potańczymy? – spytała.
Rose
spojrzała na brata z niedowierzaniem. Linda odwróciła wzrok od Hugona i
spojrzała na Scorpiusa.
-
A wy? Czemu nie tańczycie? – spytała cicho.
-
Potem pójdziemy – powiedział Scorpius, cmokając swoją dziewczynę. Linda kiwnęła
głową i lekko się uśmiechnęła. Cieszyła się, że im się udało.
Hugo
spojrzał na dziewczynę, która siedziała na jego kolanach.
-
Nie mam ochoty, idź potańczyć sama – rzucił do niej.
-
Chociaż jedną piosenkę. – Pogładziła tors chłopaka, patrząc na niego.
-
Nie, idź już – Hugo przewrócił oczami, chcąc zbyć dziewczynę, jednak ona za
bardzo domagała się jego zainteresowania, więc chłopak w końcu zrobił się
nieprzyjemny i zrzucił ją z kolan, każąc się odczepić. Gdy odchodziła od niego
miała łzy w oczach. Młody Weasley jedynie przewrócił oczami, zupełnie nic sobie
z tego nie robiąc. Scorpius pokręcił głową i spojrzał na niego. Linda zrobiła
dziwną minę, patrząc na to. Miała w sobie zbyt wiele empatii, współczucia i
wrażliwości. Była jak emocjonalna gąbka, chłonąca uczucia innych.
-
No co? Wkurzająca była – rzucił Hugo, wzruszając ramionami. Ann nawet nie
zwróciła na to uwagi, bo znów postanowiła trochę pomęczyć Albusa.
-
Jeden taniec. Albus, tylko jeden taniec – powiedziała, siedząc mu na kolanach.
-
No mówię ci, że nie.
-
Jesteś okropny – powiedziała, marszcząc nos. Chłopak zwyczajnie udał, że jej
nie słyszy. – Albus, nie daj się tyle prosić! – Spojrzała na niego, ale on
ponownie ją zignorował. Na moment sobie odpuściła.
-
No nie patrz tak, księżniczko – powiedział Hugo, otaczając Lindę ramieniem.
Zauważył jej spojrzenie. – Nic jej nie będzie, to nawet nie był związek.
-
Jak możesz być taki okropny, Hugo? – spytała, patrząc na niego z oburzeniem.
-
Ja? Okropny? To te dziewczyny są okropne. Gdybym pierwszy ich nie rzucił, bez
obaw, one zrobiłyby to same.
-
Nie sądzę. Ona nie wyglądała jak dziewczyna, która chce cię rzucić.
-
Takim dziewczynom jak ona wszystko szybko się nudzi. Teraz wielka miłość, a za
tydzień poszuka sobie innego.
-
Ty jesteś taki sam, Hugo – zauważyła, patrząc na niego.
-
Ja po prostu robię to pierwszy.
-
Jesteś bezduszny, Hugo – powiedziała cicho. – Nie chciałabym, żeby ktoś mnie
tak kiedykolwiek potraktował.
Spojrzał
na nią. Linda nie miała pojęcia co chłopak do niej czuje i jak odbiera jej
słowa.
-
Takich dziewczyn jak ty nie traktuje się w ten sposób. Gdyby ktoś spróbował,
byłoby po nim. Obiecuję – powiedział tylko.
-
Tylko tak mówisz, prawda jest zupełnie inna. Im też pewnie nie mówisz na
wstępie, że chcesz się zabawić, ale zaraz je zostawisz, nie? O takich rzeczach
nikt nigdy nie ostrzega. A wiesz dlaczego? Bo wtedy żadna dziewczyna nie
chciałaby takiego związku. Kto by się pakował w taki układ, wiedząc, że nie ma
on przyszłości? – Patrzyła na niego.
-
Połowa dziewczyn z tej szkoły. Naprawdę myślisz, że one nie zdają sobie sprawy
z kim się umawiają? Przecież plotki między dziewczynami przechodzą z prędkością
światła. Część z nich dobrze wie w co się pakuje, a druga połowa jest tak
głupia, że same są sobie winne.
-
Nie masz szacunku do kobiet, więc nie zdziw się, jeśli kiedyś się na tym
przejedziesz, Hugo – powiedziała, głosem pełnym oburzenia.
-
Bo kobiety są takie święte – rzucił, przewracając oczami.
-
Nie, ale nie wyobrażam sobie być z kimś, kto może mi za dwa dni powiedzieć, że
się mną znudził.
-
Ale nimi nie da się nie znudzić. Wiele z nich jest kompletnie pustych.
-
Bo inteligentne by się do ciebie nie zbliżyły – powiedziała rozbawiona Ann.
-
Jak możesz tak mówić, Hugo?! – Linda już nie kryła swojego oburzenia.
-
Taka prawda. Nie martw się, one nie są takie wrażliwe jak ty.
-
Współczuję twojej dziewczynie, Hugo. Jeśli kiedykolwiek będziesz miał jakąś na
dłużej niż dwa dni – powiedziała, patrząc na niego. Albus nachylił się w
kierunku Rose i Scorpiusa.
-
To jest właśnie ten moment, kiedy Hugo na moment traci na swojej pewności –
powiedział tak cicho, że tylko oni mogli to usłyszeć.
-
Nie traktowałbym tak prawdziwej kobiety – zauważył młodszy Weasley, a Rose aż
się skrzywiła, słysząc to zdanie. Miała wrażenie, że sam sobie kopie dół.
-
One również są prawdziwymi kobietami!
-
Kłóciłbym się.
-
A ja nie! – Linda była wyraźnie oburzona zachowaniem chłopaka. Brak
rodzicielskiej miłości nie przeszkodził dziewczynie w nabraniu empatii i
współczucia względem innych. Jedną z najważniejszych cech, według brunetki, był
szacunek do innych.
-
Daj spokój. Nie musisz się przecież nimi przejmować – powiedział, kręcąc głową.
-
Nie moja wina, że brak ci empatii.
Nic
więcej nie powiedział, zdając sobie sprawę, że nie wygra swoimi argumentami.
Poza tym, Linda Parkinson była jedyną osobą, z którą chłopak nie chciał psuć
sobie relacji. Kłótnia i ewentualne ciche dni, w tym przypadku, nie wchodziły w
grę. Nie mógłby znieść, gdyby nie chciała się do niego odzywać. Za bardzo mu na
niej zależało.
-
Cześć, co tam? – Nagle obok nich pojawił się Corn Zabini, jak zwykle nie
przebrany. W takich imprezach z kostiumami zwykle kończyło się na tym, że
faceci przychodzili ubrani normalnie, a dziewczyny – przebrane. Tym razem nie
było wyjątku. Corn poczochrał Rose po skołtunionych włosach.
-
Psujesz mi fryzurę – powiedziała, marszcząc nos.
-
I tak była kiepska – rzucił rozbawiony.
-
Jesteś okropny – rzuciła, kręcąc głową. Linda wpatrywała się w Zabiniego bez
słowa. Chłopak od dawna jej się podobał, o czym wiedzieli wszyscy. Prócz
zainteresowanego.
-
Jeju, Linda, już się tak nie gniewaj. – Hugo pokręcił głową i cmoknął ją w
czoło. – Było minęło. Ciebie nigdy bym tak nie potraktował, wiesz? – Pogłaskał
ją po włosach. Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby próbował
podkreślić swoje miejsce u jej boku. Scorpius uśmiechnął się, patrząc na nich.
Linda jednak odwróciła wzrok.
-
Nie wiem tego, Hugo. Przykro mi – powiedziała cicho.
-
Nie potraktowałbym – zapewnił i przyciągnął ją do siebie. – Nie obrażaj się.
Nic
już nie powiedziała. Chłopak pokręcił głową i spojrzał na nią.
-
Potańczysz ze mną jeszcze?
-
Teraz moja kolej – stwierdził Corn i złapał Lindę za dłoń. – Idziesz, mała?
Nieśmiało
kiwnęła głową i wstała za chłopakiem. Razem wyszli na parkiet. Hugo spojrzał za
nimi, ale nic nie powiedział, jednak po wyrazie jego twarzy widać było, że mu
się to nie podoba. Przez moment wyglądał zupełnie jak nie on. Ann tylko się uśmiechnęła,
patrząc na niego.
-
Wyluzuj, to tylko taniec.
-
Nie wiem o co ci chodzi – powiedział i napił się.
Rose
patrzyła na brata bez słowa, zdziwiła ją jego reakcja. Nie wyobrażała sobie, że
on kiedykolwiek mógłby pokazać swoje uczucia.
-
Jasne, jasne. Nie możesz patrzeć na Lindę z Cornem – powiedział Scorpius.
-
A jeszcze po tym co ci powiedziała… - wtrącił się James. Hugo pokręcił głową.
-
Idę potańczyć z jakąś dziewczyną, bo nie mogę was słuchać – stwierdził i
odszedł do nich. Rose westchnęła.
-
To chyba karma – rzucił Scorpius z rozbawieniem.
-
Karma?
-
No, za te wszystkie dziewczyny. Linda to jego karma. On tak na nią leci, a ona
leci na Corna – powiedział. Nie dodał, że Corn leci na Rose, a ona woli jego.
To była sytuacja bez wyjścia.
-
Nie wiedziałam – przyznała rudowłosa i spojrzała na swojego chłopaka.
-
Dlatego Hugo tak zareagował, kiedy poszła z nim tańczyć. On o tym dobrze wie.
Wszyscy wiedzą. Wszyscy, poza Cornem.
-
I chyba poza Linda, co? – spojrzała na niego.
-
Lindanie wie, że Hugo na nią leci, a Corn nie wie, że na niego leci Linda. Corn
chyba wie, że Hugo ma słabość do Lindy, ale nie wie, że trochę mu utrudnia
sprawę, bo nie wie, że podoba się Lindzie.
-
Trochę to… skomplikowane – powiedziała w końcu, próbując to sobie jakoś
poukładać. – I pomyśleć, że jeszcze niedawno wyglądało to dużo gorzej… -
Pokręciła głową i wtuliła się w blondyna.
-
No, skomplikowane – przyznał, tuląc ją. – Ale Corn nigdy nie okazał w taki
sposób zainteresowania Lindą. A jest w tej sferze, jak wiesz, dosyć otwarty,
więc nie sądzę, by to ukrywał.
-
Biedna Linda – mruknęła Rose.
-
Najlepiej jakby porozmawiali – przyznała Ann. – Nawet jakby nie wypaliło, to
chociaż miałby ją kto pocieszyć.
-
Tak, ale najpierw musiałaby z nim porozmawiać. – Rose na nią spojrzała. – A ona
z nim nie porozmawia, bo się wstydzi. Z kolei on z nią nie, bo o niczym nie
wie. To sytuacja bez wyjścia.
-
Chyba, że im w tym jakoś pomożemy – powiedziała Ann.
-
O nie, nie. To zły pomysł, Ann – rzucił Scorpius, patrząc na nią.
-
Nie, oni sami muszą to zrobić. – Rose zgodziła się ze swoim chłopakiem.
-
Do końca życia się nie wyrobią. – Ann nie dawała za wygraną. Weasley
postanowiła z nią podyskutować, ale tak, by odwieść ją od pomysłu ingerowania w
sprawy osobiste Lindy.
-
Poradzą sobie.
-
To chociaż pogadam z Lindą. Może jakoś ją popchnę.
-
Przestań, lepiej nie.
-
Pogadam z nią tylko.
-
Ale po co?
-
Może ją przekonam, że powinna pogadać z Cornem.
-
Poradzi sobie sama. – Rose wątpiła, by szło przemówić Ann do rozsądku. Już
wcześniej widziała, że nawet Albus tracił przy niej cierpliwość.
-
Jasne – rzuciła Ann bez przekonania.
-
Uwierz w nią w końcu – powiedział Albus, kręcąc głową. Może i Linda była
delikatna, wrażliwa i bardzo w sobie zamknięta, ale mimo wszystko wierzył, że
dziewczyna da sobie radę bez ingerencji w jej sprawy.
-
Po prostu się o nią troszczę. Przecież jak Corn spotykał się z Rose to serce mi
się krajało, gdy na nią patrzyłam – powiedziała i dopiero wtedy zdała sobie
sprawę, że dziewczyna tutaj jest. – Sorry, to oczywiście nie twoja wina –
dodała.
-
Gdybym wtedy o tym wiedziała… - Rose westchnęła cicho. Czuła się winna, bo gdy
spotykała się z chłopakiem po raz drugi, robiła to tylko po to, by wzbudzić
zazdrość w Scorpiusie. Tym samym, niestety, raniła wszystkich dookoła. Dopiero
teraz rozumiała jak daleko zabrnęła w tym wszystkim. – A ona jeszcze próbowała
mi pomóc…
-
Daj spokój – powiedziała Ann, patrząc na nią. – To nie było nic złego z twojej
strony – zapewniła, a Scorpius mocniej objął Rose w pasie. Cmoknął ją w
policzek. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Corn nie patrzy na
Lindę tak, jak ona by tego chciała. Właśnie w ten sposób patrzył na Rose. To
było wiadome, że nie przeszło mu tak od razu. Uczucia nie mijają w pięć minut.
Przez
cały wieczór Hugo tańczył z różnymi dziewczynami, które chętnie z nim szły na
parkiet. Ann najczęściej lądowała w ramionach Jamesa, z którym była w luźnym,
przyjacielskim układzie. Tak jak Hugo pragnąłby nie wypuszczać Lindy z ramion,
tak ona chciałaby tkwić w uścisku Albusa, wdychając jego zapach. Niestety,
żadne z nich nie miało obecnie nawet cienia szansy na zmianę sytuacji w
najbliższym czasie.
Pod
koniec imprezy w pokoju wspólnym Slytherinu zostali tylko oni i kilku innych
uczniów. Wciąż siedzieli na kanapach, pili i rozmawiali. Rose przytulała się do
swojego chłopaka, który głaskał ją po włosach. Byli dosyć uroczą parą.
-
Powinnam wracać do siebie – mruknęła w końcu. Było późno, a ona musiała przejść
cały Hogwart, od lochów aż po wieżę Gryffindoru. Poza tym cały czas zauważała
spojrzenie Corna, z czym nie czuła się najlepiej.
-
Już? – Scorpius spojrzał na nią i pogłaskał ją po plecach.
-
Już późno, sporo ludzi poszło.
-
Noc jeszcze młoda – zauważyła Ann i usiadła po prawej stronie dziewczyny.
Podała jej drinka. Ślizgoni zawsze przemycali na swoje imprezy silniejsze
trunki. Mieli o tyle łatwiej, że bracia Potter wykradli swojemu ojcu Mapę
Huncwotów i już dawno w pełni ją rozpracowali. – Zrobimy sobie drugą, mniejszą
imprezę. Do dna – rzuciła i sama się napiła.
-
Nie piję – powiedziała, chcąc oddać jej szklankę.
-
To nasza pierwsza wspólna impreza. Nie ma opcji. To słaby drink.
-
Ty nie znasz takiego pojęcia – powiedział rozbawiony Scorpius. Zabrał Rose
drinka. – To jej zaszkodzi, ona nie pije.
-
Jesteś jej chłopakiem czy ojcem? – spytała Ann, unosząc brew.
-
Jeszcze mi brakuje pijanej Rose – powiedział Albus, kręcąc głową. - Chociaż... pijana kuzyneczka jest bardzo ciekawym widokiem, nie powiem.
-
Nie musi się od razu upijać, to jeden drink. – Ann przewróciła oczami i znowu
dała alkohol Rose. – Wyluzuj, serio jest słaby. Musimy jakoś uczcić wasz
związek, nie?
-
Słaby? – Albus się zaśmiał. Nikt z nich nie wierzył, że Ann może zrobić lekki
drink.
-
Słaby. – Nott pokazała mu język. – Ja nie robię mocnych drinków.
-
Jasne. – Scorpius pokręcił głową.
Rose
spojrzała na Scorpiusa bez słowa. Zwyczajnie nie ciągnęło ją do alkoholu. Nie
miała ochoty, nigdy nie chciała go pić.
-
No nie patrz tak na niego. Wypij ze mną, nie upijesz się od jednego drinka,
zapewniam.
-
Jesteś pewien, że ona mówi prawdę? – spytała, patrząc na swojego chłopaka, nie
na nią.
-
Nie wiem jaką masz głowę, ale od jednego chyba się nie upijesz. Jakby coś to
dopilnuję, żebyś nie piła dalej – powiedział, głaszcząc ją po plecach.
Westchnęła,
ale w końcu sięgnęła po drinka. Wiedziała, że tym razem również dziewczyna jej
nie odpuści, więc po prostu się napiła. Drink wcale nie był taki słaby, jak
obiecywała, ale nie był również na tyle mocny, żeby ją upić. Mógł, co najwyżej,
lekko ją wstawić. Scorpius cały czas nie wypuszczał swojej dziewczyny z ramion,
tuląc ją i gładząc jej plecy. W końcu jednak zrobiło się na tyle późno i
sennie, że Gryfonka postanowiła wracać do siebie.
-
Idziemy? – zapytała Ann Lindę. Chciała szybko się położyć, żeby w nocy móc jak
najszybciej wstać. Była umówiona z Jamesem. Scorpius spojrzał na Rose.
Wiedział, że jest trochę wstawiona, więc opiekuńczo obejmował ją ramieniem.
Miała słabą głowę, naprawdę wystarczał jej tylko ten jeden drink.
-
Może odprowadzę cię do łóżka?
-
Nie wpuszczą cię do mojego dormitorium – mruknęła cicho. Był mężczyzną, żaden z
nich nie mógł wejść do damskiego dormitorium, w żadnym z domów.
-
To odprowadzę cię do salonu, a potem Ann i Linda dopilnują, żebyś trafiła do
łóżka. Prawda Ann? W końcu to ty podpiłaś mi dziewczynę.
-
Dobra, dobra, zajmę się tym – powiedziała, wstając z kanapy. Linda wstała za
nią.
-
Nie trzeba. – Rose na nich spojrzała.
-
Trzeba – powiedział Scorpius. – Chcę mieć pewność, że szczęśliwie wylądowałaś w
łóżku. Chodź.
-
Spokojnie, trafię do swojego łóżka.
-
Ale one tego dopilnują – rzucił. W końcu wyszli z pokoju Slytherinu i poszli w
stronę dormitorium dziewczyny. Pod portretem Grubej Damy chłopak ucałował ją
czule na dobranoc. Linda i Ann czekały, aż się pożegnają, żeby móc ją
odprowadzić.
-
Dobranoc – mruknęła cicho.
-
Dobranoc – powiedział i pocałował ją na pożegnanie.
-
Dobra, dobra, za słodko się robi – rzuciła Ann i pociągnęła Rose za rękę. – Chodź,
idziemy już.
Rose
podała Grubej Damie hasło i razem z dziewczynami przeszła przez portret. Poszły
do jej dormitorium, w którym wszystkie dziewczyny już spały. Usiadła na łóżku i
spojrzała na dziewczyny. Jej zdaniem to było niepotrzebne, żeby dziewczyny ją
odprowadziły do łóżka. Nie była pijana, to w końcu był tylko jeden drink.
-
Dobranoc. – Ann uśmiechnęła się do niej.
-
Dobranoc – powiedziała, odwzajemniając uśmiech.
-
Widzisz? Moje drinki nie są złe – mówiąc to, poczochrała ją po włosach. Rose
pokręciła głową.
-
Więcej i tak nie piję.
-
Ale przyznaj, że to przyjemne – powiedziała rozbawiona.
-
Nie. – To nawet nie było na przekór, tak było naprawdę. Dla Rose picie alkoholu
naprawdę nie było czymś przyjemnym, potrafiła obejść się bez tego. Pierwszy
drink, chociaż wszyscy zwykle chwalili jego smak, nie przekonał Gryfonki do
ponownego spróbowania alkoholu w przyszłości.
-
Nie znasz się – powiedziała, kręcąc głową. – Śpij, śpij. Dobranoc – rzuciła i
ruszyły z Lindą do drzwi. Parkinson jeszcze się odwróciła i spojrzała na nią.
-
Spokojnej nocy, Rose. – Uśmiechnęła się i razem wyszły.
-
Dobranoc, Linda – powiedziała cicho, już do zamkniętych drzwi. Położyła się na
łóżku, chociaż wiedziała, że zaraz musi iść się przebrać i umyć. Przede
wszystkim musiała wypłukać lakier do włosów, bo inaczej, czego była pewna, rano
ich nie rozczesze.
Czasem
nie wierzyła w to, co działo się w ostatnim czasie dookoła niej. Przez całe
sześć lat życia w Hogwarcie było raczej spokojnie, pomijając częste kłótnie ze
Scorpiusem i ukryte schadzki z Cornem. Teraz, gdy przyszedł moment, w którym
potrzebowałaby spokoju, gdy stanęła przed wyborem swojej przyszłości, wszystko
zaczęło ją przytłaczać. Wciąż próbowała zapomnieć o tym, co działo się we
wrześniu. Ten miesiąc był trudny dla jej psychiki, ledwo to wszystko znosiła,
chociaż ukrywała to przed Scorpiusem.
Wmawiała
wszystkim dookoła, a przede wszystkim sobie, że zapomniała o upokorzeniu.
Gra
aktorska wcale nie była dobrym rozwiązaniem.