wtorek, 12 marca 2013

Scorpius: "Nie jes­tem podły czy wredny. Jestem po prostu nieszczęśliwy."


Oszukiwał siebie samego. Grał przed samym sobą, próbował sobie wmówić coś, co całkowicie mijało się z prawdą. Chciał pokazać zarówno Rose, jak i sobie, że jest dla niego nikim. Lubi się nią bawić, drwić z niej, znęcać się, ale tak naprawdę znaczy dla niego tyle co nic. Dlaczego? Może nie chciał być samotny w tym cierpieniu. Scorpius czuł się, jakby nikomu na nim nie zależało. Kochał matkę, ale co z tego? Wybrała inne życie. Bez niego. Z daleka od niego. Zostawiła ojca, dobrze, rozumiał. Tylko dlaczego nie zwróciła uwagi na niego? Czuł się jak powietrze, bez znaczenia i bez celu. W tej chwili nienawidził wszystkiego i wszystkich. Tak, Rose też nienawidził. Na swój dziwny przepełniony namiętnością i zmartwieniem sposób, nienawidził jej. Czy tego chciał czy nie, była jego słabością. Kimś o kogo mimowolnie się martwił, kimś kim się przejmował. A przecież Malfoyowie nie przejmują się niczym. Każda jej łza, każdy smutek i każde milczenie zbywał, chociaż było to dla niego równie bolesne jak dla niej. Miotały nim różne uczucia. Z jednej strony chciał jej bólu. Sam nie wiedział dlaczego. Miał do niej o coś żal, tylko że sam nie potrafił do końca określić co to takiego. A z drugiej strony pragnął jej i kochał całym sobą. Tak, to było coś na kształt miłości. Chociaż nawet w myślach nie nazywał tego po imieniu.

Czasami, chciało mu się po prostu krzyczeć. Wyjść na środek lasu i rozładować wszystkie emocje. Nie tłumić ich w sobie, bo właśnie to najbardziej bolało. Pragnął zobaczyć matkę. Poczuł się, jak pięciolatek, który potrzebuje tego, by mama go przytuliła, bo jest mu źle. Czuł się jak dziecko, bo był bezradny i kompletnie nie wiedział co zrobić. Robił to, co przychodziło mu do głowy, a to dlatego, że nie wiedział co zrobić powinien. Ranił innych. Ranił siebie. Ranił ją. Chociaż robił to naumyślnie, czuł się, jakby kierowała nim podświadomość, jakby nie miał wpływu na swoje czyny.



***



Wstał wcześnie rano, wziął prysznic i wyszedł z pokoju. Było bardzo wcześnie, ale on lubił wstawać prawie że nad ranem. Miał wtedy chwilę dla siebie, nikt mu nie przeszkadzał, mógł się przespacerować, poczytać, albo po prostu posiedzieć przed kominkiem w pokoju wspólnym. Zazwyczaj o tej godzinie było tam pusto, ale tym razem zastał swoją przyjaciółkę, Ann. Brzmiało to dość śmiesznie. Scorpius – cyniczny, wredny, nieprzyjemny, czasem i podły, miał przyjaciółkę. Do tego, dość bliską i bardzo do niego podobną pod pewnymi względami. Spojrzał na nią. Siedziała i czytała książkę, a on uśmiechnął się lekko na ten widok. Najwidoczniej, nie mogła spać - ostatnio dość często narzekała na bezsenność.

Siedziała do niego tyłem, więc nie zauważyła jak wszedł. Podszedł blisko, nachylił się nad nią i zapytał przyciszonym głosem:

- Co czytasz?

- Scorpius! – aż podskoczyła – Zwariuje przez ciebie kiedyś. Co tu robisz?

- Nic – wzruszył ramionami i usiadł obok niej – Nudzę się.

Popatrzyła na niego z lekkim rozbawieniem.

- Jest piąta.

- No właśnie, więc wszyscy śpią, a mi się nudzi.

- Scorpius, o co chodzi z tą… jak jej tam, Rose? Zachowujesz się dziwnie, nawet jak na ciebie – zmrużyła oczy, nie lubiła kiedy jakiś chłopak, znęcał się nad dziewczyną. Nie wtrącała się, bo zawsze wyznawała zasadę: „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”, ale zachowanie Scorpiusa było martwiące, bo przesadzał, naprawdę przesadzał.

- Ann, nie mam ochoty na wykłady – westchnął, nie patrząc na nią.

- Nie zamierzam ci robić wyrzutów. Po prostu, powiedz w czym rzecz.

- Ja... nie chcę o tym gadać. Przepraszam – mruknął i sięgnął po jej książkę.

- Dobrze, ale pamiętaj, żeby nie przesadzić. Widzę, że jest źle, a ona nie potrafi Ci się sprzeciwić. Nie wolno ci pomiatać kobietami, Score – rzuciła i wstała.

- Gdzie idziesz?

- Przejść się.

- Ann, to nie tak… - powiedział cicho.

- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, jak jest. Po prostu nie przesadzaj. - Wyszła z pokoju, a on spojrzał za nią. Miała rację, ale nie przyznał tego sam przed sobą.



***



Już o normalnej, ale rannej godzinie, Scorpius wrócił do dormitorium. Kiedy przekroczył próg, usłyszał radosne i pełne entuzjazmu pytanie Corna – był prawie pewien, że w ten sposób chciał zamaskować złość, żal i smutek :

- Idziemy do Hogsmeade, mała?

- Idziemy – odpowiedziała Rose z uśmiechem, ale Scorpius wyczuł coś w jej głosie. Coś, czego z pewnością nie wyczuł Corn. Była wykończona, miała dość, te 10 dni było dla niej koszmarem.

- To ja pójdę z wami – oznajmił Scorpius, wychodząc z za rogu i nonszalancko opierając się o framugę drzwi.

Spojrzała na niego.

- Nie, idziemy sami – powiedziała, chociaż jej głos nie był już taki pewien.

- Och, Weasley, ty i tak masz już przechlapane, więc doprawdy mogłabyś się nie pogrążać – przewrócił oczami.

- Bo co mi zrobisz? – zapytała zaczepnie.

- Co zrobię? Ty masz po prostu robić co mówię. Co z twoim niby-honorem, co? – zakpił i dodał z irytacją: – I jak już mówiłem, nie zwracaj się tak do mnie.

- Bo co mi zrobisz? – powtórzyła. – Zabijesz mnie? – widział, że miała dość. Próbowała z nim walczyć, miała dość tego poniżania. Ale on nie zamierzał jej odpuszczać.

- Wróćmy do zasadniczego pytania, zamierzasz wywiązywać się z naszej umowy? Czy po prostu stchórzysz?

- Ja nigdy nie tchórzę, Malfoy – warknęła.

- W takim razie, najpierw mnie przeproś – zażądał spokojnie.

- Niby za co? – uniosła brew.

- Za to co się działo na śniadaniu i za to co się działo teraz. Masz posłusznie wykonywać moje polecenia i zwracać się do mnie Panie Malfoy, tak? Dzisiaj chyba się z tego do końca nie wywiązywałaś – odparł, patrząc na nią. Chciał, żeby czuła się bezsilna. Aby wykonywała jego polecenia automatycznie. Chciał, żeby go znienawidziła. Po prostu tego chciał.

- Dupek - syknęła ledwo dosłyszalnie i spojrzała na niego. – Przepraszam panie Malfoy - powiedziała chłodno.

- Po pierwsze, pogarszasz swoją sytuacje. Po za tym przeproś z uśmiechem na ustach i normalnym tonem. I nie obrażaj mnie więcej, to również polecenie. – niemal warknął. Mruknęła coś jak "zobaczymy za dziewięć dni" i powiedziała z przesłodkim uśmiechem

- Przepraszam panie Malfoy - tym razem w te słowa włożyła tyle słodyczy, że aż robiło się niedobrze.

- Tak lepiej - mruknął z zadowoleniem. - A teraz się zbierajcie, skoro mamy iść.

- Jesteś gotowa? – zapytał Corn, całkiem naturalnym głosem, a Scorpiusowi przeszło przez myśl, że nie jest on wcale takim złym aktorem, jakby się mogło wydawać. Kiedy Rose kiwnęła głową, dodał spokojnie: - To możemy iść.

Scorpius przez chwilę cierpliwie szedł, koło pary która trzymała się za rękę. Jednak nie był on osobą, która lubiła trzymać się z boku, więc żeby nie dać o sobie zapomnieć, objął Rose w pasie. Wiedział jak to wygląda. Chciał, żeby tak to wyglądało.

- Powiedz mi Weasley, a fantazjowałaś kiedyś o Cornie? Wiem na razie tylko tyle że o mnie na pewno. A o nim? - palnął nagle. Pragnął zobaczyć jej rumieńce, spuszczony wzrok i mocne zawstydzenie. Ona natomiast spojrzała na niego ze strachem, chyba nie sądziła, że usłyszy takie pytanie.

- Hm? – mruknął, udając niecierpliwego. W rzeczywistości największą radość czerpał właśnie z jej zawstydzenia i chciał, żeby trwało ono jak najdłużej.

Zarumieniła się jak dorodne jabłuszko i spojrzała na swoje stopy. Scorpius doskonale zdawał sobie sprawę, że Rose ciężko mówi się o takich rzeczach.

- To pytanie nie było zbyt trudne Weasley – zakpił.

- Było wystarczająco żenujące. Nie muszę spowiadać się tobie o kim fantazjowałam…

- Musisz, bo ci każe i nie tobie tylko panu.

- Tak – powiedziała cicho, spuszczając wzrok. Zabini uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony, a Rose szła zawstydzona.

- Który z nas jest przystojniejszy? Ja, czy Corn? Tylko szczerze, Weasley. - Ciężko określić – powiedziała cicho, nie patrząc na żadnego z nich. To wystarczyło, żeby Scorpius poznał odpowiedź, ale nie zamierzał jej tego ułatwiać. Czerpał przyjemność, z jej zawstydzenia.

Corna widocznie to oburzyło, co Scorpius skwitował pełnym politowania spojrzeniem.

- Słucham? – spojrzał na nią.

- Zdecyduj – zażądał, bez żadnej litości Malfoy.

- Nie - powiedziała w końcu i spojrzała na Malfoya. Nie mogła kłamać, przecież to było od początku wiadome, że Scorpius jest znacznie przystojniejszy niż Corn. - Nie będę określać czy ty jesteś przystojniejszy czy Corn. Wystarczy, że obydwaj jesteście przystojni - westchnęła.

- Nie ty tylko pan, na Merlina. Owszem, chcę żebyś się określiła – sam fakt, że nazwała go przystojnym, był wyczynem i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Co z tego, że znał odpowiedź na to pytanie? Corn miał to usłyszeć, z jej ust. Tylko, że ona milczała. Milczała i nawet nie otwierała ust, żeby coś powiedzieć.

- Mów – zażądał stanowczo Malfoy.

- Powiedz już – westchnął Corn. Nie chciał tego słyszeć, ale chciał jej to ułatwić.
Wahała się. Wybrać szczerość czy szczęście w miłości? Spojrzała na Corna, szukając w nim pocieszenia.

- Powiedz szczerze – on prosił. On nie rozkazywał. Po prostu prosił, łagodnie i uspokajająco. Wiedział, że Scorpius i tak nie odpuści, a nie chciał dla niej więcej kłopotów. Wiele go to kosztowało, mimo wszystko nie zamierzał jej tego utrudniać. Nie zasługiwała na to.

"Przepraszam", powiedziała bezgłośnie, co mógł wyczytać z ruchu jej warg. Spojrzała z niechęcią na Scorpiusa.

- Ty. Niewiele, ale ty - powiedziała cicho. - Ale wygląd jest nieważny. Ważniejsze jest uczucie.

Uśmiechnął się z triumfem. Cornowi zrzedła mina, ale nie spojrzał na nią żalem.

Właściwie zdawał sobie sprawę że Scorpius ma większe powodzenie u dziewczyn.

- Czego najbardziej nie lubisz w Cornie?

- W Cornie? Chyba nie ma żadnej takiej cechy. Może poza zbyt dużą delikatnością i blond włosym przyjacielem. Więcej nie mam mu nic do zarzucenia.

- Zbyt delikatny? - zdziwił się Corn.

- Obchodzisz się ze mną jak z porcelaną. Delikatne pocałunki, przytulanie... Chciałabym czegoś... Czegoś innego - spojrzała na niego.

- Myślałem że tego właśnie chcesz, przecież... tego chyba chcą dziewczyny, nie? Żeby być wobec nich delikatnym, miłym, kulturalnym - powiedział niepewnie Corn.

Scorpius prychnął.

- No nie wiem - rzucił drwiąco. Miał trochę inne zdanie na ten temat i jak na razie, to ono się sprawdzało.

- Bo tego chcę, naprawdę - zapewniła go z uśmiechem - ale chcę też, żebyś czasem odrzucił tą delikatność, pocałował tak, że stracę oddech... - zarówno Rose jak i Scorpius zdawali sobie sprawę, że Rose woli całować blondyna.

- Zademonstruje – uśmiechnął się z wyższością Scorpius, przyciągnął do siebie dziewczynę i pocałował ją długo i namiętnie.

Z wrażenia aż jęknęła w jego usta. Scorpius całował ją z wielką pasją i zaangażowaniem. Z tym, czego tak bardzo brakowało jej w pocałunkach Corna. Mimowolnie odwzajemniła jego pocałunek, chociaż wiedziała, że nie powinna. Miała jednak słabość do pocałunków Malfoya, których nigdy nie chciała przerywać. Oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę i wiedzieli, że w tych pocałunkach zawsze jest coś więcej.

Corn zacisnął dłonie ze złości i zmielił w ustach przekleństwo. Spojrzał na Rose z wyrzutem, kiedy Scorpius ją puścił, ale zdawał sobie sprawę że nie miała wyboru.

- Tak? - uniósł brew i spróbował równie namiętnie pocałować dziewczynę.
Poczuła się jak zabawka, kiedy najpierw całował ją Scorpius, a później od razu pocałował ją Corn. Mimo wszystko odwzajemniła pocałunek Zabiniego.

Kiedy się od niej odsunął, szedł patrząc bezmyślnie przed siebie. Sytuacja była dość niezręczna. Scorpius na nią spojrzał kątem oka. Wyglądała, jakby chciała się rozpłakać. W pewnym momencie, chciał ją nawet przytulić i obiecać, że już nigdy czegoś takiego jej nie zrobi. Stary Scorpius by tak zrobił. Naprawdę. Ale to nie był już stary Scorpius.

- Idziemy gdzieś, konkretnie? – zapytał tylko.

- Może do Trzech Mioteł, Rosie?

- Co? – zapytała, jakby wyrwana z zamyślenia. Była cieniem człowieka.

- Czy chcesz iść do Trzech Mioteł? – zapytał głosem przepełnionym troską.

- Możemy iść – mruknęła, patrząc na niego. Już chyba było jej wszystko jedno. Już miała dość. Kiedy weszli do środka i zajęli miejsce, przy stoliku przy oknie, Scorpius rzucił obojętnie:

- Przynieś dla nas po piwie kremowym, Weasley.

Powrót ją wiele kosztował, ale przełamała się i zajęła miejsce obok Corna. Scorpius zaśmiał się kpiąco i poklepał miejsce obok siebie. Kiedy się zawahała i przegryzła nieznacznie dolną wargę, odchrząknął. Westchnęła i zajęła miejsce koło Malfoya.

- Z kim wolałabyś odbyć swój pierwszy raz? Jak najbardziej szczerze, nie patrząc na kilka ostatnich dni.

Spojrzała na niego i pokręciła głową. Nie zamierzała odpowiadać na to pytanie. Było zbyt intymne.

- Mów - powiedział ostro, jednak z lekkim rozbawieniem.

- Nie - powiedziała pewnie.

- Masz powiedzieć, Weasley.

- A jeśli cię okłamałam w pociągu i mam to już za sobą? - spytała nagle i spojrzała mu pewnie w oczy, mając nadzieję, że Corn za moment nie palnie, że ze sobą nie spali.

- Przecież między nami.. - zaczął Corn, ale Rose zmroziła go wzrokiem.

Scorpius spojrzał na nią z politowaniem.

- Widzisz, sam cię wydał, a teraz mów.

- Dzięki - warknęła na Corna z irytacją. Jak mógł?

- Sorka - mruknął.

- Nie odpowiem na to pytanie. Może mnie PAN ukarać, ale na nie, nie odpowiem - powiedziała pewnie. Zawahał się. Może powinien jej odpuścić? Wydawała się bardzo pewna siebie co, patrząc na ostatnie dni, było nowością.

- To moje polecenie – powiedział jednak.

- A jeśli nie odpowiem?

- To nie wywiążesz się z umowy. Podobno jesteś honorowa, więc o co chodzi?

- O to, że to najbardziej żenujące pytanie, jakie mogłam dostać – westchnęła.

- Uznam to za komplement – uśmiechnął się złośliwie. – Powiedz.

- Nie. Niech mój honor szlag trafi, ale nie odpowiem na to pytanie. Mogę odpowiedzieć na każde inne, ale nie na to.

- Twoje słowa mówią same za siebie - uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Powiedz Rose, chce wiedzieć, proszę - mruknął Corn, który również spodziewał sie jak brzmi odpowiedź.

Pokręciła głową, rumieniąc się jeszcze bardziej. Nie chciała tego powiedzieć na głos. Przez chwilę milczała, ale później, sama nie wiedziała co ją do tego podkusiło, powiedziała:

- Z żadnym z was - po tych słowach spojrzała na nich, czekając na reakcję. Jej głos był pewny i nie słychać było w nim kłamstwa. Silnego kłamstwa.

Scorpius roześmiał się dźwięcznie i poklepał ją po głowie.

- Jasne, Weasley, jasne - co prawda wydawało się że mówiła szczerze, ale wiedział że to nie prawda. Tego był niemal pewien. Corn spojrzał tylko na swoją szklankę, milczał. Rose warknęła na Scorpiusa, którego tylko bardziej to rozbawiło.

- Jest w poniedziałek sprawdzian z eliksirów? – zapytał Corn, niedyskretnie zmieniając temat.

- Jest – odparła Rose.

- Wspaniale – zironizował. Przez ten cudowny weekend, na pewno cała trójka obleje, ale właściwie nieszczególnie się tym teraz przejmowali.

Scorpius spojrzał badawczo na Rose. Miała przepełniony smutkiem i zrezygnowaniem wzrok, a ręce kiedy sięgała po piwo kremowe, lekko jej drżały. Wyglądała… pięknie. Starał się odsunąć od siebie te myśl.

- Czego najbardziej nie chcesz mi powiedzieć? – powtórzył swoje pytanie z pokoju życzeń, chodź wiedział, że to już jest cios poniżej pasa.

- Proszę... - szepnęła cicho, drżały jej usta i ręce. Nie chciała o tym wszystkim mówić, a już na pewno nie przy Cornie. Spojrzała na niego błagalnie.

Poczuł ukucie żalu i litości. Tym razem, bardzo ciężko było mu je stłumić.

- Nie proś, to na nic… - powiedział, starając się, aby jego głos się nie łamał, ale nie mówił tego pewnie.

- Proszę... - powtórzyła ciszej. - Zrobię... zrobię wszystko, czego pan chce - szepnęła. Nie buntowała się, po prostu chciała, by tym razem jej odpuścił. Ten jeden raz. Spojrzał na nią bardzo uważnie. Ona była pokorna. To go w pewien sposób przeraziło. Czuł się, jakby zniszczył jej buntowniczą naturę. Tym razem naprawdę, musiał ustąpić. Ten jeden raz.

- Dobrze - mruknął niechętnie. - Ale od teraz, robisz to co ci mówię, bez żadnego ale i ani razu nie zwracasz się do mnie nie właściwie, tak? Nie chcę podobnych sytuacji, jakie były do tej pory.

- Dobrze – powiedziała cicho i pokiwała głową.

- Przysięgasz na honor gryfona?

- Przysięgam.

- A więc dobrze.

- Dziękuje… panie Malfoy - powiedziała cicho, patrząc na niego z dziwnym wyrazem twarzy. W oczach były... pozytywne uczucia. Wdzięczność. Zdziwiło go to, ale nic nie powiedział. Dla zasady. Po dłuższym czasie milczenia, Corn zapytał:

- Idziemy już?

- Możemy wracać - powiedziała cicho. - Chociaż chciałam iść jeszcze do Miodowego Królestwa - powiedziała i spojrzała na Malfoya.

- To chodźmy - zgodził się. Uśmiechnęła się lekko. Kolejne zaskoczenie. Poszli razem na miejsce i chłopcy usiedli przy stole, a Rose poszła coś sobie wybrać. Scorpius jednak, poszedł zaraz za nią. Kiedy chciała sięgnąć po coś, z wyższego regału, podał jej to i złapał w pasie od tyłu.

- Pamiętasz, że zostajesz dzisiaj na noc?

- Pamiętam - powiedziała cicho i spojrzała na niego.

- To dobrze – powiedział, a potem zbliżył się do jej ucha i wyszeptał - Jak wrócisz, chcę żebyś usiadła mi na kolanach.

Kiwnęła tylko głową, a on leciutko przegryzł płatek jej ucha i wrócił do stołu, bez słowa. Siedzieli z Cornem w milczeniu. Oni już nie mieli o czym rozmawiać.

Kiedy Rose kupiła już trochę słodyczy i wróciła do stolika, posłusznie usiadła Scorpiusowi na kolanach, patrząc przepraszająco na swojego chłopaka. On tylko pokiwał uspokajająco głową.

Scorpius sięgnął po jedną z czekoladek i włożył ją delikatnie do ust Rose. Ta spojrzała na niego zaskoczona, więc natychmiast uznał swój spontaniczny gest za zbyt miły. Wzruszył ramionami i wskazał na jedną z czekoladek, patrząc na nią wymownie. Włożyła ją do ust chłopaka. Z boku wyglądali jak idealna, urocza para. Corn odchrząknął, więc spojrzała na niego spłoszona, z mocnym rumieńcem, chociaż przecież nie mogła nic poradzić na te wszystkie zadania.

- O co się założyliście? Wiesz, wtedy z Jamesem – zapytał nagle Scorpius.

- O mecz. Wykłócałam się z nim, że to my wygramy mecz Slytherin-Gryffindor. Jeśli przegramy, ja miałam pocałować ciebie, jeśli wy byście przegrali, to on miał na środku Wielkiej Sali wyznać miłość takiej jednej Puchonce... – westchnęła. A kiedy pokiwał głową, dodała: - Jeszcze jakieś pytanie?

- Nie, na razie nie.

Po kolejnej długiej i nieprzyjemnej ciszy, Corn znowu zapytał, czy nie pora już iść.

- Idziemy – pokiwała głową Rose i wstała z kolan Scorpiusa. Scorpius i Rose szli wtuleni w siebie, oczywiście wbrew woli gryfonki. Kiedy weszli do Sali wejściowej, zatrzymała się.

- Co? – zapytał Corn.

- Chciałabym zostawić rzeczy – spojrzała na Scorpiusa, oczekując zgody.

- Masz pięć minut – rzucił sucho.

- Może dziesięć? – zapytała niepewnie.

- Dziesięć maks – westchnął łaskawie i rozeszli się na dwie różne strony. Tyko Corn otrzymał jeszcze buziaka na pożegnanie, co chcąc nie chcąc, w dziwny sposób ukłuło Scorpiusa.



***



Tak więc Zabini i Malfoy, niegdyś najbliżsi przyjaciele, zostali na moment w pokoju sami. To było takie dziwne, takie niezręczne. Przyjaźnili się od urodzenia. Ich matki razem czytały im baśnie, razem się bawili, razem uczyli latać na miotłach, robili razem absolutnie wszystko. Potem poszli do szkoły, trafili do jednego domu, co z góry było oczywiste i ich przyjaźń tylko się pogłębiła. Razem chodzili na pierwsze lekcje, razem przeżywali pierwsze przerażające noce w lochach. Razem stali się wybitnymi uczniami, świetnymi graczami. Razem chodzili po korytarzach i oboje patrzyli z politowaniem, na dziewczyny które za nimi wzdychały. Razem zorganizowali pierwszą imprezę w lochach, razem po raz pierwszy się upili, razem po raz pierwszy grali w butelkę na całowanie i oboje wtedy przeżyli swój pierwszy, prawdziwy pocałunek. Scorpius z Ann, a Corn z Lindą. Ann i Linda. Razem je bliżej poznali, podobnie jak ślizgońską cześć rodziny Potter i Weasley, czyli Hugo, Albusa i Jamesa. Wszystko robili razem. A potem… potem pojawiła się Rose. I wszystko się zmieniło. Jedna dziewczyna.

Scorpius nalał sobie ognistej whisky i w jakimś dziwnym odruchu, nalał też Cornowi. Niektórych przyzwyczajeń, nie da się oduczyć. Podał mu szklankę, a ten spojrzał na niego zdziwiony, ale tylko wziął ją bez słowa. Rose nie było, więc mogli porozmawiać. Teoretycznie. Bo w praktyce, wiele się zmieniło.

- Mógłbyś jej trochę odpuścić – mruknął w końcu Corn.

- Dlaczego miałbym to robić? – wzruszył ramionami, bez większego przejęcia. – Czemu zrobiłeś się przy niej taki troskliwy? Nigdy taki nie byłeś.

- Nie widzisz, że ona się ciebie boi? – spojrzał na niego z niedowierzaniem. Nie poznawał go. Nie rozumiał…

- Nie boi się mnie, tylko nienawidzi – odparł pewnie.

- Boi – zapewnił go Corn. Słowa Corna, potwierdzały jego obawy.

- Przesadzasz – upierał się. – To nie strach.

- Nie przesadzam. Powinieneś trochę przystopować z tymi zadaniami, co ona ci zrobiła?

- Nie ważne – mruknął wymijająco i napił się trochę. – Tak ciężko było powiedzieć, że coś między wami? – miał żal. Po prostu miał do niego żal, o to kłamstwo.

- Nie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział.

- Faktycznie powód – mruknął Scorpius.

- Dlaczego, tak bardzo się o to złościsz? – westchnął Corn. A najgorsze było to, że Scorpius sam do końca nie znał odpowiedzi na to pytanie.

- Okłamałeś mnie, chociaż ja mówię ci o wszystkim. Ukrywałeś to przez dwa lata, cholera, Corn! - spojrzał na niego zły.

- A co miałem powiedzieć? Co byś zrobił, gdybym ci powiedział? - napił się i spojrzał na niego.

- Odradzałbym ci to, przekonywałbym cię i co z tego? To nie jest wytłumaczenie.

- Odradzałbyś? Bo co? Bo jej nie lubisz? Ty jej nawet nie znasz!

- Bo nie pasujecie do siebie. Corn, przejrzyj na oczy, KAŻDY to widzi!

- Nie, tylko ty to widzisz – spojrzał na niego ze złością.

- Naprawdę? Tylko ja? Oj, to chyba przegapiłeś te zdziwione spojrzenia na wasz widok. Wzorowa uczennica Gryffindoru, w dodatku o nazwisku Weasley i Corn Zabini, ślizgon. To nawet śmiesznie brzmi.

- Co ci tak śmiesznie w tym brzmi? Co ci w tym przeszkadza?

- Mi w niczym. Po prostu do siebie nie pasujecie, ale róbcie co chcecie, to wasza sprawa – odparł, siląc się na obojętność, ale w jego głosie pobrzmiewała złość.

- A co, może bardziej do ciebie pasuje? - spytał. Był zły. Nie. Był wściekły. Scorpius świetnie wyczuł wściekłość w jego głosie.

Prychnął.

- Nie pasuje do żadnego ślizgona, szczególnie do nas.

- Tak? Nie pasuje? To po co te wszystkie zadania? – drwina. Gorzka drwina. - Bo jej nie znoszę.

- Tak? To ci nie przeszkadzało grać z nią w prawdę czy wyzwanie i spać z nią w jednym łóżku! - to już brzmiało bardziej jak oskarżenie. Corn był zły na przyjaciela za to, jak ten traktuje jego dziewczynę.

- Oboje wiemy, że robiłem to z czystej złośliwości. A gra z nudów. – kłamał. Kłamał jak z nut.

- Z nudów? Z nudów mogłeś grać z kimś innym, a nie z nią. Czysta złośliwość? To na błoniach też było z czystej złośliwości?

- Tak - potwierdził obojętnie.

- To, jak kazałeś się całować to czysta złośliwość? Bo na pewno nie nienawiść.

- Tak, nazwałbym to złośliwością. Po za tym, ona też mi kazała kiedy to ona miała swoje trzy dni - powiedział spokojnie. Corn o tym nie wiedział, z czego Scorpius oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę.

- Co ci kazała?

- Całować ją - odparł spokojnie. - Dwa razy, za pierwszym zrobiłem to ze zbyt małym zaangażowaniem - dodał, powstrzymując złośliwy ton głosu. Wiedział, że to zaboli. I teraz właśnie tego chciał. Corn był kolejną osobą, którą ranił. Ile już ich było?

- Odpuść jej – powtórzył tylko.

- Nie, bo nie mam takiej potrzeby. Widzisz, jak się przy niej zmieniasz? Dlatego bym ci to odradzał, ale teraz już mi wszystko jedno - wzruszył ramionami.

- Teraz?

- Jak chcesz z nią być, to twoja decyzja, nie obchodzi mnie to - mruknął. Tak na prawdę to zniszczyło ich przyjaźń, z czego zarówno Scorpius jak i Corn, zdawali sobie sprawę. Wieloletnia, silna przyjaźń, po prostu zniszczona. Oni już nie widzieli szansy, żeby ją odbudować. Czy taka szansa w ogóle istniała?



***



Ich rozmowa, została przerwana nagle, przez wejście Rose do pokoju. Właściwie chyba obaj cieszyli się z takiego obrotu sprawy.

- To nie było dziesięć minut, Weasley – odchrząknął, ale nie był zły.

- Spóźniłam się tylko pięć – westchnęła i podeszła do łóżka Corna. – Przepraszam, panie Malfoy. - Corn cmoknął ją w policzek i pogłaskał po włosach. Nie wtulił ją w siebie, bo bał się, że Scorpius zajmie jego miejsce. To była paranoja.

- Dlaczego mnie wtedy odepchnęłaś? W pokoju życzeń – zapytał Scorpius nagle. Spojrzała na niego i speszyła się. Nie chciała mówić przy Cornie o tym, co wydarzyło się wtedy w pokoju życzeń. Tym razem nie pytał tylko ze złośliwości. Chciał wiedzieć. Był ciekawy. Ponaglił ją, więc odpowiedziała:

- Z dwóch powodów. Bo nie byłam gotowa i... nie chciałam być twoją przygodą na jeden raz - szepnęła, mocniej się rumieniąc. Nagle zainteresowały ją drzwi, w które wbiła zawstydzony wzrok. Nic nie powiedział, ale wstał z fotela i podszedł do okna. Rose unikała wzroku Corna.

- Podobał ci się nasz pocałunek w trzeciej klasie? – zadał kolejne, spokojne pytanie.

- Tak - powiedziała cicho. Nie chciała już go okłamywać, chociaż miała wrażenie, że poczucie winy zaraz wypali w niej dziurę.

- Tak myślałem - zaśmiał się, trochę złośliwie.

Westchnęła tylko cicho i wstała z łóżka Zabiniego. Spojrzała na niego i lekko go pocałowała, po czym powoli podeszła do okna przy którym stał Malfoy junior. Spojrzała na niego. Była taka delikatna, jak nigdy wcześniej. Widać jednak było, że toczy wewnętrzną walkę. I że ta walka na pewno dotyczy blondyna.

- Czy pamięta pan, panie Malfoy o swoich długoterminowych zdaniach? - spytała cicho, że on sam ledwo mógł ją usłyszeć.

- Jakich? – spojrzał na nią. Kiedy tak patrzył w jej oczy, zaczynał żałować wszystkiego co zrobił, powiedział i właściwie wciąż robi. Dlatego odwrócił wzrok. Dlatego za każdym razem odwracał wzrok.

- O tym, że nie możesz się z żadną umówić do końca października, że na imprezę Halloween masz zaprosić tą, która jest ci najbliższa i zabrać ją później do Hogsmeade na randkę... panie Malfoy - spojrzała na niego.

- Pamiętam, do Halloween jeszcze trochę - odpowiedział.

- Ja tylko przypominam – powiedziała, a on pokiwał głową. Kiedy podeszła powrotem do Corna, zapytał:

- Idziemy spać?

- Już?

- Późno już.

- To za chwilę – uśmiechnęła się, usiadła na kolanach Corna i go pocałowała, obejmując jego twarz dłońmi, a on odwzajemnił jej słodki pocałunek.

- Dobra, dobra, chodźmy już spać – mruknął Scorpius. Był zazdrosny. Naprawdę zazdrosny.

Ona jednak nie zareagowała, tylko dalej całowała Corna, delikatnie i z uczuciem.

- Dobra, już oderwijcie się od siebie - westchnął - Weasley, kładź się.

Rudowłosa westchnęła tylko, cmoknęła swojego chłopaka na dobranoc i usiadła na łóżku Scorpiusa.

- Chyba nie zamierzasz spać w ubraniach? – zakpił, ale po chwili dodał, żeby go źle nie zrozumiała – Weź sobie coś z szafy.

Podeszła do jego szafy i wyciągnęła jakąś koszulkę. Zasunęła część zasłoń wokół obu łóżek. Powoli zdjęła swoją koszulkę i założyła tę Scorpiusa. Zdjęła buty i ściągnęła spódniczkę. Wyglądała przeuroczo i seksownie w samej koszulce blondyna. Kiedy położyła się obok niego, natychmiast ją przytulił, a ona nawet lekko się do niego wtuliła. Kątem oka dostrzegł, że Corn przesyła jej bardzo sztuczny uśmiech.

Niszczył ich związek. Tego chciał. Pragnął tego.

Nie, on po prostu pragnął jej.

Obserwatorzy