czwartek, 27 grudnia 2012

Scorpius: "Naj­gorzej, gdy naj­bar­dziej blis­ka ci oso­ba, sta­je się z dnia na dzień, co­raz bar­dziej obca. "

Uwaga: Nie polecam czytania tego osobą, którym liczne powtórzenia w fabule nie odpowiadają, lub niekanoniczność razi po oczach. My tu nie trzymamy na siłę, nie przywiązujemy do krzeseł i nie wkładamy zapałek w oczy, spokojnie! Jeżeli nie chcecie czytać, to my jakoś, co prawda z bólem serca, się z tym pogodzimy.
Od autorki Rose: Nie zmuszamy nikogo do czytania tego. Taka jest nasza wizja i robimy to, co lubimy, nawet jeśli nie jest to najwyższych lotów. Może i pomysł z grą w prawdę czy wyzwanie jest oklepany i po którymś razie robi się nudny, ale, no trudno, taka już jest nasza wizja. Butelka była, jest i jeszcze na pewno się pojawi. Jeśli tekst się nie podoba - tam u góry, po prawej stronie, jest biały krzyżyk na czerwonym tle.
Resztę zapraszamy do miłego czytania ;).





Wstał wcześnie i pozbierał swoje rzeczy, starając się nie obudzić Rose. Spojrzał na jej śliczną bladą twarz, wykrojone, pełne usta i długie, ciemne rzęsy. Uśmiechnął się lekko, ale za chwilę się otrząsnął i delikatnie uchylił drzwi. Przemknął się do dormitorium niezauważalnie. W lochach było zimno i nieprzyjemnie, wolałby zostać w ciepłym pokoju, ale nie chciał niezręcznej sytuacji po przebudzeniu.

Zaraz po przekroczeniu progu dormitorium, Zabini zasypał go pytaniami.

- Opanuj się, człowieku - zaśmiał się Scorpius, nalewając sobie szklankę ognistej. Musiał odreagować. - Byłem z Weasley.

- Z kim? - Corn spojrzał na niego, jakby dopiero co uciekł z Munga, na dodatek z jakiegoś poważniejszego oddziału. Scorpius nawet na niego nie spojrzał, tylko usiadł na łóżku i zdjął buty.

- Dobrze usłyszałeś. Właśnie z tą Weasley – dodał, uśmiechając się z zadowoleniem.

- I jak było? - zapytał zbity z tropu. 

- Ponosi cię wyobraźnia - przewrócił oczami. - Grałem z nią w prawdę czy wzywanie.

- Znowu? - zdziwił się i zaczął łapczywie pić alkohol.

- Znowu, ale tym razem było dużo ostrzej. W pociągu dopiero się rozgrzewaliśmy.

- Czego ciekawego się dowiedziałeś?

- Nie powiem - uśmiechnął się złośliwie. - No co? Zabroniła mi.

Corn Zabini spojrzał na przyjaciela z politowaniem.

- Od kiedy ty się jej słuchasz?

- Taka była umowa.

Zabini tylko wzruszył ramionami i poszedł do łazienki. Scorpius zaczął się przebierać i po chwili spojrzał rozbawiony w okno. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że zaczyna coraz bardziej lubić  te ich kłótnie.



***



Kiedy zjadł śniadanie, ale nie za bardzo chciało mu się odchodzić od stołu, napełnił swoją szklankę sokiem dyniowym i postanowił porozmawiać z Cornem o sprawach drużyny. Musieli ostro popracować, żeby pobić Gryfonów, a zależało im żeby to było spektakularne zwycięstwo. Ich rozmowę jednak dość szybko przerwała Rose, która podeszła do niego pewnie i spojrzała prosto w oczy. Mimo iż poprzednie spotkanie w Pokoju Życzeń nie zakończyło się najlepiej, dziewczyna nie zamierzała tchórzyć. Mieli sporo zadań do zrobienia, w różnym odstępie czasu. On również był nastawiony bojowo, wolał wczorajszego wypadku po prostu nie wspominać.

- Tak? - spojrzał na nią uważnie, miał złe przeczucia. 

- Wiesz o co chodzi - powiedziała powoli, a chłopak zerknął na nią dziwnie.

- Co konkretnie masz na myśli? - zapytał ze zniecierpliwieniem.

- O zadania. Chyba że szanowny pan Malfoy tchórzy - powiedziała z tak wielką dozą ironii, jaką mogła w to włożyć. Zaklął w duchu. Wyleciało mu z głowy.

- Ja? Nigdy. Po prostu zapomniałem - odchrząknął. Oczywiście nie obyło się bez wścibskich spojrzeń uczniów, którzy wychwytywali każde słowo. - Przepraszam cię, Weasley.

- Za co, panie Malfoy? - patrzyła na niego. Miała rozpiętą szatę. W jej oczach dostrzegł błysk zadowolenia, triumfu. Jego pewność siebie trochę zmalała, ale nie odrywał od niej wzroku.

- Za... no za.. za wszystko, ok? - warknął. Zmierzwił włosy, bo nie za bardzo wiedział co zrobić z rękoma. Nie był przyzwyczajony do takich sytuacji, nigdy nie przepraszał.

Lustrowała go wzrokiem. Wyglądała ślicznie, z rozpiętą szatą i rozwianymi włosami. W końcu jednak kiwnęła głową.

- Coś jeszcze, Weasley? - westchnął. W duchu modlił się, aby te trzy nieszczęsne dni jak najszybciej minęły.

- Nie, to wszystko. Chociaż nie. Po śniadaniu mamy transmutację, weźmiesz moją torbę i ją tam zaniesiesz.

Przewrócił oczami.

- Dobra, daj - mruknął niechętnie. Rose oddała chłopakowi swoją torbę. Była bardzo ciężka, zdecydowanie za ciężka jak na taką drobną dziewczynę.

- Merlinie, co ty tam nosisz? - zapytał z grymasem.

- Książki - powiedziała spokojnie.

- Chyba chciałaś powiedzieć: encyklopedie - zadrwił.

- Ja przynajmniej się uczę, a nie olewam wszystko dookoła, Malfoy - warknęła. Zupełnie zapomniała, że miała się do niego inaczej zwracać.

- Słucham? - Uniósł brew.

- Słyszałeś przecież, Malfoy.

- Malfoy? Jesteś pewna? - Zaśmiał się. Teraz się z nią po prostu przekomarzał, wiedział, że była zbyt dumna żeby się poprawić.

- Tak, jestem pewna. - Spojrzała na niego wyzywająco, mimo iż wiedziała, że chłopak może ją za to ukarać.

- Grasz nieczysto Weasley, też mam zacząć? - Spojrzał na nią rozbawiony.

- Nieczysto? I co mi zrobisz? - Wpatrywała się w niego bardzo wyzywająco. Wyglądała przy tym słodko, zacięty wyraz twarzy dodawał jej uroku.

- Uważaj żebyś się nie zdziwiła - szepnął jej do ucha i odłożył na ziemię jej torbę. - Do zobaczenia na eliksirach, Weasley - powiedział po czym sprawnie opuścił Wielką Salę. Kątem oka dostrzegł że zagryzła wargi, wiedział że obawiała się eliksirów.



***



Wchodząc do klasy przepuścił Rose w drzwiach. Zmroziła go wzrokiem, ale nie skomentowała. Ze złością zajęła swoje miejsce, odwlekając swoje zadanie, jak tylko się dało, dlatego w połowie lekcji, kiedy jeszcze nic nie powiedziała, Scorpius przesłał jej zniecierpliwione spojrzenie. Potrzebowała czasu i odpowiedniej chwili. Skończyła wrzucać swoje składniki do eliksiru, teraz musiał się warzyć. Spojrzała na nauczyciela, który akurat zajmował się jakimś szczurem, przygotowywał go do składników. Wzięła głębszy oddech i odezwała się tak, żeby Scorpius to usłyszał.

- Może mi pan go dać? Chętnie się nim… zajmę - powiedziała powoli, głosem przesyconym erotyzmem. Scorpius zaśmiał się głośno, a nauczyciel spojrzał na nią, czerwony ze złości i zażenowania. Rudowłosa patrzyła na mężczyznę, przygotowana na wszystko. Miała wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu.

- Dziesięć punktów od Gryffindoru, panno Weasley - odchrząknął, bo nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć.

- Za co? - spytała spokojnie, chociaż widać było, że jest na granicy spokoju. Scorpius wybuchł niekontrolowanym śmiechem, a nauczyciel jeszcze bardziej się zaczerwienił.

- Za aluzje, Weasley - warknął i powrócił do pracy.

Spojrzała na Scorpiusa z niechęcią. Policzki płonęły jej ze wstydu. Chłopak uniósł kciuk ku górze, cały czas uśmiechając się szeroko. Spuściła głowę, wpatrując się w eliksir. Włosy przysłoniły jej twarz. Nie spodziewał się, że zbierze się na odwagę.



***



Zaczepiła go, kiedy wychodzili z klasy. Spojrzał na nią pytająco.

- Ja swoje zadanie wykonałam, teraz twoja kolej - powiedziała sucho.

- Twoja kolej... - Spojrzał na nią wyczekująco.

- Moja? - Uniosła brew. - Niby z czym?

- Merlinie... - westchnął - zacytowałem cię i zasugerowałem że wypadałoby użyć zwrotu grzecznościowego. A to niby ty masz same wybitne…

Zazgrzytała zębami. Zdawał sobie sprawę, że po tej lekcji była zawstydzona i zła, a on ją jeszcze dobijał. Tylko kto powiedział że nie robił tego specjalnie?

- Twoja kolej, panie Malfoy - warknęła.

Wziął jej torbę z szelmowskim uśmiechem.

- Tak lepiej - mruknął złośliwie i poszedł pod sale do transmutacji. Poszła za nim bez słowa.



***



Obudziło go stukanie w okno. Przeciągnął się niedbale i wpuścił sowę. Odwiązał karteczkę z jej nóżki i wygonił ją szybko z pokoju. Położył list na stoliku nocnym i poszedł doprowadzić się do porządku. Kiedy wrócił czysty i bardziej świadomy, zszedł do pustego pokoju wspólnego, usiadł na fotelu i postanowił przeczytać list. Obojętnie otworzył kopertę.

Scorpiusie

Z przykrością muszę Cię poinformować, że sytuacja między mną a Twoją matką z dnia na dzień się pogarszała. Traktowała mnie potwornie, tak jak żadna żona nie powinna traktować męża. W końcu, z powodu jakiegoś idiotyzmu, postanowiła, że ucieknie bez słowa. Zostawiła po sobie tylko jakiś śmieszny liścik, w którym powiedziała że ma dość tej rodziny. Opuściła nas. Pomyślałem, że wypadałoby Ci o tym powiedzieć. Wiem, że brzmi to potwornie, ale porzuciła nas obu. Nie martw się synu, jestem pewien, że sobie poradzimy.

Twój ojciec

Wiedział, że między jego rodzicami nie jest dobrze. Zdawał sobie sprawę że bez przerwy się kłócą, ale nie sądził, że jego matka jest w stanie tak po prostu odejść. Rozumiał, że zostawiła ojca, wcale jej się nie dziwił. Ale dlaczego zostawiła jego? Własnego syna. Przecież on miał tylko ją.

Spojrzał na list z niedowierzaniem. Wziął głęboki wdech i gwałtownie wrzucił go w ogień. Podszedł do barku i nalał sobie pełną szklankę alkoholu, którą wypił w niesamowicie krótkim czasie. Rzucił nią o ścianę i zaklął głośno. Usiadł w fotelu i schował twarz w dłoniach. Zaczął cicho płakać. To było niewiarygodne, ale tak, on zaczął płakać. Szybko jednak się opamiętał i otarł łzy.

- Szlag by to... - mruknął i wrócił do sypialni. Nie miał ochoty stamtąd wychodzić.



***



W drodze na trening wpadł na Rose. Dosłownie i w przenośni. Musiała złapać go za przód szaty, aby nie upaść, kiedy prawie ją staranował. Spojrzała na niego ze złością. Na błoniach było pełno uczniów.

- Na Merlina, Weasley. Czy ty możesz uważać jak chodzisz? - warknął, kiedy się od niego odsunęła.

- A może to ty zacząłbyś uważać? Ciągle mnie tratujesz!

- Bo kręcisz mi się pod nogami. - Przewrócił oczami. I tak już wystarczająco nie miał humoru.

- No jasne, zawsze zwal na słabszego - warknęła. Po raz pierwszy powiedziała, że jest od niego słabsza. - Panie Malfoy, proszę się uśmiechnąć - powiedziała spokojnie. To nie była prośba. To była delikatna forma rozkazu.

- Cieszę się, że w końcu zdałaś sobie sprawę, że jesteś ode mnie słabsza - zaśmiał się. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, ale jak mus, to mus. - Każesz mi się uśmiechać? - Uniósł brew. - Kreatywna jesteś.

- Tak, każę ci się uśmiechać. Ale to jeszcze nie wszystko, panie Malfoy - powiedziała, ponownie łapiąc go za przód szaty. Dookoła nich zbiegło się widowisko. Szarymi oczami patrzyła na chłopaka. – Teraz, przy wszystkich, mnie pan pocałuje, panie Malfoy - wyszeptała cicho, zmysłowo, tak, że tylko on ją mógł usłyszeć.

Znowu nie wiedział jak zareagować. Znał przyczynę. Po prostu chciała żeby zrobił to publicznie. Pocałował ją szybko i gwałtownie. Chociaż nie miał ochoty przestawać, prawie od razu się od niej odsunął.

- Słabo, panie Malfoy - spojrzała na niego. - Postaraj się lepiej.

Westchnął. Tym razem, pocałunek trwał dłużej, a Scorpius położył rękę na plecach Rose.  Odwzajemniła jego pocałunek. Chciał się odsunąć, iść polatać, przestać rozmyślać o tym wszystkim, ale ona złapała go za rękę.

- Tak? - zapytał z szelmowskim uśmiechem. Humor mu się nie poprawił, ale widząc jej minę, łatwo wróciła mu złośliwość.

- Nawet nie staraj się być złośliwy - zastrzegła groźnie.

Zaklął w duchu.

- Możemy pogadać, za trzy dni? - Weasley która mu rozkazuje, to nie było spełnienie jego marzeń.

- Nie, możemy porozmawiać dzisiaj. Pokój Życzeń? - spytała, a później naszedł ją nietypowy pomysł. On nie mógł pojawić się w jej dormitorium ze względu na to, że był facetem, ale ona... ona mogła pojawić się u niego. - A może u pana, panie Malfoy? - spojrzała na niego.

- A mogę powiedzieć nie? - zapytał zrezygnowany. Już znał odpowiedź i musiał się z nią pogodzić.

- Może pan powiedzieć nie, na pańskie dormitorium. Na rozmowę... - udała, że się zastanawia. - Może pan sobie sam odpowiedzieć, panie Malfoy. - dodała chłodno.

- Dobra, może być u mnie - mruknął. Już nawet nie satysfakcjonowało go słowo pan. Już idąc na trening był podminowany, a ona tylko go dobijała. Puściła jego nadgarstek. W jej oczach dostrzegł determinację i tym razem to mu się nie podobało.



***



Kiedy zjadł kolacje, chciał jak najszybciej wyjść z Wielkiej Sali, ale znowu wpadł na Rose. Wzniósł oczy ku górze.

- Przestań. Mnie. Tratować - syknęła zła.

- Przestań mi wpadać pod nogi. Idiotka - otrzepał się ostentacyjnie.

- Przeproś - warknęła.

- Na Merlina, czemu mnie to spotyka? - szepnął desperacko, na szczęście ledwo dosłyszalnie. - Sorry Weasley - mruknął cicho i niewyraźnie.

Zmełła w ustach przekleństwo, patrząc na niego z wielką niechęcią. Odechciało jej się wszystkiego. A jego niespecjalnie interesowało jej samopoczucie, najchętniej w ogóle by z nią nie rozmawiał.

- Idziemy do ciebie? - spytała w końcu.

- No - mruknął niechętnie i zaczął iść w kierunku wyjścia. Kiedy zauważył że ona ciągle tam stoi i się na niego patrzy, dodał: - Idziesz?

Westchnęła, ale poszła za nim powoli. Kiedy przechodzili przez Pokój Wspólny, reakcje były różne. Niektórzy uparcie protestowali, inni gwizdali, a jeszcze inni po prostu patrzyli zdziwieni. Zarumieniła się, kiedy zrozumiała, jak to wszystko musi wyglądać - ona, Gryfonka, którą Malfoy całował przed całą szkołą, właśnie szła za nim, do jego dormitorium. Wyglądało to jednoznacznie. Widząc jej rumieńce uśmiechnął się nieznacznie. Zaprowadził ją do swojego dormitorium i kurtuazyjnym ruchem otworzył drzwi. Weszła przed nim. Jeszcze kilka osób zagwizdało, a dziewczyna zarumieniła się mocniej. Speszyła się, przy czym wyglądała przesłodko.

Zamknął za nią drzwi zaklęciem i podszedł do barku. Niepewnie usiadła na fotelu a on sięgnął po Ognistą Whiskey.

- Chcesz? - zapytał obojętnie. Właściwie wiedział jaka będzie odpowiedź, ale wypadało spytać.

- Chcę - powiedziała powoli, chociaż była niemal pewna, że zaskoczy tym chłopaka.

To go na chwilę ożywiło. Spojrzał na nią z niemałym zaskoczeniem, ale tylko pokiwał głową i nalał im obu. Uśmiechnęła się do niego i odebrała szklankę. Usiadła na jego łóżku, patrząc na niego.

- Co z tobą jest dzisiaj? Co się stało? - spytała.

- Co cię to obchodzi? - syknął i wziął duży łyk alkoholu.

- Chcę wiedzieć, Malfoy - powiedziała, patrząc na niego. - Chcę wiedzieć, dlaczego ciągle się na mnie wyżywasz. Czym ci zawiniłam, prócz tym, że żyję? - spytała i, nie czekając na jego odpowiedź, odwróciła się i przeszła na drugą stronę pokoju. Jej słowa były pełne bólu. Zrobiło mu się jej żal, przez chwilę. Nawet przeszło mu przez myśl żeby ją przeprosić, ale dość szybko odepchnął to od siebie.

- Nie wyżywam się na tobie, jesteś przewrażliwiona. Zwykła nadwrażliwa dziewczynka z Gryffindoru. Skończmy temat - rzucił z goryczą. Zaczął nalewać sobie już drugą szklankę ognistej, jednak dziewczynie nie proponował, bo dopiero co upiła odrobine z pierwszej. Nie odezwała się więcej. Stała przy oknie i powoli piła alkohol. Odstawiła z impetem pustą szklankę na parapet. Odwróciła się do chłopaka. Nalał jej bez słowa, bo nawet nie chciało mu się pytać o zdanie. Napiła się, chociaż wiedziała, że nie powinna wypić zbyt wiele. Jakoś nie specjalnie śpieszyło mu się do rozmowy, czy też gry więc siedział w milczeniu starając unikać się jej wzroku. Wróciła na jego łóżko i usiadła na jego brzegu. W dłoniach trzymała szklankę z upitym alkoholem.

- Mogłabyś już sobie iść. Nie mam nastroju do towarzystwa, szczególnie twojego - warknął, bo już nie mógł wytrzymać dyskomfortu jaki wiązał się z jej obecnością. Spojrzała na niego. Nagle, zupełnie nie wiedząc dlaczego, zrobiło jej się przykro. Spuściła głowę, dopiła alkohol i wstała z łóżka. Zbyt gwałtownie, dlatego też zakręciło jej się w głowie.

- Za dwa dni w Pokoju Życzeń, panie Malfoy - powiedziała chłodno i ruszyła do drzwi. Zrobiło mu się głupio, w końcu nie chciała nic złego.

- Sorry Weasley - szepnął. - To nie jest mój dzień.

Spojrzała na niego, ale nic nie powiedziała. Wyszła. Na policzkach miała mocne rumieńce, kiedy przechodziła słychać było śmiechy i gwizdy. Chciała jak najszybciej wydostać się z pokoju wspólnego Slytherinu.



***



Miał dość. Nie miał ochoty słuchać, bezsensownego pocieszania przez Corna. Nie chodziło tylko o to, że robił to nieumiejętnie, ale po prostu jego słowa były tak puste i oderwane od rzeczywistości, że nic nie mogły zmienić. Nie doświadczył tego, więc po prostu nie mógł wiedzieć jak Scorpius się czuł. Znudzony tą całą jego gadką, wziął dwie butelki ognistej i poszedł na błonia. Zaczął pić i starał się nie myśleć o niczym. W tej chwili nie obchodziło go absolutnie nic, od Weasley aż po jego matkę. Liczyła się tylko butelka trunku i gwiazdy na niebie, które przypominały mu, że to życie, a nie jakaś nędzna gra. Stracił poczucie czasu, aż nagle poczuł znajomą dłoń na swoim ramieniu. Nie odwrócił się tylko wybełkotał pod nosem:

- To znowu ty?

- Chodź stąd - mruknęła cicho, patrząc na pijanego chłopaka.

- Nieee - zawył jak rozkapryszone dziecko. - zostaje tu na noc! Piękna noc, nie?

- Piękna. Chodź, przeziębisz się - westchnęła. Stała przed nim, więc pochyliła się, żeby jakoś go złapać.

- Och, od kiedy ty się o to martwisz? Daj spokój! Zostańmy tu, napijmy się. Co ci szkodzi? - mruknął słabym głosem.

- Proszę cię, chodź. Mogę z tobą nawet zostać, chcesz? - spojrzała na niego. Była zbyt krucha, by go udźwignąć. - Scorpius, proszę cię - westchnęła ciężko. Pochylała się nad nim mocno, byli bardzo blisko. Machnął ręką i pociągnął ją na siebie. Pocałował ją powoli i niedbale.

- Zostań - szepnął w jej usta.

- Scorpius - mruknęła w jego usta. - Chodź do ciebie - powiedziała, lekko się o niego opierając. Nie odsunęła się od niego, nie chciała.

- Rose - mruknął rozkosznie. Pierwszy raz powiedział do niej po imieniu. - Skoro wolisz - dodał uwodzicielskim tonem i spróbował się podnieść. Nie do końca mu to wyszło, na szczęście pomogła mu i objęła w pasie, pozwalając się o siebie oprzeć. Szli długo, ale na szczęście było późno więc korytarz był pusty.

- Po co to robisz? - zapytał nagle.

- Co? - spojrzała na niego zdziwiona. Powoli schodzili po schodach do lochów. Było jej trochę zimno, była zbyt lekko ubrana.

- Po co mi pomagasz, słodka? Nie znosisz mnie - przewrócił oczami. Nic już więcej nie mówił, strasznie kręciło mu się w głowie. Scorpius nigdy nie się nie upijał, no prawie nigdy.

- Nigdy nie powiedziałam, że cię nie znoszę - powiedziała powoli i podała hasło, które wcześniej usłyszała od Scorpiusa, gdy szli do jego sypialni. Weszli do Pokoju Wspólnego i ruszyli w stronę jego dormitorium. Pomogła mu wejść po tych wszystkich schodach i otworzyła drzwi do pokoju. Miała nadzieję, że jego znajomi już śpią.

Ułożyła go na łóżku i przykryła ciepłą kołdrą.

- Nie chce iść spać! - zaprotestował.

- Zostanę z tobą na noc, chcesz? - spytała, siadając na brzegu łóżka, tuż obok chłopaka.

- Mrr, chcę - szepnął, pociągnął ją do siebie i zaczął całować po szyi.

Westchnęła, odchylając głowę w bok. Pocałował ją namiętnie, ale kiedy zaczęła odwzajemniać pocałunek, okropnie zakręciło mu się w głowie. Położył głowę na poduszkę i zasnął jak dziecko. Z jednej strony ucieszyła się z takiego obrotu sprawy, bo bała się, że tym razem mogłaby nad sobą nie zapanować, czego później na pewno bardzo by żałowała. Została z nim jednak całą noc, leżąc na brzegu łóżka. Przytulała się do chłopaka.



***



Po przebudzeniu, pierwsze co poczuł to silny ból głowy i zapach różanych perfum. Wszystko pamiętał, chociaż wolałby nie. Wstał delikatnie, starając się nie budzić Rose, jednak nie udało mu się to zbyt dobrze. Spojrzała na niego zaspana. Uśmiechnęła się do niego.

- Wyspany? - spytała cicho. Zanim usnęli zasunęła kotary wokół łóżka.

Przełknął ślinę. To nie miało tak być, cholera. Kiedy poszedł na błonia z butelką whisky, nie miał nikogo spotkać, a tym bardziej jej. Nie miał pojęcia co teraz zrobić.

- Ekhm... Oni się zaraz obudzą... - mruknął tylko.

Spojrzała na niego i chłopak przez moment mógł dostrzec w jej oczach ból. Powoli wstała z łóżka i ubrała buty, które zrzuciła zanim się położyła.

- Jasne, cześć - powiedziała i ruszyła do drzwi.

- Czekaj! - szepnął gwałtownie. - Dzięki, Weasley. Gdyby nie ty...

- Gdyby nie ja, to co? - spojrzała na niego.

- Mógłbym zrobić coś głupiego, wczoraj bym mógł - szepnął. W głowie dodał "dzisiaj też", ale wolał nie mówić tego na głos. Westchnęła tylko.

- Jasne, Malfoy. Pójdę już lepiej, żeby nie narobić ci wstydu przed kolegami. Kto to widział ryżą Weasley w twoim łóżku... - już nie czekała na reakcję. Pomogła mu, a on wolał, żeby sobie poszła. Więc nacisnęła klamkę i wyszła na klatkę schodową. W pokoju wspólnym na pewno było już wielu Ślizgonów. Obawiała się tego. Z sercem na dłoni zeszła na dół. Było jej przykro, ale nie zamierzała nic mówić.

Westchnął i przeciągnął dłonią po twarzy. Nie o to chodziło. Ach ci Gryfoni. W pierwszej chwili pomyślał żeby wypić szklankę ognistej, ale przypomniało mu się do czego to doprowadziło. Podszedł do półki i wyciągnął eliksir na ból głowy, jak on teraz tego potrzebował.



***



Czekał na nią spokojnie opierając się o drzwi. Już czuł się lepiej, a przynajmniej postanowił udawać że tak się czuje. Przyszła chwilę spóźniona. Rude włosy miała związane w gruby warkocz. Spojrzała na chłopaka. Scorpius otworzył drzwi bez słowa. Przeszło mu przez myśl że oni nigdy się nie witają. Nigdy. Zawsze zaczyna się od "Nie wchodź na mnie", milczenia, albo nazwiska. Weszli do środka. Pomieszczenie niewiele różniło się od tego, co było ostatnio. Rose usiadła na jednej z wielu miękkich poduszek.

- Zaczynamy? - zapytał bez odwlekania.

- Zaczynamy. Jakie zasady tym razem? - spytała spokojnie.

- Myślałem że to ty ustanawiasz zasady i wiem że i tak do tego dojdziemy, więc słucham? - mruknął z rozbawieniem, wiedział że i tak postawi na swoim.

- Sądziłam, że ustalamy je razem. Gra z wymianą czy bez? - spytała spokojnie. Miała oczywiście na myśli wymianę jednego pytania na zadanie.

- Z jedną?

- Jak poprzednio.

- Tak. Zaczynaj.

- Pytanie czy wyzwanie?

- Wyzwanie

- Wyzwanie? No dobrze, w takim razie... Hmm... - zamyśliła się. - Zakochałeś się, więc przy najbliższej okazji zaproś ja na randkę do Hogsmeade. - powiedziała w końcu.

- Skąd pomysł że się zakochałem? - zapytał zdziwiony.

- Takie odnoszę wrażenie, patrząc na to jak się zachowujesz. Warczysz, krzyczysz... Jakbyś się zakochał, ale dziewczyna dała ci kosza - spojrzała na niego. Pokręcił głową z niedowierzeniem, mieć na głowie tylko miłość, marzenie.

- Uważasz, że zachowuje się tak, przez jakąś dziewczynę? - spojrzał na nią urażony. - Chyba sobie żartujesz! Za kogo ty mnie masz?

Uniosła brew.

- Chcę wyzwanie, Malfoy - powiedziała. Nie chciała się kłócić, ale była pewna, że coś w tym jest. Wcześniej nigdy się tak nie zachowywał. Roześmiał się w duchu  z goryczą. Chciałby mieć tylko takie problemy.

- Wyzwanie? Przez... dajmy na to tydzień, będziesz robiła wszystko co ci powiem. Cały czas zwracając się do mnie panie Malfoy - uśmiechnął się, niemalże uroczo.

Zazgrzytała zębami, ale nie wyraziła sprzeciwu.

- Pytanie czy wyzwanie, Malfoy?

- Pytanie.

- Co cię ugryzło? - spytała, patrząc na niego.

- To było do przewidzenia że o to zapytasz - odparł ze znudzeniem. Tylko po to była mu jedna wymiana i z góry przesądził, że w tym celu ją wykorzysta. – wymieniam

- Tchórz - powiedziała ze złością.

- To jest prywatna sprawa - wysyczał. Nie podobało mu się że zarzucała mu tchórzostwo, ale zdawał sobie sprawę że specjalnie go podpuszcza, a on na pewno nie zmieni zdania. Siedziała, zastanawiając się, jakie zadanie mu zadać. Miała więcej pytań do niego niż jakichś tam mało ciekawych zadań.

- Powiesz w końcu, czy mam czekać do rana?

- Możesz poczekać do rana, bo zostajesz tutaj na noc - powiedziała, patrząc na niego wyzywająco. Spojrzał na nią zdziwiony, ale jedynie wzruszył ramionami. Nie wiedział dlaczego tego chce, ale było mu wszystko jedno. Może lepsze to niż Corn jęczący nad uchem.

- Może być. Prawda czy wyzwanie?

- Prawda.

- Czego nie wie absolutnie nikt po za tobą? Czego nikomu, ale to nikomu nie zdradziłaś?

- Poza mną? Jeśli ci powiem, to już nie będzie to tylko moja tajemnica - spojrzała na niego.

- Masz racje, ale do tego momentu jest, wiec słucham..

- Jak miałam cztery lata to bawiłam się z Jamesem na poddaszu mojego domu. Wypadłam przez okno i trochę... trochę się potłukłam - powiedziała powoli. - Wszyscy myśleli, że kłóciłam się z Jamesem i gdzieś, jak to dzieci, popchnął mnie a ja wyleciałam... W rzeczywistości to było... Zamierzone - mówiła wolno, nie patrząc na niego. - Nie wiem co podkusiło czterolatkę do skakania z okna, ale cud, że nic się poważnego nie stało.

- Eee, tylko tyle? - zapytał niezadowolony. - Pytanie

- Malfoy, są rzeczy, o których nie powinieneś słyszeć. Nie teraz. - powiedziała spokojnie. - Pytanie... Dlaczego kiedyś stwierdziłeś przy rozmowie "ta nieszczęsna Lily"? - spytała. Już nic nie mógł wymienić.

- Byłem z nią. To było w zeszłym roku. Już na początku, trochę ją podrywałem, ale ona mnie olewała. - powiedział, a jego głosie można było dosłyszeć prawdziwy ból. Nienawidził tego wspomnienia, marzył o tym by wymazać je z pamięci. Opowiadanie go było rozdrapywaniem ran, które i tak już wystarczająco piekły. - Ale się zakochałem. I okazało się, że zakochany jestem uparty. Walczyłem o nią z pół roku. Uległa, zaiskrzyło. Chodziliśmy ze sobą, oczywiście potajemnie, nie chciała żeby ktoś wiedział. Może miała racje, może byłem zaślepiony, nie wiem. W każdym razie nie dowiedział się nikt. Zerwaliśmy. Przyłapałem ją na zdradzie. Pomimo tego, że byłem zakochany jak głupi, nie mogłem jej wybaczyć. Nie potrafiłem, nie chciałem, teraz ciężko mi powiedzieć. Już o niej zapomniałem, ale nie chcę do tego wracać. Dlatego powiedziałem "nieszczęsna Potter". Nigdy nie wierzyłem w miłość, a to mnie tylko w tym utwierdziło. Prawdziwej, czystej, wiecznej miłości nie ma. Zawsze się coś popsuje.

Spojrzał na nią, wyglądała na złą. Nie wiedziała, ale to w większości była wina Lily. Mogła jej powiedzieć, on jej nie zabraniał.

- Prawda czy wyzwanie?

- Prawda - w dalszym ciągu na niego nie patrzyła.

- Powiedz mi rzecz, której najbardziej nie chciałabyś mi powiedzieć.

- Po moim trupie, Malfoy. Wymieniam to pytanie.

Zaklął w duchu, zapomniał że ma jeszcze te idiotyczną wymianę.

- Ech, no to przedłużam pierwsze zadanie jeszcze o trzy dni - powiedział, bo nie miał innego pomysłu. Po za tym domyślał się że pod wpływem chwili będzie miał ich mnóstwo.

- Pytanie czy wyzwanie, Malfoy?

- Pytanie

Chciała się na nim odegrać, ale nie potrafiła. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Musiała to wszystko przerwać.

- Czemu pocałowałeś mnie w nocy?

- Byłem pijany - nie skłamał, gdyby nie to, na pewno by tego nie zrobił. Oczywiście że nie był to jedyny powód, ale prawda, a on miał w końcu mówić prawdę. Zobaczył w jej oczach ból, żal, sam nie wiedział. Może powinien był udzielić innej odpowiedzi?

- Pytanie - powiedziała ledwo dosłyszalnie.

- Powiedz mi drugą rzecz, której nie chciałabyś mi powiedzieć - uśmiechnął sie złośliwie. Nie było to zbyt oryginalne, za to bardzo ciekawe.

- Mało kreatywności, Malfoy.

- Chcę wiedzieć.

- Po co?

- Ciekawość. Mów.

Gorączkowo szukała odpowiedzi na to pytanie. Było sporo rzeczy, o których wiedzieć powinien, a o których bardzo nie chciała mówić.

- Strasznie dzisiaj zwlekasz.

- Przez prawie dwa lata spotykałam się z Zabinim - powiedziała, w dalszym ciągu nie patrząc na Malfoya. Zabini był jego najlepszym przyjacielem, a jednak chłopak przez dwa lata nie dowiedział się o tym.

Gdyby Scorpius coś pił, na pewno by się zakrztusił. A nawet bez płynu, udało mu się poddusić powietrzem. Najpierw ogarnął go po prostu czysty szok, ale po chwili zamienił on się w złość. Mało powiedziane, on był wściekły. Nie mógł z siebie nic wydusić, ale zrobił sie czerwony. Chyba pierwszy raz w swoim życiu zrobił się czerwony. Na Merlina, przecież on się nawet nie rumienił! Nigdy. Ta wiadomość nim wstrząsnęła, nie mógł znieść myśli o kłamstwie przyjaciela, ale sam przed sobą musiał przyznać że był odrobinę zazdrosny.

- Powiedz. Że. Żartujesz - wysyczał wściekły.

- Chciałeś wiedzieć - powiedziała i dopiero teraz na niego spojrzała. Wystraszyła się. Był wściekły, a ona bała się jego złości. - I nie, nie żartuję.

- Chciałem wiedzieć, jasna cholera, oczywiście ze chciałem! Ale chyba nie teraz! Dlaczego ja o tym się dopiero co dowiedziałem!

- Może z tego samego powodu, z którego ja dowiedziałam się przed chwilą, że spotykałeś się z Lily?! - warknęła na niego.

- Uważasz że to to samo? - zaperzył się.

- A ty uważasz, że nie? - spojrzała na niego. Była zła.

- Mam gdzieś, z kim ty byłaś czy nie byłaś. To jest mój przyjaciel!

Zdążyła ugryźć się w język zanim powiedziała coś nieprzyjemnego. Rose nawet nie była pewna dlaczego rozstała się z Zabinim. Nie rozstali się w gniewie, rozstali się bez złości, krzyków i przekleństw.

- Zabije go - wysyczał i zaczął energicznie chodzić po pokoju.

- Bo co? Bo spotykał się ze mną?

- Nie! Że mi nic nie powiedział. Ale spotykał się też! Bo, nie jesteś w jego stylu! Przecież, ty i on?! To wręcz komiczne!

Mówił chaotycznie, był wściekły. Dziewczyna gwałtownie podniosła się z poduszek. Rozzłościł ją.

- Komiczne?! A może Malfoy i Potter to było cudowne połączenie?! - krzyknęła, przestała nad sobą panować, a mimo to wciąż patrzyła na niego ze złością. - Jesteś hipokrytą, Malfoy! Pieprzonym hipokrytą! - uderzyła go w twarz, nawet jeśli miała zaraz tego pożałować. Złapał jej nadgarstek i przyciągnął do siebie.

- Nie rób tego więcej Weasley - warknął i puścił ją gwałtownie. - Lily to co innego, ona jest... wyjątkowa. Inna. Cudowna. To nie ta bajka, nawet nie ma porównania

- Wyjątkowa. Inna. Cudowna - wysyczała jadowicie. - Pieprzona cudowna Lily Potter. A ja jestem tylko śmieciem, prawda? Nic nie wartym śmieciem - Ruszyła do drzwi, nie ważne, że mieli zostać tam całą noc.

- Przy niej wypadasz blado - warknął. Powiedział to celowo, chciał jej sprawić przykrość. Był zły, rozgoryczony i właściwie sam nie wiedział dlaczego aż tak. Nie mógł znieść tej myśli.- I nie wychodź. Chyba że znowu nie wywiążesz się z zadania, nic w tym dziwnego.

Zanim się odwróciła, mógł dojrzeć w jej oczach łzy.

- Nie dziwię się, że cię zdradziła, Malfoy. Nikt normalny nie byłby w stanie z tobą wytrzymać - powiedziała cicho, ale dobitnie, cedząc każde słowo. W tamtej chwili nienawidziła chłopaka z całego serca, a wszystkie pozytywne uczucia dawno z niej wyparowały.

- Z tobą też. Biedny Zabini. A zresztą jesteście siebie warci - wysyczał. Jego głos przybrał postać lodu, twardego zimnego lodu.

- Zabini przynajmniej jest sto razy lepszy od ciebie. Nie jest skończonym hipokrytą i potrafi okazać uczucia. Ty... ty jesteś bez serca, Malfoy. Jesteś taki sam jak twój ojciec - mówiła wyraźnie i dobitnie. Nie patrzyła na niego, bo łzy ściekały po jej bladych, piegowatych policzkach. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się tak upokorzona. jeszcze nikt wcześniej tak jej nie zranił. Tego nienawidził najbardziej, porównywania do ojca.

- Zostaw w spokoju mojego ojca. Myślisz że mi nie opowiadał o twoich rodzicach? Twój tata to kretyn i tchórz. Widać to dziedziczne - wysyczał.

Przełknęła łzy i spojrzała na niego.

- Może i kretyn, może i tchórz, ale przynajmniej nie musi się wstydzić mrocznego znaku na przedramieniu. Jego przynajmniej szanują za to, jaki był, a nie za to, że ze strachu przeszedł na stronę, która wygrywała - warknęła. - I czym możesz się pochwalić, Malfoy? Na pewno nie miłością rodziców - powiedziała ostro. Chciała go zranić tak, jak on zranił ją. Już wystarczająco czuła się jak śmieć.

- Nic nie wiesz o mojej rodzinie. Znasz tylko jedną wersje wydarzeń - chciało mu sie płakać. Ale nie tu, nie przy niej, nie teraz. - On musiał.. a zresztą darujmy sobie. Ty i tak nigdy tego nie zrozumiesz. Jesteś rozpieszczoną dziewczynką, wychowywaną w idealnej rodzinie, z idealnymi wzorcami. Nic nie wiesz o życiu, nie oszukujmy się. Ty nigdy nie zrozumiesz mojej rodziny. Myślałem że jesteś... po prostu nie wiedziałem że jesteś aż taką idiotką.

- Ja jestem idiotką? Malfoy, to ty nic nie wiesz o mnie i mojej rodzinie. Myślisz, że jesteś świetny, bo jesteś czystej krwi, jesteś przystojny i prawie każda dziewczyna w szkole na ciebie leci! I co, myślisz, że moje życie było słodkie i usłane różami? Nic nie wiesz o moim życiu Malfoy! Ani ty, ani ta twoja pieprzona słodziutka Lily. Jesteście siebie warci. I obojgu was tak samo nienawidzę - patrzyła na niego z niechęcią i zaciętością. Tak naprawdę miała ochotę usiąść na tych poduszkach i po prostu się rozpłakać. Dzisiaj usłyszała zdecydowanie za wiele i wiedziała, że to już ich ostatnie spotkanie. Miała nadzieję, że to ich ostatnie spotkanie.

- Myślisz że to wszystko takie piękne? Że ta czystość krwi jest taka cudowna? Że czasami nie wolałbym być z rodziny takiej jak ty? Mój ojciec miał 16 lat Weasley, dokładnie tyle co my. Stanął twarzą w twarz z Voldemortem, kazano mu zabić dyrektora. Największy czarnoksiężnik zagroził że skrzywdzi jego rodziców! Został oznaczony Śmierciożercą, nie miał wyboru. Postaw się na jego miejscu, w końcu był w naszym wieku. A dopiero teraz go obrażaj. A ty? Nienawidzisz kuzynki, bo...? Nie wiem co powiesz, ale jak to wypada, w porównaniu do pięciolatka, któy szedł ulicą, a dookoła niego wszyscy szeptali wokół i patrzyli z niesmakiem - mówił to co myślał, bez zahamowań i nie obchodziła go jej reakcja. Wypluwał słowa które zalegały w jego sercu.

- Nie powinno cię obchodzić dlaczego jej nienawidzę, Malfoy - warknęła. - Ty każesz mi najpierw poznać historię twoich rodziców, a dopiero potem obrażać, a co sam robisz? Zacząłeś obrażać mojego ojca, chociaż sam nie wiesz jakie życie on miał!

- Wiem jakie życie miał twój ojciec, Weasley. Cierpiał, jak każdy, to była do jasnej cholery wojna. Ale od niego oczekiwano sprawiedliwej, uczciwej walki, szlachetności! Mój ojciec nie miał wyboru. I tu jest właśnie ta różnica.

- Nie Malfoy, ty nic nie wiesz. Ty zupełnie nic nie rozumiesz - warknęła. Policzki miała zarumienione, a łzy w dalszym ciągu płynęły z jej oczu. Już nie potrafiła ich powstrzymać. - Mówisz, że twój ojciec nie miał wyboru... Ale ty go masz, a jednak w dalszym ciągu jesteś skończonym kretynem!

- Co konkretnie masz na myśli? Obrażam twoją krew? Po za tym jednym razem! Jednym! - krzyczał głośno, a jego głos był pełen goryczy i żalu.

- Obrażasz mnie, rozumiesz? Cały czas mnie obrażasz - nie umiała powstrzymać łez. Osunęła się na kolana i w końcu zaniosła się szlochem. Ukryła twarz między ramionami.

- A ty mnie nie? Bądźmy ze sobą szczerzy. Może nawet więcej niż ja ciebie!

Nie była w stanie wydusić z siebie nic więcej. Nigdy przez niego nie płakała, a teraz nie umiała się uspokoić. Ramiona jej drżały, gdy zanosiła się szlochem. Westchnął i usiadł na drugim końcu pokoju. Była zupełnie bezbronna. Gdyby chciał, zrobiłby z nią teraz wszystko, bo ona nie miała nawet siły się przed czymkolwiek bronić. Mocno objęła się ramionami, starając się uspokoić szloch. Położył się na podłodze i postanowił iść spać. Oboje mieli dość tego wieczoru.



***



Tym razem obudził się drugi, a jej już nie było. I bardzo dobrze. Ubrał się ze złością, ochłonął odrobinę, ale cały czas był cięty na ich obu. Postanowił poważnie porozmawiać z Cornem. Wyszedł z pokoju i w mgnieniu oka znalazł się w dormitorium. Wszyscy już wyszli po za nim, wiec mogli "rozmawiać" w spokoju.

- Cześć - przywitał się obojętnie Corn. Dopiero kiedy spojrzał na twarz przyjaciela zmrużył oczy. - O co chodzi?

- O co chodzi?! - warknął Scorpius. - Dlaczego nie powiedziałeś mi że spotykałeś się z Weasley?!

- Skąd ty to... - zaczął, aż zrobiło mu się słabo.

- Nie ważne skąd to wiem! Ważne, dlaczego nie wiem o tym od ciebie. Z nią?! Przecież to Weasley! Jak mogłeś....

- Nie obrażaj jej - powiedział spokojnie. - Niewiele o niej wiesz. Nie oceniaj, jest świetna.

- Świetna? ŚWIETNA?! - oburzył się. - Cholera, Zabini, to jest WEASLEY!

- Daj spokój - przewrócił oczami. - O co się wściekasz?

- Okłamałeś mnie! Myślałem że jesteśmy przyjaciółmi, a ty ukrywałeś przede mną coś takiego - warczał, bo tego nawet nie dało sie nazwać mówieniem.

- Czyli... jesteś zły? - zapytał głupio Corn.

- Zejdź mi już z oczu - wysyczał. Zabini dokończył się ubierać i niepewnie opuścił pokój. Scorpius nie potrafił tego przełknąć i już wiedział że oboje za to zapłacą. Tylko cały czas nie mógł zrozumieć, czemu jest aż tak zły.

Obserwatorzy