poniedziałek, 11 lutego 2013

Rose: "Najlepszą zemstą jest szczęście, bo nic tak nie denerwuje ludzi."

UWAGA! Blog, jak każdy zauważył, zmienił się na "Treści dla dorosłych". Jest to potrzebne, zważając na późniejsze wydarzenia zawarte w blogu. Notka trochę ostrzejsza niż do tej pory, ukazuje typowo ślizgońskie zachowanie. Rozdział, niestety, ze sporym poślizgiem, ale jedna z autorek (tzn. JA) jest studentką i musiała zająć się sesją i nauką do niej (przy czym, jak zwykle, poległa na zaliczeniach językowych deklinacji i koniugacji). Nie poddaję się jednak i w końcu, po wielu trudach, oddaję wam rozdział w wasze monitory i przeglądarki. Jeśli ktoś byłby chętny, aby go powiadamiać o nowych postach, niech zostawi swój numer gg / adres e-Mail / adres bloga w komentarzu pod tą notką. ;).
Miłego czytania!






Czuła okropne upokorzenie po ostatnim wieczorze. Czuła się nikim, a słowa wypowiedziane przez Scorpiusa w dalszym ciągu odbijały się od ścianek jej umysłu. Była dla niego nikim. Ich ostatnie spotkania, pocałunki i pieszczoty były niczym. Tak po prostu o tym zapomniał, mówiąc jej, że nic dla niego nie znaczy. Że jest gorsza od Lily Potter. Tej cholernej, słodkiej, zawsze najlepszej Lily Potter. Dlaczego tak bardzo chciał ją zniszczyć?

Wstała, zanim chłopak się obudził. Na ramionach i pod paznokciami miała świeżo zeschniętą krew po dzisiejszej nocy, kiedy z nerwów wbijała paznokcie w swoją skórę. Sprawiała sobie ból fizyczny, ale był on zdecydowanie lepszy niż ten, który zadawał jej Scorpius – ból psychiczny, katował ją swoimi słowami. Że była nikim. Że nawet Corn Zabini nic do niej nie czuł, mimo iż byli razem ponad dwa lata.

Rose powoli podniosła się z poduszek, na których były plamy krwi i resztki makijażu. Nie była w stanie dłużej z nim siedzieć, więc poprawiła swój strój i cicho wyszła, uprzednio obrzucając Ślizgona spojrzeniem pełnym bólu i nienawiści. Spał spokojnie na poduszkach po drugiej stronie pokoju. Zagryzła wargi, zdając sobie sprawę, że on jednak kimś dla niej jest i na pewno nie jest wrogiem. Wzięła głębszy oddech i wyszła z Pokoju Życzeń. Nie mogła czekać, aż blondyn się obudzi i znowu zacznie się nad nią psychicznie znęcać. Miała tylko nadzieję, że o czwartej trzydzieści rano nie spotka nikogo na szkolnych korytarzach.

Weszła cicho do dormitorium i odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że wszystkie jej współlokatorki jeszcze słodko śpią. Odłożyła więc różdżkę na poduszkę, zasłoniła kotary i wyciągnęła z kufra świeże ubrania. Musiała stworzyć pozory tego, że spokojnie spała jednak w swoim łóżku, a nie, po raz kolejny, poza dormitorium. Wyciągnęła z kufra kolejną szkolną koszulę i czarną spódniczkę. Wzięła jeszcze jeden z krawatów w barwach Gryffindoru i sweter zapinany na kilka guzików. Poszła do łazienki i odkręciła zimną, niemalże lodowatą wodę pod prysznic. Świeże ubrania odłożyła na półkę i powoli zaczęła się rozbierać. Potrzebowała ochłody, orzeźwienia, uspokojenia się, a taka lodowata woda miała jej w tym pomóc.

Zaciskając zęby weszła pod prysznic. Temperatura wody była przerażająco niska, ale Rose nie zamierzała się poddawać. Musiała zmyć z siebie wydarzenia ostatnich kilku dni. Namydlała ciało, wciąż czując dłonie i usta Scorpiusa na jej ciele. Rany na ramionach piekły żywym ogniem, gdy przejechała po nich spienionymi rękami. Syknęła i starała się całą swoją uwagę skupić właśnie na tym bólu. Był zdecydowanie lżejszy, nie taki bolesny, łatwiejszy do wyleczenia. Zacisnęła powieki, spod których zaczęły wypływać gorące łzy.

Obiecała sobie, właśnie w tej chwili, że nigdy więcej nie będzie płakała przez żadnego chłopaka, a już tym bardziej nie przez Scorpiusa Malfoya. Nie był wart jej łez i tego, że próbowała zrobić sobie przez niego krzywdę. Nawet jeśli uważał, że dziewczyna jest niewarta uwagi, głupia i beznadziejna, ona zamierzała z dumną pokazywać, że to w ogóle jej nie obchodzi, nawet jeśli miałaby oszukiwać. Mężczyźni nie byli warci tych łez.

Obiecała sobie również, że więcej nie będzie z nim rozmawiać. Żadnych gier w prawdę i wyzwanie, wspólnie spędzonych nocy i pocałunków. Najwyższa pora pokazać mu, że nie ma nad nią władzy, nawet jeśli nie było to zgodne z prawdą. Postanowiła też, że musi porozmawiać z Cornem Zabinim. Dopiero ta rozmowa ze Scorpiusem uświadomiła jej, że wciąż Zabini w jakiś sposób jest dla niej ważny. Chciała, by ponownie był przy niej, w każdej chwili gotowy ją przytulić.

Corn i Scorpius. Dwóch Ślizgonów, najlepszych przyjaciół, dwóch takich, którzy zawrócili w głowie rudowłosej Gryfonce. Każdy na swój sposób stał się częścią jej życia. Corn, z którym spotykała się od końca trzeciej klasy aż do początku wakacji między piątym a szóstym rokiem. Zawsze był dla niej miły, przytulał ją i całował, zawsze z taką samą dozą delikatności, takim samym uczuciem. Scorpius natomiast był inną bajką – złośliwy i chamski, nieznający pojęcia „delikatność”. A jednak to jego pocałunki sprawiały, że robiło jej się gorąco.

Znowu. Musiała w końcu o nim zapomnieć. Nieważne, że był przystojny i każda dziewczyna chciała z nim być. Nie ważne, że Rose czasami śniła o nim czy fantazjowała. Nieważne, że wiedzieli o sobie znacznie więcej niż powinni. Nieważne, że przez te wszystkie gry coś między nimi zaiskrzyło. Wszystko było nieważne.

W końcu zakręciła lodowatą wodę i wyszła spod prysznica, powoli owinęła się ręcznikiem i stanęła przed dużym lustrem. Spojrzała na swoje odbicie i skrzywiła się. Miała lekko podkrążone oczy i skórę zaczerwienioną od zimna. Włosy miała pokręcone, więc sięgnęła po szczotkę. Wiedziała, że sporo czasu może spędzić w łazience, bo wszystkie jej współlokatorki lubią długo pospać.

Wciąż wpatrując się w swoje odbicie w lustrze zaczęła rozczesywać włosy. Dopiero teraz zaczęła drżeć z nerwów, a przed jej oczami ponownie zaczęły przelatywać obrazy z poprzedniego wieczoru. Łzy ponownie pociekły po jej policzkach. Czuła się skalana i zraniona. Malfoy poruszył najbardziej bolesne tematy w jej rozmowach. Co mogła zrobić? Wiedziała, że nie jest w stanie wytrzymać, nie zwracając uwagi na chłopaka.

Podjęła więc bardzo nietypową decyzję – porozmawia z Cornem, wróci do niego i może w końcu będzie mogła zachowywać się normalnie. Chłopak był dla niej ważny i, prawdę mówiąc, cały czas za nim tęskniła. Nie wiedziała tylko czy to miłość, czy zwykłe przyzwyczajenie. Wolała o tym nie myśleć, żeby niepotrzebnie się zadręczać. Nie teraz, to nie była odpowiednia chwila.

Rozczesała włosy i wygodniej je splotła, żeby w niczym jej nie przeszkadzały. Założyła szkolny mundurek i zapięła sweter. Spojrzała na swoje odbicie i lekko westchnęła. Lepiej już nie będzie wyglądała. Weszła do dormitorium i ponownie z ulgą stwierdziła, że wszystkie dziewczyny spokojnie śpią w swoich łóżkach, w dalszym ciągu. Cicho sięgnęła po torbę, spakowała ją i ruszyła do wyjścia. Różdżkę schowała do torby, aby jej nie zawadzała w niczym i zeszła po schodach. W Pokoju Wspólnym siedziało tylko kilka osób. Minęła ich i wyszła, kierując się w stronę lochów. Zamierzała jeszcze przed śniadaniem zaczepić Zabiniego i porozmawiać z nim na temat ich związku. O ile jeszcze będzie chciał z nią rozmawiać.

Stanęła we wnęce, niedaleko wejścia do Domu Węża. Miała stamtąd idealny widok na korytarz i mogła stąd obserwować innych uczniów. Czekała, aż Zabini będzie przechodził. Wystarczyło cicho zawołać i na pewno będzie wiedział gdzie jej szukać. Nie myliła się.

Zawołała, a chłopak od razu do niej podszedł.

- Czyś ty oszalała?! Czemu mu powiedziałaś? – zapytał z lekkim wyrzutem.

- Nie chciałam, a on teoretycznie mnie do tego zmusił – westchnęła. – Nie chcę jednak rozmawiać o tym, co wczoraj wydarzyło się między mną a nim, bo to najgorsze, co mogło mi się przytrafić… Możemy porozmawiać? – spytała, patrząc na swojego byłego chłopaka.

- Pewnie – spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Nie patrz tak na mnie, Corn. – Stali w niewielkiej, słabo oświetlonej wnęce w korytarzu. Rose stała ledwo kilka centymetrów od chłopaka i mimowolnie się uśmiechnęła.

- Jak? – uśmiechnął się do niej uwodzicielsko.

- Lubię ten uśmiech – powiedziała powoli i również się uśmiechnęła.

- O czym chciałaś pogadać? – zapytał i delikatnie pogłaskał ją po włosach.

- O nas – powiedziała spokojnie, uśmiechając się lekko. Zabini był dla niej ważny i nigdy by jej nie skrzywdził, ani fizycznie, ani, tym bardziej, psychicznie.

- O nas? – spytał zaskoczony. Myślał, a nawet był pewny, że już dawno nie ma żadnych „nas”. Kiwnęła głową, zastanawiając się, dlaczego się rozstali. Pamiętała tylko, że nie pokłócili się, nie krzyczeli, nie było łez. Rozstali się w przyjaźni.

- O nas – powtórzyła spokojnie, uśmiechając się.

- A więc mów.

- Dlaczego się rozstaliśmy? – spytała nagle i zupełnie szczerze.

- Zerwałaś ze mną – roześmiał się.

- Ciężko to nazwać zerwaniem, ale chyba mi coś wtedy odbiło – powiedziała powoli, uważnie patrząc na jego twarz. – Czy jest szansa, żebyśmy… żebyśmy do siebie wrócili? – spytała cicho, trochę niepewnie. Patrzyła uważnie na chłopaka. Przez cały czas ich związku było im dobrze, rozmawiali o wszystkim, dogadywali się i nie kłócili. I traktowali z należytym szacunkiem, o ile trzynastolatek ma jakiekolwiek pojęcie o tym, jak powinien wyglądać prawdziwy, poważny związek. Szacunek to było coś, czego Malfoy nie znał, z czym nie miał do czynienia. Zabini prócz tego, że był Ślizgonem i najlepszym przyjacielem Scorpiusa, nie miał zbyt wielu rażących wad.

Patrzyła na niego, czekając na odpowiedź.

- Tak nagle? I to teraz, kiedy Scorpius chce mnie zabić? – spojrzał na nią niepewnie, ale widać było że chciał, naprawdę chciał do niej wrócić.

- Nie chcesz? – spytała cicho i niepewnie.

- Nie mów ta – szepnął gorliwie i pocałował ją w czoło. – Bardzo chcę, tylko nie wiem, czy twoja propozycja jest poważna.

- Jest poważna – powiedziała, wpatrując się w niego. Mówiła prawdę, a przynajmniej chciała za wszelką cenę sobie wmówić, że tak jest.

- W takim razie nie mam wątpliwości – spojrzał na nią i pocałował ją delikatnie. Rose lekko oparła dłonie na jego torsie i odwzajemniła delikatny pocałunek chłopaka, z uczuciem.

- Jesteś cudowna – szepnął w jej usta i uśmiechnął się uroczo, odsuwając się na krok. – Ale wiesz, że on mnie zabije?

- A wiesz, że on uważa mnie za nic? – Spojrzała na niego. – Że powiedział, że nie jestem w twoim typie? – Oparła dłonie o jego tors. – Mam. Go. Gdzieś. – powiedziała, podkreślając każde ze słów. – Mam gdzieś zdanie tego zadufanego w sobie dupka, który myśli, że wszystko mu wolno. Chcę być szczęśliwa. Z tobą.

- Po prostu uważa, że do siebie nie pasujemy. Nie bierz jego słów tak do serca, widzisz, on teraz nie ma zbyt dobrego okresu, mała – powiedział spokojnie, patrząc w jej oczy. Rose westchnęła i ufnie się do niego przytuliła.

- Grałam z nim i, hm… przez ponad tydzień może być… trochę dziwnie – powiedziała cicho, gdzieś w okolice jego torsu. Musiała mu o tym powiedzieć, skoro mieli być razem.

- Znowu graliście w prawdę czy wyzwanie? – spojrzał na nią rozbawiony i pokręcił głową z lekkim politowaniem. – Co ta nuda robi z człowiekiem… I co takiego ten mój przebiegły przyjaciel wymyślił, co?

- Znowu – westchnęła, nie pytając o to skąd chłopak wie o ich wcześniejszych grach. Później pomyślała, że w końcu są najlepszymi przyjaciółmi i Scorpius musiał mu o tym powiedzieć. – Co wymyślił? Że przez półtorej tygodnia mam wykonywać każde jego zadanie, z uśmiechem na ustach i słowami „panie Malfoy”, za każdym razem, kiedy będę się do niego zwracać. – Skrzywiła się lekko i spojrzała na niego. Oboje zdawali sobie sprawę, że jeśli chodzi o zadania, to Scorpius miał całkiem dobrą wyobraźnię. Corn roześmiał się dźwięcznie.

- Dobry jest, ale musiałaś go nieźle podpuścić! – uniósł brew. Rose spojrzała gdzieś w bok, próbując się nie zarumienić.

- Nie rozmawiajmy o tym – westchnęła cicho. – Już wystarczająco często wasz dom mówi o tym, że się z nim przespałam. Dwa razy. – Skrzywiła się na wspomnienie tamtej nocy, kiedy Scorpius się upił. Pamiętała te delikatne pocałunki na jej szyi, leniwe pocałunki, delikatny dotyk jego rąk… Zagryzła wargę, by nie westchnąć.

- Wiesz jacy są ludzie, uwielbiają plotkować. – Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. – Jestem pewien, że Scorpius nie przesadzi – powiedział, jednak jego ton wyraźnie wskazywał, że chłopak nie jest pewien swoich słów. Obydwoje wiedzieli do czego zdolny jest chłopak, a jeszcze teraz, kiedy był na nich taki wściekły… mógł być podły, bo zdolny do wszystkiego co najgorsze.

- Sam w to nie wierzysz, Corn. Będzie chciał się zemścić, znasz go, wiesz jaki potrafi być podły. – Oparła czoło o jego tors.

- Nie przejmuj się, to tylko dziesięć dni. – Próbował ją pocieszyć, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Lekko się odsunęła.

- Aż dziesięć dni – powiedziała i spojrzała na niego. – Idziemy na śniadanie? – spytała, splatając ich palce razem. Idealnie ze sobą kontrastowali, pod każdym względem. Rose była wybuchowa i miała gorący temperament, natomiast Corn był spokojny i delikatny w stosunku do niej. Rose była blada i piegowata – Corn był mulatem. Uśmiechnęła się, spoglądając na ich splecione dłonie.

- No jasne, chodź. – Pociągnął ją do przodu i razem ruszyli w kierunku Wielkiej Sali. Już po drodze ludzie komentowali tą nietypową parę.

Trzymała go za rękę i próbowała dorównać kroku. Szła dumnie wyprostowana z uroczym uśmiechem na piegowatej buzi. Corn był dla niej jedną z ważniejszych osób, dlatego ucieszyła się, kiedy jednak chciał z nią być, znowu. Weszli do sali i skierowali swe kroki ku stołowi Slytherinu.

Scorpius spojrzał na nich obojętnie, pokazując, że w ogóle go nie obchodzą, mimo iż w rzeczywistości był oburzony, wstrząśnięty i zły. Nie okazywał tego, nawet wtedy, kiedy rudowłosa usadowiła się tuż obok niego, a Corn zajął miejsce po jej lewej stronie i objął ją w pasie. Blondyn tylko zacisnął wargi, by czegoś nie powiedzieć. Rose natomiast uroczo się uśmiechnęła i spojrzała na Scorpiusa, obdarzając go niemiłym spojrzeniem.

- Cześć Weasley – rzucił.

Spojrzała na niego wyniośle i odwróciła się twarzą do Zabiniego. Wczoraj powiedział zbyt wiele krzywdzących słów, nie była gotowa by mu wybaczyć.

- Przywitaj się ze mną – zażądał.

Ze złości zacisnęła zęby i w myślach policzyła do dziesięciu. Kiedy przeszła jej ochota na zamordowanie go, spojrzała na niego.

- Dzień dobry panie Malfoy – wysyczała jadowicie. Kilka osób otrzepało się, słysząc jej ton, ale Scorpius uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Nakarm mnie – mruknął jej do ucha. Zadrżała, czując jego ciepły oddech na swoim policzku. Corn, któremu udało się usłyszeć nietypową prośbę chłopaka, postanowił zaoponować:

- Ale…

- Nie wtrącaj się – syknął Malfoy. Był zły.

Ruda warknęła na chłopaka przez zaciśnięte zęby i spojrzała przepraszająco na Corna. Niechętnie spełniła prośbę Malfoya i zaczęła go karmić. Z każdym następnym kęsem miała ochotę wepchnąć mu całe jedzenie prosto do gardła, żeby się udusił. Scorpius postanowił jednak zrobić jej na złość i nie udusił się. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się złośliwie i dodał ledwo dosłyszalnie:

- Pocałuj mnie w policzek i powiedz: proszę bardzo, panie Malfoy.

- Pogrzało cię – warknęła zirytowana.

- Słucham? – Uniósł brew.

- Dobrze słyszałeś.

- Pamiętaj, że stąpasz po bardzo cienkim lodzie. Ode mnie zależy co będziesz robiła, bądź czego nie będziesz robiła przez najbliższe dziesięć dni, więc uważaj – mruknął ostrzegawczo. Zarówno jego słowa, jak i ton głosu, sprawiły, że dziewczyna w końcu się go przestraszyła. Spojrzała na Corna z paniką w oczach. Chciała, by jakoś zareagował.

- Stary… - zaczął powoli, ale Malfoy od razu mu przerwał:

- Nie odzywaj się Zabini, tylko pogarszasz jej sytuację – warknął. Rose zrozumiała, że nikt jej nie jest w stanie pomóc, a Scorpius na pewno nie będzie dla niej miły. Czy niewystarczająco ją skrzywdził?

- Proszę bardzo, panie Malfoy – powiedziała jadowicie i ledwo musnęła ustami jego policzek.

- Nie zwracaj się do mnie takim tonem. Masz być miła – dodał i nalał sobie soku. Zazgrzytała zębami i odwróciła się do niego plecami.

- Nie odwracaj się ode mnie – powiedział ze znudzeniem. – I przyjdź dzisiaj po lekcjach przed Wielką Salę.

- Po co? – spojrzała na niego z niechęcią. Wcześniej nałożyła sobie jedzenie na talerz, ale teraz już nie miała ochoty na cokolwiek.

- Tego się dowiesz jak przyjdziesz, Weasley.

Nie miała ochoty już z nim rozmawiać, złapała Corna za rękę w milczeniu, była wściekła i chciała już wyjść. Była na niego wściekła.

- Wykrzycz: Scorpius Malfoy jest cudowny! – palnął nagle.

- Przestań się nade mną znęcać, Malfoy – warknęła ze złością.

- Nie – odparł nonszalancko.

- Bo? Co ja ci zrobiłam, co?

- Nic, po prostu na tym polega gra. Słucham.

Corn milczał, żeby jeszcze bardziej nie pogrążyć dziewczyny. Rose poczuła piekące łzy pod powiekami. Jak mógł się tak nad nią znęcać? Był wściekły, nie wiedziała dlaczego. Może było to winą ich wczorajszej rozmowy? Ale przecież to on bardziej ją skrzywdził niż ona jego.

- Scorpius Malfoy jest cudowny! – zawołała, chociaż włożyła w ten krzyk tyle jadu i niechęci, że aż kilka osób otrząsnęło się ze strachem. W jej głosie była nienawiść. Zwykłą, czystą nienawiść.

- Mógłbym się przyczepić do tonu, ale niech ci będzie. Znaj moje dobre serce, możesz iść – powiedział, a ona natychmiast odwróciła się plecami do niego. Z niechęcią spojrzała na swój talerz. Nic nie tknęła.

- Mała, zjedz coś – szepnął Corn, z wielkim przejęciem.

- Nie mam ochoty, przepraszam – powiedziała cicho i wstała. Obrzuciła blondyna nienawistnym spojrzeniem i, nie czekając na Zabiniego, wyszła z Sali, ciągnąc za sobą torbę. To był początek pierwszego dnia, a co dopiero będzie za dziesięć dni? Wolno poszła w stronę schodów. Była głodna, ale przeszła jej ochotna na zjedzenie czegokolwiek.

Miała go serdecznie dosyć i było jej przykro. Nie sądziła, że chłopak, z którym kilka dni wcześniej prawie się przespała, teraz pałał do niej tak wielką niechęcią. Nic do niej nie czuł.



***



Stała pod szklarnią, była nerwowa, głodna i bardzo potrzebowała by ktoś pojawił się przy niej i w końcu ją przytulił. Chciała, by przyszedł do niej Corn, przytulił ją i powiedział, że Scorpius w końcu odpuści. Że będzie dobrze. Nie miała pojęcia co takiego zrobiła Malfoyowi, ale wiedziała, że jeśli cały czas chłopak będzie dla niej taki, jak na śniadaniu, to ona tego nie wytrzyma. Już teraz ledwo dawała sobie radę.

Z niechęcią spojrzała na Scorpiusa, który podszedł do niej i nadstawił policzek. Uniosła brew, mimo iż doskonale wiedziała co ten gest oznacza.

- Chyba nie jesteś aż taka tępa? Pocałuj mnie w policzek.

Zacisnęła wargi i niechętnie musnęła jego policzek, akurat w chwili, w której nauczyciel przyszedł otworzyć cieplarnię. Neville Longbottom spojrzał na Rose ze zdziwieniem, ale odchrząknął i wpuścił uczniów do pomieszczenia. Mężczyzna był przyjacielem rodziny i ojcem chrzestnym Hugona, więc widok Rose całującej Malfoya musiał go zdziwić.

Rudowłosa nawet nie spojrzała na nauczyciela. Wolałaby, żeby mężczyzna zachował dla siebie ten niecodzienny widok i nie wspomniał o tym jej rodzicom, bo zdawała sobie sprawę, że jej ojciec źle zniósłby wiadomość, że Rose ma jakikolwiek bliższy kontakt z jakimkolwiek Ślizgonem, a zwłaszcza z Malfoyem. Nie słuchała nauczyciela, zagłębiła się w swoje nieprzyjemne myśli. To był jakiś chory sen.

Neville wytłumaczył im krótko czym będą zajmować się na dzisiejszej lekcji i kazał przejść do części praktycznej. Zarówno Rose, jak i Scorpius w momencie pomyśleli o tym samym, ale żadne z nich się nie odezwało.

Nie patrzyła na Malfoya. Zajęła się swoją roślinką, mimo iż czuła spore zażenowanie. Najchętniej wróciłaby do swojego dormitorium i przespała zły humor blondyna. Nie usłyszała kiedy do niej podszedł, ale poczuła gdy zbliżył się do niej za bardzo i szepnął jej do ucha:

- Powiedz do mnie: kochanie, pomóc ci?

- Nie przeginaj – odpowiedziała cicho, patrząc na niego.

- Nie zwracaj się tak do mnie – mruknął. Zabini spojrzał na Rose pokrzepiająco, ale nic nie powiedział.

- Dlaczego to robisz? – spytała cicho. Jej oczy zaszkliły się od łez.

- Sama powiedziałaś, że taki właśnie jestem – wysyczał jej do ucha. Spięła wszystkie mięśnie, przestraszył ją swoim zachowaniem.

- Jesteś obrzydliwy, Malfoy – powiedziała, patrząc mu w oczy.

- Możliwe – mruknął i złapał ją w pasie. – Ale nie zmieniaj tematu, tylko rób co mówię.

- Może ci pomóc, kochanie? – spytała, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Chciało jej się płakać, ale wiedziała, że nie może się przy nim rozpłakać.

- Głośniej, ledwo ja cię słyszałem.

- Kochanie, może w czymś ci pomóc? – zapytała głośniej. Wszyscy, włącznie z nauczycielem, spojrzeli na nich. Rose przepraszająco spojrzała na swojego chłopaka. Corn pokiwał tylko głową uspokajająco.

- Nie trzeba, mała – powiedział i ostatnie słowo wysyczał jadowicie, patrząc na Zabiniego. Ludzie patrzyli na nich jak na całkiem dobry film.

- Puścisz mnie w końcu? – spytała cicho.

Scorpius zabrał rękę i uśmiechnął się drwiąco. Podszedł do swojej rośliny i zaczął się nią zajmować. Oboje pamiętali ostatnią lekcję, spojrzeli na siebie, ale szybko odwrócili wzrok. Pojawiło się szybkie ukłucie żalu. Odwróciła się do Corna, w oczach miała łzy. Corn podszedł do niej i delikatnie przytulił do siebie przestraszoną dziewczynę. Nauczyciel dyskretnie do nich podszedł.

- Coś się stało, Rose? – zapytał troskliwie. Scorpius wszystkiemu przyglądał się z zimnym rozbawieniem. Ruda spojrzała na nauczyciela, wciąż tuląc się do Zabiniego.

- Nie, nic – powiedziała cicho. – Po prostu mam gorszy… Mam gorszy dzień – powiedziała, powoli próbując powstrzymać drżenie głosu. W dalszym ciągu wtulała się w chłopaka.

 - Na pewno? – spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Tak, na pewno – powiedziała cicho. – Ale dziękuję za troskę – uśmiechnęła się, trochę z przymusu. Neville był przyjacielem rodziny i zawsze traktowali go jak wujka.

- Dobrze, ale jakby coś się działo to zawsze możesz się do mnie zgłosić – zapewnił ją cicho. – A teraz wracaj do pracy, chyba że wolisz iść do dormitorium, skoro źle się czujesz? – spytał, ale pokręciła głową. To byłoby tchórzostwo.

- Poradzę sobie. Corn mi pomoże – westchnęła.

- To dobrze – powiedział i zaczął oglądać rośliny innych.

- Nie przejmuj się, nie jest tak źle – mruknął niepewnie.

- Żartujesz sobie ze mnie? Nie jest źle? – uniosła brew. – Corn, to dopiero pierwszy dzień, nie zauważyłeś kogo on próbuje ze mnie zrobić? Co próbuje zrobić? Chce, żebyśmy się rozstali, nie widzisz tego?

- Nie sądzę, nie daje żadnych zadań związanych ze mną – zauważył, a Rose westchnęła cicho.

- Właśnie. Robi wszystko, żeby wyszło, że jestem… że jestem jego. Że może ze mną zrobić wszystko. Mam go całować, przytulać i traktować jak ósmy cud świata… Jak to wygląda? Jakbym działała na dwa fronty. Tu buzi z jednym, tu buzi z drugim… - spuściła głowę.

- On chce wywołać we mnie zazdrość, zemścić się na tobie, pewnie za poprzednie zadania. I zemścić się na mnie, za to, że go okłamałem – szepnął. – Ale nie martw się, przecież ja wiem, że to tylko zadania.

- Ty to wiesz i ja to wiem, ale reszta szkoły tego nie wie – powiedziała cicho. W końcu jednak zabrali się za swoje roślinki, cicho rozmawiając nad nimi. – W ogóle nie powinnam dopuścić do żadnej z tych gier – mruknęła słabo.

- Ale dopuściłaś. I sama pewnie nieźle dałaś mu w kość – powiedział, po czym zdał sobie sprawę, że na pewno jej nie pociesza, więc zamilkł.

Przez dłuższą chwilę pracowali nad swoimi roślinkami w milczeniu. Rose zdawała sobie sprawę, że to ona musi powiedzieć Cornowi całą prawdę o tym, co ostatnio wydarzyło się w Pokoju Życzeń. Lepiej będzie, jeśli ona to powie, nim Scorpius postanowi jeszcze bardziej się na niej zemścić. Bezmyślnie zajmowała się roślinką, nie była gotowa by powiedzieć mu to wszystko.

- Coś przede mną ukrywasz, prawda? – spojrzał na nią. Kiwnęła głową, nie odrywając wzroku od rośliny. Tak wiele wydarzyło się w ciągu ostatnich dni, a ona nie chciała stracić Corna tylko przez jakieś głupie gry w prawdę czy wyzwanie.

Spojrzała na niego.

- Mów – poprosił.

- To… To nie miejsce na taką rozmowę – powiedziała, rumieniąc się jak dorodne jabłuszko.

- Przestraszyłem się. Dobra, to wieczorem u mnie?

Ponownie kiwnęła głową i cicho westchnęła.

- Tylko… tylko mnie nie oceniaj, dobrze?

- Ja? No coś ty – uśmiechnął się i cmoknął ją w policzek. Zadzwonił dzwonek, chłopak spakował swoje rzeczy i wyszedł, a Rose jeszcze chwilę zajęła się roślinką. W końcu skończyła i podeszła do nauczyciela, aby ją oddać.

- Dziękuję Rose. I pamiętaj, jakby co, to zgłaszaj się do mnie, zawsze ci pomogę – spojrzał na nią uważnie. Już chciała coś odpowiedzieć, ale Scorpius się wtrącił:

- Weasley, zanieś moje rzeczy do mojego dormitorium, nie mam teraz czasu tam iść – mruknął i wyszedł, zostawiając swoją torbę na ławce. Przełknęła ślinę.

- Dobrze, obiecuję – powiedziała i uśmiechnęła się słabo do mężczyzny. Zbladła, gdy usłyszała komentarz Scorpiusa, ale nic nie powiedziała na ten temat. – Wujku, proszę cię, nie mów nic rodzicom.

- Martwi mnie to, co się dzieje, Rose. Ale dobrze, nie powiem. Nie pozwalaj sobą pomiatać, proszę.

Westchnęła, ale nic nie powiedziała. Zabrała swoje rzeczy i rzeczy Scorpiusa. Ugięła się pod ich ciężarem.

- Rose, nie musisz nosić jego rzeczy – oburzył się Neville.

- Przepraszam wujku, ale muszę. Tym razem muszę – westchnęła. – Kiedyś na pewno ci to wytłumaczę, obiecuję. Ale póki co mi po prostu zaufaj, dobrze?

- Dobrze, chociaż nie ukrywam, że martwię się o ciebie.

Uśmiechnęła się tylko słabo i wyszła z cieplarni. Powoli szła w stronę szkoły, uginając się pod ciężarem rzeczy swoich i Scorpiusa. Nie chciała iść do niego do pokoju, więc zaklęciem wysłała jego rzeczy do dormitorium. Żałowała, że Corn na nią nie poczekał, ale nie mogła mieć do niego pretensji.

Za nią dopiero dwanaście godzin, gdzie następne dwieście dwadzieścia osiem? Była przerażona.



***



Z całą pewnością mogła przyznać, że czuje się jak przedmiot. Scorpius wydawał jej różne polecenia, a ona musiała je wykonywać, bo każdy protest sprawiał, że dziewczyna czuła się przez niego jeszcze bardziej poniżona.

Z niechęcią zeszła po lekcjach na dół, pod Wielką Salę. Szła, uśmiechając się sztucznie, jakby próbowała pokazać, że wszystko jest w porządku, nic jej nie przeszkadza i całkiem dobrze znosi tą całą sytuację z zadaniami. Nie miała jednak pojęcia czego chłopak mógłby od niej chcieć i coraz bardziej zaczynała się tego obawiać.

- Hej – przywitał się, podchodząc do niej.

- Cześć – powiedziała cicho, wyrwana z rozmyślań. Spojrzała na niego.

- Ekhm? – uniósł brew.

- Co?

- Albo udajesz, albo po prostu jesteś taka tępa. Nie tak się miałaś ze mną witać – zauważył.

- Nie było mowy, że tak mam się z tobą witać za każdym razem – powiedziała chłodno, sądząc, że znowu chodzi mu o buziak w policzek.

- Miałaś się do mnie zwracać per panie Malfoy. Jakbyś była inteligentna, to zrozumiałabyś, że wiąże się to z mówieniem „dzień dobry”, za każdym razem. Ale skoro nie jesteś taka inteligentna to powtórzę to jeszcze raz. Masz się w ten sposób witać ze mną za każdym razem.

- Dzień dobry panie Malfoy – warknęła zirytowana.

- I jak już mówiłem, nie tym tonem.

- Przywitałam się. Co teraz?

- Zawiąż mi buty – rzucił od niechcenia. Podczas gry w prawdę czy wyzwanie te zadania wyobrażał sobie zupełnie inaczej. Miały być raczej czystą zabawą, przekomarzaniem się, ale niestety wiele się zmieniło. Teraz chciał ją za wszelką cenę poniżyć, upokorzyć i mało obchodziły go jej łzy czy smutna twarz.

Zacisnęła wargi, ale posłusznie postanowiła wykonać jego rozkaz. Kucnęła więc, nie patrząc na twarz chłopaka i powoli zawiązała jego buty. Wyprostowała się z dumną i zauważyła, że kilka osób im się przyglądało. Miała ochotę go udusić.

- Pocałuj mnie – powiedział spokojnie. Niechętnie pocałowała go w policzek, a chłopak się skrzywił. Nie o to mu chodziło. - Nie prowokuj mnie, Weasley. Masz mnie normalnie pocałować

Niechętnie przysunęła się do niego i pocałowała go bardzo delikatnie. Za chwilę jednak odsunęła się, co wyraźnie nie spodobało się blondynowi. Podparł ją o ścianę i przytrzymał w pasie, pochylając się nad nią.

- Teraz mnie naprawdę pocałuj, z zaangażowaniem – szepnął jej do ucha i spojrzał na jej twarz. Wzięła głębszy oddech i powoli pocałowała go z takim samym zaangażowaniem, jak wtedy, kiedy przed nim tańczyła. Jak w pokoju życzeń, gdy było miło. Delikatnie objęła jego szyję, ale chłopak odsunął się od niej, próbując zachować obojętny wyraz twarzy, jakby ten pocałunek w ogóle na niego nie zadziałał. Spojrzał na nią uważnie.

- Dlaczego… - zaczął, ale nie dokończył. Zamiast tego powiedział zimno: - Możesz iść, ale się ze mną pożegnaj.

- Do widzenia, panie Malfoy – powiedziała i wyminęła go.

Miała wielką nadzieję, że po tym pocałunku chłopak w końcu się uspokoi i przestanie się na niej wyżywać. Nie miała jednak pojęcia, że Scorpius dopiero się rozgrzewa z żenującymi pytaniami i zadaniami.



***



Rose przyszła wieczorem do dormitorium chłopców. Uśmiechnęła się z ulgą, zauważając, że Corn siedzi tam sam na swoim łóżku i nikogo więcej nie ma. Cicho zamknęła za sobą drzwi i powoli podeszła do niego.

- Cześć – powiedziała cicho.

- Hej – uśmiechnął się i poklepał miejsce obok siebie. – Przyszłaś pogadać? To mówmy teraz, póki możemy, bo niedługo przyjdzie potwór – mrugnął do niej, uśmiechając się. Usiadła przy nim.

- Wszystko zaczęło się w pociągu – powiedziała cicho. – Jak pewnie wiesz, zostaliśmy zamknięci w jednym przedziale, na całą podróż. Nie chciałam z nim jechać, nie po tym, jak nazwał mnie szlamą na Pokątnej – mówiła cicho, nie patrząc na Corna. Trochę się denerwowała.

- Opowiadał mi wszystko, co działo się w pociągu, ale nie chciał się przyznać co działo się w Pokoju Życzeń.

- Prócz tych wszystkich zadań? Jego… jedno z jego zadań, którego na nic nie mogłam wymienić, miało na celu, no… grę w rozbieranego pokera – mruknęła. Corn dobrze wiedział, że Rose nie potrafiła w to grać.

- Przecież ty nawet nie znasz zasad!

- Wytłumaczył mi je, ale udało mi się wygrać tylko kilka partii… On wygrał całość – Rose była już mocno zarumieniona. – Pozwolił mi wybrać między zadaniem, a rozebraniem się do końca, więc zdecydowałam się na… na zadanie.

- Aż się boję – spojrzał na nią i skrzywił się. Nie podobała mu się sytuacja.

- Miałam przed nim zatańczyć, tak, jak stałam. Niby nic trudnego, przecież to tylko zwykły taniec – westchnęła. – Ale nie było łatwo, było trudno, bo wiedziałam, że patrzy… Że jest pierwszym, który widzi mnie prawie nagą – mruknęła, a policzki paliły ją żywym ogniem, wstydziła się o tym mówić.

Corn objął ją ramieniem i pogłaskał po włosach. Wiedziała, że musi dokończyć, ale to był najbardziej żenujący moment.

- Wstał i mnie pocałował – powiedziała jeszcze ciszej. Brunet spojrzał na nią zdziwiony.

- Odepchnęłaś go?

- Nie – wydusiła po chwili milczenia. Bała się spojrzeć na niego.

- Słucham? – Nie spodziewał się tego.

- Nie odepchnęłam go – powtórzyła i spojrzała na niego. Policzki paliły ją ze wstydu. – Brakowało tylko krótkiej chwili, żebym straciła dziewictwo z kimś, kto dzisiaj traktuje mnie jak ścierwo. – Czekała, aż Corn zareaguje. Odrzuci ją, wyzywa, zostawi. Była niemal pewna, że właśnie taka będzie jego reakcja, więc zdziwiła się, gdy objął ją w pasie i mocno przytulił.

- Tak mi przykro, Rose.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Spodziewała się niemalże każdej reakcji, ale nie czegoś takiego.

- Wiem, że cię to martwi, ale on ma teraz trudny czas, przejdzie mu. – Uspokajał ją, głaszcząc po włosach i tuląc do siebie.

- Oczywiście. Przejdzie mu. Jak tylko zrobi ze mnie dziwkę na oczach całej szkoły. Tak jak dzisiaj.

- Daj spokój, przecież nie jest tak źle. – Zaryzykował stwierdzeniem, chociaż domyślał się, że dziewczyna zaraz się oburzy.

- Widziałeś co się stało przed Wielką Salą? – Uniosła brew.

- Nie – spojrzał na nią zdziwiony.

- Właśnie. Nie widziałeś, kiedy kazał mi wiązać sobie buty i kiedy kazał mi się całować. Z wielkim zaangażowaniem, mocno przypierając mnie do ściany. Dalej uważasz, że nie jest źle?

- Co ci kazał zrobić?! – Oburzył się. – Stłukę go za dziesięć dni, obiecuję.

- Słyszałeś – westchnęła. – Za dziesięć dni będę dla całej szkoły tą, która puszcza się ze Ślizgonami. Piękna reputacja, piękna.

- Rose, nie martw się. Niech ludzie gadają co chcą, czy to ważne? – spytał i spojrzał na nią. – Zostaniesz na noc? Nie chcę żebyś była sama.

- Zostanę – powiedziała i wtuliła się w niego. – Dla mnie to nie jest ważne, ale pomyśl co będzie, kiedy moi rodzice się o tym dowiedzą. Ojciec wpadnie w szał…

- A skąd mają się dowiedzieć?

- Pamiętaj, że mam młodszego brata w tej szkole. Poza tym jest jeszcze James, Teddy, nasz nauczyciel z zielarstwa… no i ta pieprzona Lily – westchnęła.

- Dlaczego zawsze kiedy o niej wspominasz jesteś zła?

- Bo jej nienawidzę. Bo jest mała, słodka i urocza. Ukochana córeczka, ukochana chrześnica… Po prostu ja i ona nigdy nie darzyłyśmy się żadnym pozytywnym uczuciem i tak już zostanie.

- Jesteś o nią zazdrosna?

- Nie – spojrzała na niego. – To nie zazdrość…

- A co?

- To długa historia, a ja nie mam ochoty dzisiaj o niej rozmawiać – westchnęła.

- Dobrze – szepnął. Położyli się na jego łóżku i Rose lekko się w niego wtuliła. Leżeli tak przez chwilę, przytuleni do siebie, ale ich sielankę przerwało trzaśnięcie drzwi.

- Weasley? – Usłyszała głos Scorpiusa i mocniej zacisnęła powieki.

Wtuliła się w ciepły tors mulata, próbując się uspokoić i odpocząć. Czuła się przy nim bezpieczna, a w takich chwilach jak ta Corn był dla niej sporym oparciem. Bała się, co tym razem Scorpius wymyśli.

- Weasley, skoro już tu jesteś, to zdejmij mi buty.

Nie poruszyła się, słysząc jego słowa. Mocniej wtuliła się w ciepłe ciało swojego chłopaka, chociaż poczuła jak Corn spina mięśnie. Milczał jednak, zdając sobie sprawę, że tylko pogorszyłby sytuację swojej dziewczyny.

- Nie słyszałaś?

- Słyszałam – warknęła i powoli wysunęła się z objęć Corna. Zeszła z łóżka i z odrazą spojrzała na Malfoya. Nie potrafiła zrozumieć tego, jak ten chłopak mógł być tak odmienny w stosunku do niej. Najpierw miły i uroczy, a później zadający bolesne ciosy dziewczynie.

- Nie patrz na mnie w ten sposób. I po raz setny powtórzę, żebyś nie mówiła do mnie tym tonem, bo gorzko tego pożałujesz. Póki co jestem delikatny – warknął.

- Delikatny jak głodny hipogryf – mruknęła pod nosem, ledwo dosłyszalnie. Podeszła do łóżka Scorpiusa i klęknęła przed chłopakiem. Czuła się poniżona, a najgorsze było to, że wszystkiemu przyglądał się Corn.

- Nie igraj ze mną – mruknął i zdjął krawat.

Nie spojrzała na niego, gdy powoli rozwiązała jego sznurówki i zdjęła buty chłopaka. Czuła się upokorzona, jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy Scorpius kazał zawiązać sobie buty przed całą szkołą.

- Spójrz na mnie – zażądał.

Bardzo dobrze bawił się jej poniżeniem. Klęczała przed nim na podłodze i patrzyła na niego, co z boku wyglądało dosyć dwuznacznie. Szybko zdjęła jego buty i wróciła do Corna, mocno w niego wtulając. Było po niej widać, że już teraz ma dość i bardzo chciała, żeby Malfoy w końcu dał jej spokój, jednak zdawała sobie sprawę, że on dopiero zaczął się rozkręcać.

- Zdejmij bluzkę – rozkazał, co było zupełnie bez sensu, ale Rose wiedziała, że chciał ją jeszcze bardziej zawstydzić i upokorzyć przy Zabinim. Spłoszona spojrzała na Corna, szukając w nim oparcia, pomocy.

- Scorpius, proszę… - zaczął spokojnie Zabini, ale został zbyty niedbałym machnięciem ręką.

- Nawet nie próbuj, nic to nie da. Chyba, że koniecznie chcesz pogorszyć jej sytuację. – Scorpius uniósł brew i nalał sobie ognistej whisky. Przed jego oczami mignęło kolejne wspomnienie, tym razem to, jak pomagała mu, kiedy się upił i jak brutalnie ją potraktował, jak teraz ją traktował. Odpędził je od siebie jak najszybciej i wyczekująco spojrzał na dziewczynę.

Usiadła na łóżku i powoli zaczęła rozpinać guziki białej koszuli. Ręce drżały jej tak bardzo, że miała problem z rozpinaniem, ale próbowała tego nie okazać. W tamtej chwili obiecała sobie, że więcej nikomu nie pomoże, a już na pewno nie jemu. Nie okaże nawet odrobiny serca, bo zawsze źle na tym wychodziła. Palce ślizgały się po malutkich guziczkach, była wystraszona. Scorpius usiadł na łóżku i założył ręce na piersi, patrząc na nią ze znużeniem. Rose ani razu na niego nie spojrzała. W końcu jednak udało jej się porozpinać wszystkie guziczki i zdjąć koszulę. Złożyła ją i odłożyła na bok. Czuła się zażenowana tym, że Corn na nią patrzył. Patrzył i nic nie mógł zrobić.

Corn przyciągnął ją do siebie i przytulił. Spojrzał ze złością na Scorpiusa, tuląc do siebie rudowłosą. Dziewczyna z każdą chwilą przypominała biedne, spłoszone zwierzątko, które trafiło w jakąś nieszczęsną pułapkę i nie potrafiło się z niej uwolnić. Nie spodziewała się po Scorpiusie takiej mściwości i braku jakiejkolwiek delikatności. Nie wiedziała co go opętało, była przez to przerażona.

Scorpius udawał, że go to wszystko nie wzrusza. Nalał alkoholu do drugiej szklanki i podał ją Cornowi.

- Pij – mruknął. Z początku chciał zaproponować to Rose, ale w ostatniej chwili przyszło mu do głowy, że rozluźniłaby się za bardzo, a on tego nie chciał. Chciał, żeby była jak najbardziej zażenowana i zawstydzona.

- Słucham? – Corn spojrzał na niego zdziwiony, ale upił trochę whisky.

- Weasley, przynieś mi z pokoju wspólnego książkę do Transmutacji, chyba ją tam zostawiłem – powiedział spokojnie.

Ruda niechętnie sięgnęła po swoją koszulkę i wstała z łóżka. Założyła koszulę na ramiona i zaczęła zapinać guziczki.

- Czekaj! – Scorpius zaśmiał się ironicznie. – Nie kazałem ci się ubierać.

- Bez koszulki nie zejdę na dół, Malfoy. Możesz mnie za to ukarać jak chcesz, ale tam nie pójdę – powiedziała zdecydowanym głosem.

- To pójdź w mojej koszulce. – Uśmiechnął się złośliwie.

Rudowłosa zacisnęła zęby, powstrzymując się przed przekleństwem, ale sięgnęła po jakąś koszulkę Scorpiusa. Zdjęła swoją, którą ledwo założyła i, nie patrząc na Zabiniego, ubrała tą, którą dostała od blondyna.

- Możesz iść – rzucił łaskawie, zupełnie nie przejmując się tym, jak wyglądała dziewczyna i tym, że zaczynała się go bać. Obrzuciła go jeszcze niechętnym spojrzeniem i wyszła z dormitorium.

Niechętnie zeszła na dół, do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Już dzisiaj, zaledwie po kilku godzinach, Rose miała psychicznie dosyć. Nie wiedziała dlaczego Scorpius zamierzał ją zniszczyć, ale wiedziała, że zbyt długo nie wytrzyma.

W za dużej koszulce Scorpiusa i swojej szkolnej spódniczce wyglądała dosyć jednoznacznie. Musiało to być również bardzo nietypowe, zważając na fakt, iż najpierw poszła do dormitorium, do Corna, a później wyszła w koszulce Malfoya. Doskonale zdawała sobie sprawę jak ludzie to odbiorą.

Miała obawy. Ogromne. Chciała jak najszybciej odebrać tę książkę i uciec do swojego chłopaka. Nienawidziła tego domu, prawdopodobnie dlatego, że w pewien sposób odczuwała dyskomfort, przebywając w towarzystwie Ślizgonów. Wiedziała, że przy nich nie można się w pełni rozluźnić, zwłaszcza kiedy się jest Gryfonem.

Rozejrzała się po pomieszczeniu za książką do transmutacji i aż jęknęła w duchu, kiedy ją zauważyła. Leżała na stoliku przy kominku, pomiędzy kanapą i dwoma fotelami, w których siedziała grupa Ślizgonów z szóstego i siódmego roku. Prócz rzeczonej książki na blacie stolika stały butelki po Ognistej Whisky i Kremowym Piwie. Spojrzała na nich niepewnie. Znała ich. Prócz trzech osób ze ślizgońskiej drużyny Quidditch’a siedział również prefekt Domu Węża, dwój szósto rocznych i jeden piątoklasista. Zachowywali się głośno, co ewidentnie wskazywało na stan po wypiciu magicznego trunku.

Na Merlina, dlaczego? Czy ta książka nie mogła sobie po prostu grzecznie leżeć, sama, bez niczyjego towarzystwa w pobliżu? Co ja, Merlinie, zrobiłam, że mnie tak karzesz? – spytała w duchu sama siebie i westchnęła. Serce podeszło jej do gardła z nerwów, kiedy zrozumiała, że musi do nich podejść. - Cholera, cholera, cholera! Dlaczego to akurat muszą być podpici Ślizgoni? Dlaczego to nie mogą być, na przykład, James, Hugo i Albus? Ktokolwiek? – westchnęła do siebie w myślach, ale zaraz wzięła się w garść.

Była Weasley, w dodatku TĄ Weasley! Rudą, złośliwą, która od pierwszej klasy wojowała ze wszystkimi Ślizgonami. Ale jednak się obawiała, nie miała pojęcia co może się wydarzyć. Nagle zdała sobie sprawę, że dużo bardziej wolałaby się rozebrać przy Malfoyu i Zabinim niż zejść prosto w paszczę lwa, a raczej węża.

Wzięła kolejny głębszy oddech, a serce waliło jej jak oszalałe.

Weź się w garść, Rose! Jesteś Gryfonem, jesteś odważna i żaden Ślizgon nie jest ci straszny. Nie bój się, nie ma czego. Weźmiesz książkę i wrócisz, jakby nigdy nic – zganiła się w myślach i pewnym krokiem ruszyła po to, po co przyszła.

Nie przewidziała tylko jednego – że pijany Ślizgon to nieprzewidywalny Ślizgon, a słodki rudzielec w męskiej koszuli może być całkiem łakomym kąskiem.

Podeszła do stolika i wyciągnęła rękę po książkę. Ledwo musnęła palcami twardą okładkę, a ktoś zacisnął dłoń na jej chudym nadgarstku. Straciła na moment refleks. Spojrzała na chłopaka, który ją trzymał, starając się jednocześnie wyrwać i zachować spokój.

- Przyszłaś po więcej? – spytał, mocniej zaciskając palce na jej nadgarstku. – Czyżby tamci już ci nie wystarczali? A może się nie spisują? – spytał i rubasznie się roześmiał, a razem z nim roześmiało się kilka osób.

Starała się nie słuchać ich. Próbowała wyszarpnąć swoją rękę z żelaznego uścisku chłopaka, ale to był błąd, bo nadgarstek tylko ją mocniej zabolał, a chłopak jednym ruchem przyciągnął ją mocniej do siebie i wsunął dłoń pod jej koszulkę.

Przestraszyła się, zdając sobie sprawę, że sama nie da sobie z nim rady. A nawet jeśli da radę z nim, to on nie był sam i jego koledzy spróbują zrobić coś więcej.

To na nic – jęknęła w myślach. – Już po mnie. Nie dam rady, ja nie mam tyle siły… Malfoy, nienawidzę cię! – wykrzyknęła w myśli, czując jak pieką ją oczy od nadmiaru łez.

Znowu się szarpnęła, bardziej rozpaczliwie. Siedemnastoletni pałkarz z drużyny Quidditch’a  siłą posadził ją na swoich kolanach. Miał znacznie więcej siły niż ona. Przestraszyła się jeszcze bardziej i ostatni raz, dużo bardziej rozpaczliwie niż uprzednio, próbowała się wyszarpnąć.

- No, Weasley, nie szarp się tak. Oboje wiemy, że masz na to ogromną ochotę! – Zarechotał, mocniej ją obejmując w pasie. Jedna jego ręka przesunęła się po jej brzuchu w górę, mocniej podwijając jej koszulkę. Starała się nie rozpłakać, mimo iż była przerażona obecną sytuacją. Wzdrygnęła się z obrzydzenia, kiedy jedna ręka chłopaka wylądowała na jej udzie, a drugą zacisnął na lewej piersi rudowłosej.

Decyzję podjęła bez zastanowienia.

Chwyciła mocniej ciężką książkę Malfoya, zrobiła zamach i z całej siły uderzyła chłopaka w głowę. Jęknął z bólu i puścił dziewczynę. Kant książki rozbił mu głowę, krew zaczęła sączyć się z jego skroni. Szybko zerwała się z jego kolan i złapała książkę, która już teraz miała połamaną okładkę.

Malfoy mnie zabije za tę okładkę… - pomyślała ze zgrozą, ale zaraz się za to zganiła. – Też coś! To ja powinnam jego zabić za to, co mi zrobił! A raczej do czego doprowadził!

Spojrzała na niego, na jego sączącą się krew i grymas bólu. Nienawidziła robić krzywdy innym, ale wiedziała, że to było od niej silniejsze. Nim zareagował, ona uciekła z pokoju wspólnego.

Dopiero teraz zaczynało do niej docierać czego uniknęła. Była przerażona.

Do dormitorium chłopców z siódmego roku wróciła po dłuższym czasie, niż powinna. Była przestraszona, na bladych, piegowatych policzkach miała świeże ślady łez i drżały jej dłonie. Koszulkę Scorpiusa miała z jednej strony mocno podwiniętą, a lewy nadgarstek był zaczerwieniony. Odłożyła książkę do transmutacji na szafkę nocną blondyna i usiadła na łóżku Corna, z dala od chłopaka.

- Co się stało, Weasley? – spytał Scorpius i uniósł brew. Corn natychmiast przysunął się do swojej dziewczyny i mocno ją przytulił, jednak nie spodziewał się tego, co nastąpi.

Odepchnęła go z całej siły i odsunęła się tak mocno, że niemal spadła z łóżka. Zacisnęła mocno powieki, cały czas mamrocząc jakieś słowa pod nosem. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w taki sposób. To było bardzo niepokojące.

- Co się stało, mała? – zapytał zdziwiony murzyn.

- Zostaw – wymamrotała cicho, nie patrząc na żadnego z nich. Przytuliła do piersi zaczerwieniony nadgarstek i powróciła do mamrotania słów pod nosem.

Nie widziała więc spojrzenia Corna, który niechętnie zwrócił się z niemą prośbą do Malfoya. W końcu tylko blondyn mógł z niej wyciągnąć tę informację, nawet przymusem.

- Mów Weasley – rzucił Scorpius. Zgrywał obojętnego, ale mimo wszystko miał wielką ochotę podejść do niej i mocno ją przytulić.

- Przecież o to ci chodziło, prawa? – wyszeptała cicho, nie patrząc na nich. – Chciałeś, żeby wszyscy w Slytherinie mieli mnie za dziwkę. Żeby każdy myślał, że właśnie tego chcę. Chciałeś tego, prawa? Chciałeś, bym cierpiała bardziej od ciebie… - szeptała bez większego ładu i składu. – Chciałeś, by ktoś próbował wziąć mnie siłą… Ale tym razem ci się nie udało… - W dalszym ciągu nie spojrzała na niego. Łzy pociekły po jej policzkach.

- Co ci zrobili? – zapytał tylko.

- Przecież cię to nie obchodzi, więc po co pytasz?

- Chcę wiedzieć, a ty masz robić to, czego chcę, więc mów. – Zdawał sobie sprawę, że ją dobija. Wiedział też, że powinien spróbować wyciągnąć od niej informacje po dobroci, na spokojnie, ale strasznie chciał wiedzieć co się stało. Był wściekły. Na siebie, na tego kogoś, na matkę, na Lily, na Corna, na nią. Właściwie na wszystkich, którzy mieli z tym chociażby najmniejszy związek.

- Nic nie zdążyli – powiedziała cicho. – Jutro… jutro zwrócę ci za tę książkę. – Dodała ciszej. Cała tylna okładka była złamana na pół.

- Nie gadaj bzdur, ostatnią rzeczą, którą chcę od ciebie to pieniądze. – Przewrócił oczami. – Powiedz mi o co chodzi.

- Przecież już powiedziałam! – Dopiero teraz na niego spojrzała. W szarych oczach czaił się strach, a łzy wciąż spływały po bladych, piegowatych policzkach nastolatki. – Chciałeś żeby wszyscy myśleli, że jestem wasza, prawa? – Spojrzała na niego. – Pomyśl sobie Malfoy, co pomyślała sobie grupa podpitych Ślizgonów, kiedy Gryfonka w twojej koszuli zeszła do Pokoju Wspólnego, chociaż wcześniej przyszła tutaj do innego Ślizgona? Pomyśl.

- Rozumiem co pomyśleli, ale nie wiem co zrobili. Chyba nie chcesz powiedzieć, że… - Zaczął i zamarł.

- Tak, właśnie to chcę powiedzieć. – Spojrzała na niego.

- Cholera – mruknął.

- Wszystko już ok.? – szepnął Corn, był zrozpaczony.

Rose niepewnie kiwnęła głową i spuściła ją, patrząc na swoje dłonie. Nadgarstek powoli zaczął jej sinieć. Miała delikatną, zdecydowanie zbyt wrażliwą skórę, która reagowała na każdy, nawet całkiem delikatny uścisk.

- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony – powiedziała cicho.

- Chciałem, żeby pomyśleli, ale nie żeby… - westchnął. – Nie schodź tam więcej po prostu i po krzyku – powiedział, całkowicie bagatelizując tę sprawę. Rose nie zauważyła oburzonego spojrzenia swojego chłopaka.

- Chcę… chcę wracać do siebie – powiedziała cicho.

- Nie – mruknął Scorpius. – Śpisz tutaj.

Spojrzała na niego, ale nie miała nawet siły się kłócić. Dopiero teraz zaczęła odczuwać strach i powagę tamtej sytuacji. Drżącymi dłońmi rozsznurowała buty i zdjęła je, później powoli odpięła guziki spódniczki i zsunęła ją z bioder. Spojrzała na Corna, stojąc w zdecydowanie za dużej koszulce Scorpiusa. Chciała już usiąść, aby móc się przytulić do swojego chłopaka. Chciała w końcu poczuć się bezpiecznie.

- Nie tam, Weasley. – Scorpius spojrzał na dziewczynę z politowaniem.

Ponownie spojrzała w stronę Malfoya. Drżała z nerwów. Miała położyć się obok Scorpiusa? Drżącymi dłońmi sięgnęła po spódniczkę, aby ponownie ją założyć. Było to, przynajmniej dla niej, niekomfortowe. Nie po tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni.

- Nie musisz ubierać tej szmatki, Weasley. – Zaśmiał się. Na jego słowa spięła wszystkie mięśnie, zdenerwowana. – Przecież nic ci nie zrobię – dodał, widząc jej reakcję i przewrócił oczami. – Kładź się.

Spojrzała przepraszająco na swojego chłopaka i niechętnie usiadła na brzegu łóżka blondyna. Stresowała się tym, że razem nie potrafili być spokojnie. Kłócili się, przekomarzali czy całowali, ale nigdy nie byli spokojni. Wolałaby leżeć obok Corna w spokoju, niż obok chłopaka, który bardzo ją zranił, nie tyle swoimi czynami, co słowami wypowiedzianymi w trakcie kłótni. Tak bardzo chciała wracać do swojego pokoju, że nie potrafiła się uspokoić. Nerwy zaczęły w końcu wychodzić, drżała i zrobiła się lodowata ze strachu i zdenerwowania. Scorpius przyciągnął ją do siebie, obejmując w pasie. Tym samym zmusił ją do leżenia.

Zapanowała niezręczna cisza, niemalże boleśnie działająca na ich zmysły.

Rose leżała na łóżku blondyna, opierając się o jego tors i patrzyła na swojego chłopaka. Uśmiechał się do niej spokojnie, jakby ufał jej całkowicie. Nie skrzywił się nawet wtedy, kiedy Scorpius położył dłoń na brzuchu dziewczyny, mocniej ją do siebie przyciągając, i zamknął oczy. Ruda nawet się nie poruszyła. Wpatrywała się w Corna, wciąż drżąc ze strachu. Potrzebowała więcej czasu, aby się uspokoić.

Scorpius doskonale mógł wyczuć jej drżenie.

- Wyluzuj Weasley. Robię ci coś? – westchnął, patrząc na nią. Ona jednak tylko pokręciła głową. W końcu nie drżała ze strachu przed chłopakiem, a drżała, bo puściły jej nerwy. Położyła lodowatą dłoń na ręce blondyna, którą obejmował ją w pasie. Była zimna, jakby dopiero co wyciągnęła ręce z kostek lodu.

- Merlinie, co ci jest? – zapytał. Był zdezorientowany.

- Zi-zimno mi – jęknęła cicho, drżąc na całym ciele. Niewiele zastanawiała się nad tym, że to jednak jest Malfoy, który bardzo ją niedawno skrzywdził, a jej chłopak patrzy na nich z łóżka naprzeciw. Odwróciła się plecami do Corna, a twarzą do Scorpiusa i mocno wtuliła się w jego ciepły tors.

Otoczył ją ramieniem, chcąc ją ogrzać.

Lochy były zimnym miejscem, ale na pewno nie aż tak. Była lodowata i wtulała się w niego całym ciałem, by jak najbardziej móc się ogrzać od niego. Już dawno przekroczyli barierę intymności, ale teraz nie było to dla niej ważne. Nie myślała o tym. Chciała się uspokoić i ogrzać. Trzęsła się z zimna.

Corn obserwował ich ze swojego łóżka z niezadowoleniem, ale nie skomentował tego w żaden sposób.

Oparła zimne dłonie na jego nagim, gorącym torsie. Skrzywił się.

- Aż tak ci zimno? – spytał, a kiedy pokiwała głową mocniej przycisnął ją do siebie. – Czemu? – Zdziwił się, patrząc na nią.

- Ne-nerwy – wydukała, nie panując nad drżeniem głosu.

- Pierwszy raz słyszę, żeby komuś było zimno z nerwów – mruknął. Nie skomentowała tego. – Nie denerwuj się, przecież nic ci nie zrobię – westchnął.

- Nie… nie denerwuję się – wydusiła i dopiero wtedy zrozumiała, jaki popełniła błąd w swoich zeznaniach. Scorpius roześmiał się.

- Zimno ci z nerwów, ale się nie denerwujesz? Gubisz się w zeznaniach!

- Nie boję się ciebie – powiedziała bardzo powoli, pilnując, by głos jej nie drżał, ale nie wychodziło jej to najlepiej. – Dlatego powiedziałam, że się nie denerwuję.

- A marzniesz z nerwów? Przed czym, w takim razie? – zadrwił.

- Gdybym nie użyła twojej książki, aby się obronić, teraz na pewno nie leżałabym tutaj, z tobą, Malfoy – powiedziała bardzo cicho.

- Jaki związek ma jedno z drugim?

Spojrzała na chłopaka. Czy Scorpius była naprawdę taki głupi, że tego nie rozumiał? Nie zrozumiał, że dopiero teraz puściły jej emocje i trzęsie się z tych nerwów? Była przerażona i dopiero teraz dochodziło do niej czego udało jej się uniknąć i do czego mogło doprowadzić zwykłe zadanie Scorpiusa.

- Nie rozumiem, Weasley. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przejmujesz się tymi idiotami z dołu?

- Scorpius… - syknął Corn, najwyraźniej mający większe wyczucie niż jego blond włosy przyjaciel.

- Tak, Malfoy. Przejmuję się tym, że brakowało tylko chwili i znowu ktoś zrobiłby mi krzywdę! Ale ty pewnie byłbyś zadowolony, prawda? Tak, to byłoby największe poniżenie… Cieszyłby się, nie? – powiedziała to z tak wielką nienawiścią, na jaką było ją stać.

- Oczywiście, że nie, Weasley. Jestem na ciebie zły, nawet wściekły. Nienawidzę cię, ale nie chciałbym tego dla ciebie – szepnął. – I co to znaczy znowu?

- Pomyśl. – Chciała się odsunąć i wstać. Kiedy powiedział, że ją nienawidzi, gwałtownie zamrugała, by pozbyć się drażniących łez. Więc jednak. Nienawidził jej. Poczuła się, jakby dostała obuchem w głowę. Scorpius musiał zauważyć, że jego słowa bardzo ją zabolały.

- Nie – mruknął i przycisnął ją do siebie. – Nie idź, masz zostać. Co ja takiego zrobiłem? Kiedy?

- Malfoy, zostaw mnie. Nie chcę z tobą rozmawiać. Pomyśl co zrobiłeś ostatnim razem w pokoju życzeń – powiedziała cicho. – Ja już więcej nie zamierzam cię za nic przepraszać – szepnęła.

- To nie rozmawiajmy, dobranoc – warknął i dodał: - panie Malfoy, jak już. Zasady się nie zmieniły.

- Oczywiście, PANIE Malfoy. Jak PAN chce. Tylko… wie PAN, ja nie zamierzam rozstawać się z Cornem, nawet jeśli PAN do tego dąży. – Popatrzyła na twarz chłopaka. – Więc z łaski swojej niech PAN przestanie nas za wszelką cenę rozdzielać, bo to się PANU nie uda – powiedziała cicho, specjalnie podkreślając każde słowo „pan” i używając go w nadmiarze. Patrzyła na jego twarz, dzieliły ich centymetry. Gdyby chciał, mógłby policzyć piegi na bladych policzkach dziewczyny.

- Nie obchodzi mnie z kim się spotykasz, Weasley. Owszem, trochę szkoda mi mojego byłego przyjaciela, ale skoro sam się o to prosił to jego sprawa. Nie próbuję was rozdzielić, wasz związek mnie nie obchodzi.

- To przestań z tymi zadaniami! – Patrzyła mu w oczy. Ranił ją, w dalszym ciągu ją ranił słowami.

- Moje zadania nie mają was rozdzielić. Mają po prostu coś ci uświadomić.

- Co? – Spojrzała na niego zdziwiona. Nie wiedziała o co mu chodzi. Coś uświadomić? Ale co? Nie rozumiała go.

- Że nie powinnaś się czuć lepszą ode mnie, bo z pewnością nie jesteś – syknął, a to znowu zabolało. – Są one też, po części, zemstą i dobrą zabawą – dodał.

- Zemstą? Za co? – spytała cicho, patrząc na niego. To wszystko bolało, cała ta rozmowa sprawiała jej niewyobrażalny ból, krzywdziła psychicznie. Cały ten dzień był dla niej jednym wielkim koszmarem, z którego chciała się przebudzić, ale to nie było takie łatwe. – Malfoy, co ja ci takiego zrobiłam?! – spytała, jej głos był rozpaczliwy.

- Po pierwsze: panie Malfoy. Po drugie: za wszystko. No i to pewnie też to, że jestem taki sam jak mój ojciec, tak to również może być przyczyną – zaśmiał się gorzko. – A teraz koniec tematu. Dobranoc.

- Sam się o to prosiłeś – powiedziała cicho. Cofnęła lodowate dłonie z jego torsu i chciała się odwrócić, mimo iż wciąż drżała z zimna.

- Nie – mruknął. – Nie ruszaj się i śpij. Po prostu śpij.

Spojrzała na niego. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu.

- Dobranoc, panie Malfoy – powiedziała cicho i zamknęła oczy. Spod zamkniętych powiek ponownie popłynęły łzy. Z każdą chwilą płynęło ich coraz więcej i więcej, nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać.

Usnęła, zapłakana.

Kiedy usnęła, blondyn otarł łzy z bladych policzków dziewczyny i pogłaskał ją po włosach. Jego gesty były delikatne, czułe, zupełnie niepodobne do tego, jak zachował się wcześniej. Przytulił ją i usnął, z rudowłosą w swoich ramionach.



***



Obudziła się rano, kiedy Scorpius jeszcze spał. Obejmował ją mocno w pasie, przytulając do siebie. Trzymał ją w swoich ramionach, jakby próbował pokazać, że Rose do niego w jakiś sposób należy. Spojrzała na jego twarz, był taki spokojny, a ona miała przemożną chęć przytulenia się do niego i pocałowania go. Zwalczyła ją jednak, przypominając sobie ostatnie dwa dni i to, że tuż obok był Corn, jej chłopak.

Jak na zawołanie murzyn wyszedł z łazienki i podszedł do niej. Cmoknął ją w policzek, a ona uśmiechnęła się delikatnie.

- Nie wstajesz?

- Jak się poruszę, to go obudzę – mruknęła cicho.

- Przejmujesz się tym?

- I tak i nie – westchnęła. – Chciałabym wstać, żeby móc się w końcu do ciebie przytulić, ale z drugiej strony kiedy się obudzi znowu będzie mnie… znowu będzie się nade mną znęcać – mruknęła cicho. Koszulka, w której spała, mocno jej się podwinęła przez sen.

- W końcu sam się obudzi. – Zauważył Corn z niezadowoleniem. – Ale dobrze, poleż jeszcze chwilę.

- To jeszcze tylko dziewięć dni. – Uśmiechnęła się do niego słabo. – Po dziewięciu dniach wszystko będzie… lepiej. – Wyciągnęła dłoń w jego stronę. Scorpius tak mocno obejmował ją w pasie, że ciężko byłoby jej się uwolnić bez obudzenia go. Westchnęła.

- Wytrzymasz, szybko zleci – szepnął i usiadł na swoim łóżku.

Rose uśmiechnęła się do niego i spróbowała wstać. Była jednak zbyt słaba, a Scorpius za mocno ją trzymał. Spojrzała na niego szybko, ale trochę niechętnie.

- Obudź go, nie dasz rady inaczej. – Roześmiał się Corn.

Westchnęła. Bardzo nie chciała go budzić, ale wiedziała, że musi. Lekko potrząsnęła ramieniem Scorpiusa, ale to nic nie dało. Spróbowała ponownie i udało jej się to dopiero za piątym razem. Blondyn przeciągnął się i otarł dłonią twarz. Po chwili jednak ponownie objął ją w pasie.

- Hej – mruknął.

- Dzień dobry – powiedziała cicho.

- Siema – przywitał się Corn.

- Podaj mi szklankę wody, Weasley – rozkazał spokojnym głosem Malfoy.

- To mnie puść – westchnęła ciężko. Wciąż mocno obejmował ją w pasie. To było całkiem miłe, gdyby nie fakt, że bardzo ją zranił, a ona to pamiętała. Bardzo pamiętała. To było bolesne.

Odsunął rękę i sam usiadł na łóżku.

Wstała i obciągnęła koszulkę w dół, chociaż przez pewną chwilę obaj mogli podziwiać jej długie nogi w pełnej krasie, razem z koronkową bielizną rudowłosej. Podeszła do barku i kucnęła. Wyciągnęła wodę i szklankę. Nalała ją do naczynia i podała blondynowi. Odwróciła się do Corna i uśmiechnęła się. Usiadła mu na kolanach.

- Wyspałaś się? – zapytał, mocno obejmując ją w pasie. Była sobota, więc mogli spokojnie odpoczywać, nigdzie się nie śpiesząc i niczym się nie martwić.

- Można tak powiedzieć.

- To dobrze. Co byś chciała dzisiaj porobić? – zapytał, głaszcząc ją po rudych włosach. Uwielbiał to robić. Rose cicho zamruczała z uśmiechem.

- Może pójdziemy na spacer i do pokoju życzeń? – spytała z uśmiechem.

- Dobrze – uśmiechnął się do niej.

- Idę z wami – wypalił Scorpius, a Corn spojrzał na niego zszokowany. Rose uniosła brew, patrząc na niego. Oczywiste było, że tak naprawdę nie chce iść z nimi na spacer, a po prostu chce dokuczyć dziewczynie.

Nie skomentowała tego jednak i pochyliła się nad swoim chłopakiem.

- Tak? – spytał cicho, patrząc w jej oczy.

Nic nie powiedziała. Ujęła jego twarz w swoje delikatne dłonie i pocałowała go z uczuciem. Murzyn odwzajemnił lekko jej pocałunek, a później szepnął, odsuwając się od niej:

- Ubieraj się, to możemy się już zbierać.

- Jeszcze chwilę – szepnęła i ponownie go pocałowała.

Tylko Rose potrafiła tak słodko całować. Delikatnie, a jednocześnie z dużym uczuciem i zaangażowaniem. Wiedzieli o tym tylko oni dwaj. Całowała Corna lekko, obejmując jego policzki swoimi dłońmi. Wciąż miała na sobie tylko za dużą koszulkę Scorpiusa i swoją bieliznę.

Oboje udawali.

Scorpius udawał, że ten widok go nie rusza, natomiast Rose udawała, że woli całować czarnoskórego niż blondyna.

Po chwili odsunęła się od swojego chłopaka, zebrała ubrania i po prostu poszła do łazienki, jakby nigdy nic. Wzięła zimny prysznic, żeby się uspokoić i ubrała się w rzeczy, które miała na sobie dzień wcześniej. Kiedy wyszła z łazienki, od razu wyczuła, że między chłopcami jest dosyć napięta atmosfera. Udała jednak, że tego nie zauważyła i oddała Scorpiusowi jego koszulkę, która teraz bardzo intensywnie pachniała perfumami siedemnastolatki. Spojrzała na nich.

- Idziemy? – zapytał Corn i objął dziewczynę w pasie.

- Idziemy – Cmoknęła go w policzek.

Nie przemyślała jednak tego, że razem z nimi jest żądny zemsty Scorpius, który nastawił również swój policzek i wyczekiwał, aż rudowłosa pocałuje i jego. Niechętnie musnęła jego policzek i ponownie przytuliła się do Corna. Całą trójką zeszli do pokoju wspólnego, który, na całe szczęście, był pusty. Szli spokojnie, przez pokój wspólny,  później przez lochy.

Wyszli ze szkoły na błonia. Rose i Scorpius nie odrywali od siebie wyzywającego spojrzenia przez cały czas, dopóki nie usiedli pod jednym z drzew. Zapadła niezręczna cisza, spowodowana niechcianą obecnością młodego Malfoya, któremu, na całe szczęście, wyleciały z głowy „doskonałe” pomysły na zadania.

Podjęła decyzję w jednej chwili. Usiadła Cornowi okrakiem na kolanach i pochyliła się nad nim. Przez dłuższą chwilę patrzyła wyzywająco na Scorpiusa, po czym pocałowała Zabiniego. Ich pocałunek, niestety, nie trwał długo.

- Pocałuj mnie, tak, jak wtedy – powiedział nagle Scorpius. Chciał, żeby Corn był zazdrosny i wiedział, że będzie dziewczynie niezręcznie pocałować go w jego obecności. Słysząc to, oderwała się od swojego chłopaka i spojrzała na Malfoya.

- Kiedy? – spytała niepewnie, mając jednak nadzieję, że nie chodzi mu o ten cholerny pokój życzeń, kiedy między nimi doszło do czegoś więcej niż słodkich pocałunków.

- W pokoju życzeń – mruknął.

Aż jęknęła, słysząc jego odpowiedź. Przecież sam doskonale zdawał sobie sprawę, jak ciężki to będzie dla niej pocałunek. Spojrzała przepraszająco na Corna i zeszła z jego kolan. Czuła się niezręcznie i było jej wstyd. Powoli przysunęła się do Scorpiusa i nieznacznie musnęła jego usta.

Spojrzał na nią wyczekująco, niezadowolony z muśnięcia.

Klęknęła obok niego, nie zamierzała siadać na jego kolanach. Na początku delikatnie muskała jego usta, później powoli pogłębiła pocałunek. Całowała go z pasją i zaangażowaniem, tak samo, jak wtedy, w pokoju życzeń. Klęczała, opierając dłonie na jego umięśnionym torsie. Chłopakowi wyraźnie to nie wystarczało, bo objął ją w pasie i przyciągnął bliżej do siebie, sadzając rudą na swoich kolanach. Jedną dłoń położył na jej plecach, drugą mocniej ją objął. Odwzajemnił pocałunek i pogłębił go. Mruknęła. Ich pocałunki w niczym nie przypominały tych słodkich i leniwych pocałunków z Cornem. One były pełne pasji i energii, pełne namiętności. Wplotła palce jednej dłoni w miękkie włosy Scorpiusa. Powoli oboje zatracali się w tym pocałunki, liczyli się tylko oni, ta jedna chwila.

Odsunęli się od siebie, a Rose, całkowicie zawstydzona, zeszła z kolan blondyna i usiadła pomiędzy chłopcami. Nie patrzyła na żadnego z nich, za to podciągnęła nogi pod brodę, nie bardzo wiedząc jak się teraz zachować. Zdała sobie sprawę, że gdyby to nie było na błoniach i w obecności Corna, na pewno by się nie skończyło tak, jak się skończyło.

- Powiedz coś, Weasley – mruknął Malfoy. Jego również zaczynała męczyć ta niezręczna cisza.

- Co mam mówić? – spytała cicho. Gardło miała ściśnięte z nerwów. Niepewnie złapała swojego chłopaka z rękę, ale zabolało ją, kiedy nie odwzajemnił tego uścisku, tylko patrzył przed siebie. Cofnęła rękę i wbiła wzrok w swoje kościste kolana.

- Cokolwiek. Lubisz mówić, niech to się raz na coś przyda – westchnął.

- Kończę szkołę i wyjeżdżam z Anglii – powiedziała w końcu. Nikt wcześniej o tym nie wiedział. – Nie wiem tylko jeszcze gdzie, ale wyjadę na pewno, żeby zostawić za sobą to, co wzbudza we mnie złe wspomnienia – mówiła bardzo cicho, nie patrząc na żadnego z nich.

- Ja też – przyznał Scorpius. Corn milczał.

- Wyjeżdżasz? – spytała zaskoczona i spojrzała na chłopaka.

- Na pewno, mam od czego uciekać.

- Nie tylko ty – westchnęła i spojrzała na Corna. – Corn? Dlaczego milczysz? – spytała cicho. Nie chciała go stracić. Nie mogła. Bała się, że jeśli go straci, nie da sobie rady sama z tym, co w tej chwili dzieje się wokół niej.

- Zamyśliłem się – odparł.

- O czym tak myślisz? – spytała i nieśmiało się do niego uśmiechnęła.

- O niczym szczególnym – powiedział, ale Rose zdawała sobie sprawę, że chłopak ją okłamuje.

- Na pewno? – Przyjrzała mu się uważnie. Nieśmiało przytuliła się do niego, chociaż była pewna, że Scorpius zaraz wymyśli jakieś kolejne głupie zadanie, które sprawi, że będzie musiała odsunąć się od swojego chłopaka.

- Co z moją piosenką, Weasley? – spytał nagle Scorpius, jakby doznał olśnienia.

- Pisze się powoli – westchnęła. Kłamała, nawet nie zaczęła. Nie miała pomysłu na jakąkolwiek piosenkę. Nie była uzdolniona pod tym względem. Przytulała się do Corna, chociaż było jej przykro, że on nawet nie odwzajemnił jej uścisku.

- Z tego co pamiętam miał być tydzień… Mam nadzieję, że wywiążesz się z umowy.

- Nie martw się, ja się z umów wywiązuję. W przeciwieństwie do ciebie. – Spojrzała na niego wyzywająco. – Corn? – spytała nieśmiało, zwracając się do swojego chłopaka.

- Tak?

- Rozmawiaj z nami, proszę.

- Nawet nie wiem o czym mówicie.

Westchnęła i wstała z trawy. Poprawiła swoją dosyć krótką spódniczkę i spojrzała na nich. Oni starali się jak mogli by nie patrzeć na siebie wzajemnie.

- Idę się przejść – mruknęła i odeszła, nie czekając na ich reakcję. Musiała przemyśleć kilka spraw, a poza tym miała nadzieję, że to jej chłopak zaraz za nią pójdzie. Że porozmawiają i jakoś sobie wytłumaczą całą sytuację. Usłyszała, że ktoś za nią idzie i mimowolnie się uśmiechnęła, z nadzieją, że to Zabini.

- Chcę, żebyś dziś również została na noc. – Usłyszała żądanie swojego kata i aż zadrżała. Dlaczego to akurat on? Dlaczego nie mógł iść za nią ten, na którym jej teraz najbardziej zależało.

- Po co to robisz? – spytała cicho. – Dlaczego tak bardzo chcesz zepsuć to, co chociaż w małym stopniu sprawia mi radość? – zadawała pytania, patrząc na niego ze smutkiem w oczach. – Scorpius, jeśli w dalszym ciągu będziesz wymyślał takie życzenia to Corn mnie w końcu zostawi – powiedziała i spuściła głowę. – A ja nie chcę go stracić, rozumiesz? Nie chcę!

- On cię nie zostawi. O to się nie martw.

- Zostawi – mruknęła i spojrzała na niego. – Już wszystko się psuje, a to dopiero drugi dzień. Nie chce mnie nawet przytulić… Zostanę u was na noc, ale pozwól mi spać z nim – powiedziała cicho.

- Nie – odparł. – Poza tym, uwierz mi, prędzej piekło zamarznie niż on cię zostawi.

- Dlaczego nie mogę z nim spać? Malfoy, ja z nim jestem, czy ci się to podoba czy nie.

- Nie przeszkadza mi to. Nie pozwalam ci, bo sama tego chcesz. To proste.

- A gdybym chciała spać z tobą, to co? – spytała, patrząc na niego. – Po co ciągle każesz mi siebie całować? On tego dłużej nie wytrzyma!

- Pewnie robię to właśnie dlatego. Nie próbuj wzbudzać we mnie współczucia. Ja już nie znam tego słowa – syknął.

- Więc chcesz, żebym cierpiała? Dlaczego?

- Bo cię nie znoszę. Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy.

Zabolało. Bardzo zabolało.

- Żałuję, że pomogłam ci, kiedy się upiłeś – powiedziała, bardzo jadowicie. – Mogłeś tu leżeć. Może przy odrobinie szczęścia coś by ci się stało… - szepnęła. Kłamała, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że wolałaby zrobić sobie krzywdę, niż żeby to jemu miało się coś stać. Nie była w stanie dłużej siebie oszukiwać, co najwyżej mogła oszukiwać wszystkich dookoła.

- Ja też żałuję. Miało się stać – szepnął.

- Ja okazałam ci serce, a ty… a ty chcesz mnie zniszczyć… - szepnęła. Znowu drżały jej wargi, jak zawsze, kiedy była bliska płaczu.

- Nienawidzisz mnie, tak samo, jak ja nienawidzę ciebie, więc w czym problem? Ja nie mam uczuć, nie wzbudzisz we mnie współczucia czy wdzięczności. Mam okazję, żeby cię skrzywdzić, jestem taki, jak mój ojciec, wykorzystam ją – mruknął jadowicie, patrząc dziewczynie prosto w oczy.

Łzy napłynęły do szarych tęczówek siedemnastolatki.

Wzięła głębszy oddech.

- Więc lepiej mnie zabij – powiedziała cicho. Podjęła tę decyzję w jednej chwili. Właśnie tego chciała. Tego pragnęła. Jego słowa raniły ją, wbijały w jej serce kolejne szpilki. To było nie do wytrzymania.

- Nie jestem mordercą.

- Bądź na ten jeden raz. Za mną nikt nie będzie tęsknił.

- Za tobą? – zaśmiał się drwiąco. – Za tobą będą tęsknić wszyscy i dobrze o tym wiesz.

- Taki pewny? Po dzisiejszej akcji to już nawet Corn chętnie się mnie pozbędzie – westchnęła cicho, pewna swoich słów. – Niektórzy tylko sprawiają wrażenie, że coś znaczą dla ludzi. Ja jestem właśnie takim człowiekiem, Malfoy – spojrzała na blondyna. – Właśnie dlatego chcę wyjechać gdzieś, gdzie nikt nie będzie mnie znał.

- Masz dużą rodzinę, przyjaciół, wszyscy by za tobą tęsknili – szepnął.

- Byłoby miło, gdyby tak było – powiedziała cicho. – Ale tak nie jest, nigdy nie było.

- Tak ci się tylko wydaje – mruknął i dodał po chwili: - zaraz obiad.

- Nie jestem głodna – mruknęła. Rose prawie nic nie tknęła od dwóch dni.

- Masz zjeść obiad – warknął.

Jeśli nie prośbą, to przymusem, ale musiała coś zjeść. Scorpius już wcześniej zauważył, że dziewczyna właściwie nic nie je. Nie wiedział jednak, że Rose robiła tak za każdym razem, kiedy coś się działo niedobrego – kiedy była pokłócona, kiedy się bała, kiedy się denerwowała. Potrafiła nie jeść naprawdę długo, co później zawsze odbijało się na jej zdrowiu.

- Nie jestem głodna – powtórzyła.

- Nie pytałem cię o zdanie – powiedział chłodno.

- Nie możesz mi rozkazywać. Nie, jeśli chodzi o jedzenie.

- Mogę ci rozkazywać pod każdym względem.

- Nie – spojrzała na niego. – Są takie rzeczy, kiedy nie możesz mi rozkazywać.

- Nie denerwuj mnie, masz robić co ci każę. Nie ma od tego żadnych odstępstw – warknął na nią. Tym razem chciał dla niej dobrze, a ona niepotrzebnie się buntowała.

Nie powiedziała nic więcej. Smętnie spojrzała w stronę Corna.

- O niego bym się nie martwił – mruknął i ruszył w kierunku zamku, ale kiedy zauważył, że Rose za nim nie idzie odwrócił się ze zrezygnowaniem. – Nie prowokuj mnie, Weasley.

Mimo wszystko odwróciła się i podeszła do Zabiniego. Zdawała sobie sprawę, że denerwuje blondyna, ale to jej teraz nie interesowało. Klęknęła przed murzynem.

- Corn? – szepnęła cicho.

- Tak? – spytał i sztucznie się do niej uśmiechnął.

- Proszę cię, powiedz mi co się dzieje – szepnęła, łapiąc jego dłoń.

- Nic się nie dzieje – powiedział weselszym tonem.

- Weasley, tracę cierpliwość – mruknął Scorpius.

- Jeśli przeżyję te dziesięć dni, to w końcu będę szczęśliwa – powiedziała cicho. – Zniesiesz to wszystko? Dla mnie? – spytała cicho, patrząc na chłopaka z nadzieją w oczach.

- Jasne. – Cmoknął ją w policzek, a ona  w końcu się uśmiechnęła. Podniosła się z trawy i wyciągnęła dłonie w jego stronę.

- Chodź na obiad – powiedziała z uśmiechem.

Powoli szli w stronę zamku, trzymając się za ręce. Milczeli, a Scorpius, oczywiście, szedł tuż za nimi. Została zmuszona, by usiąść przy stole Slytherinu, w dodatku pomiędzy Scorpiusem a Cornem. Nie uśmiechało jej się to, ale nie miała już siły i chęci się kłócić.

- Jedz.

Nie zareagowała na słowa Malfoya. Wpatrywała się w pusty talerz.

- Dobrze ci radzę – warknął.

- Nie jestem głodna – powtórzyła, patrząc na niego. Lekko opierała się o swojego chłopaka.

- Już ci mówiłem, że twoje zdanie na ten temat mnie nie obchodzi. Masz jeść! – rzucił Malfoy tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Zgodzę się z nim, mała. Powinnaś w końcu coś zjeść.

Zagryzła wargi, patrząc wymownie na Scorpiusa. Ma coś zjeść? To niech on ją do tego zmusi, bo ona nie zamierza jeść sama od siebie. Nerwy za bardzo ściskały jej żołądek.

- Jeżeli zaraz tego nie zjesz to gwarantuję ci, że bardzo tego pożałujesz – westchnął.

Patrzyła na niego. Nalała sobie soku i napiła się, ale żołądek miała ściśnięty i z trudem patrzyło jej się na jedzenie, a co dopiero przełknięcie czegokolwiek.

- Weasley, jedz. Masz ostatnią szansę – warknął. – Masz robić to, co mówię! Tak trudno to zrozumieć? Czy może nie masz swojego gryfońskiego honoru, którym tak się szczycisz?

- Mam swój honor, Malfoy! – Spojrzała na niego ostro. Blondyn wiedział, gdzie uderzyć, żeby ją rozjuszyć. – Ile razy mam ci powtarzać, że nie będę nic jeść, bo nie odczuwam głodu? – Sięgnęła po sok i znowu się napiła.

- A ile razy JA mam ci powtarzać, że mnie to NIE OBCHODZI? Jeżeli masz swój honor to przestrzegaj zasad.

- A jeśli nie będę przestrzegać zasad? Gorszy już nie będziesz – powiedziała cicho, z wyczuwalnym żalem w głosie.

- Nie ryzykowałbym. Postawmy sprawę jasno: albo jesz, jak przystało na grzeczną dziewczynkę i nie zachowujesz się jak hipokrytka, albo każę ci mnie pocałować tu i teraz, przy wszystkich. A potem i tak na pewno zaostrzę swoje zadania. Wybór należy do ciebie.

Warknęła ze złością, ale nie zamierzała całować chłopaka, nawet jeśli bardzo lubiła jego pocałunki. Nałożyła sobie niewiele jedzenia na talerz i z wielką niechęcią zaczęła jeść, nie patrząc na nikogo. Scorpius z zadowoleniem się uśmiechnął i pogłaskał ją po plecach, jakby próbował pokazać jej, że jest grzeczną dziewczynką. Zmroziła go wzrokiem, ale on tylko uśmiechnął się złośliwie.

Milczała, niechętnie jedząc. Zjadła wszystko, co sobie nałożyła na talerz, ale było tego tak niewiele, że normalny, głodny człowiek nie miałby szans się tym najeść. Chciała wstać od stołu, ale chłopak przytrzymał ją, łapiąc za nadgarstek.

- Tego nawet nie można nazwać obiadem.

- Miałam coś zjeść, więc zjadłam. – Westchnęła cicho.

- Więcej.

- Nie chcę już. – Patrzyła na niego z uporem.

- Ale ja chcę żebyś zjadła – odparł obojętnie.

- Ale ja już nie chce.

- Pech, ale masz jeść.

- Scorpius, nie! – Była zła, była zdenerwowana. Chciała odejść i w końcu się od niego uwolnić.

- Tak, nie denerwuj mnie, bo zdenerwowany mogę być bardzo nieprzyjemny.

- Gorzej niż wczoraj już nie będzie. – Spojrzała chłopakowi prosto w oczy. W jej szarych, dotychczas uśmiechniętych, tęczówkach, teraz nie było żadnych uczuć. Była tylko pewna pustka, jakby coś straciła.

- Tego nie wiesz – warknął chłodno. Mógł bawić się jej psychiką, ale nikomu nigdy nie pozwoliłby igrać z jej zdrowiem, włączając w to ją samą.

Nie miała ochoty na jedzenie, ale jeszcze mniej chciała się z nim kłócić, więc ponownie zajęła swoje miejsce. Na talerz nałożyła jeszcze mniej jedzenia niż uprzednio i westchnęła, patrząc z niechęcią na to, co miała zjeść. Widząc jednak spojrzenie Malfoya sięgnęła po tosta i powoli ugryzła mały kawałek.

Starała się nie patrząc na nikogo. Gdzieś pod koniec stołu siedziała grupa Ślizgonów, o czymś rozmawiali i co jakiś czas wybuchali śmiechem, patrząc w stronę Rose i chłopców. Rose spojrzała w tamtą stronę i od razu spuściła głowę, wbijając wzrok w talerz. To byli oni, a ich spojrzenia i niektóre gesty mówiły wszystko. Wiedziała, doskonale wiedziała, o czym rozmawiają. Serce podeszło jej do gardła.

- Olej ich – powiedział spokojnie Corn, wyczuwając spięcie siedemnastolatki

- To są… to są ci z wczoraj – mruknęła bardzo cicho, nie odrywając spojrzenia od talerza.

- Zabiję ich – warknął Corn i natychmiast wstał. Szybko złapała go jednak za ramię.

- Zostaw. Narobisz sobie tylko niepotrzebnych problemów.

- Jego nie mogę uderzyć. – Wskazał głową na Malfoya. – Ale ich tak i zamierzam to wykorzystać. – Wyrwał się jej i poszedł w kierunku siódmoklasistów.

- Nie, Corn, zostaw! – zawołała, zrywając się z miejsca. Nie chciała niepotrzebnego widowiska, chciała tylko, żeby chłopak teraz przy niej był. Wstając za nim, przez przypadek szturchnęła Malfoya w ramię.

- Wypadałoby przeprosić – mruknął, ale ona nie zwróciła uwagi na jego słowa. Pobiegła za Cornem i złapała go za rękę.

- Wracaj do stołu – mruknął Corn i po raz kolejny wyrwał się rudowłosej.

- Właśnie – dorzucił Malfoy z zadowoleniem. Właściwie sam nie wiedział w jakim stopniu chodziło mu o przeprosiny, a w jakim o to, żeby tamtym idiotom się oberwało.

- Corn, błagam cię! – Ponownie złapała chłopaka, tym razem trochę mocniej. Wiedziała, że kilka osób już na nich patrzy. – Proszę cię, wracaj do stolika, zostaw to w spokoju – powiedziała, w oczach miała łzy.

- Dobra, ale tylko na razie, bo ty tu jesteś. Chodź już usiąść – westchnął.

Złapała jego dłoń i pociągnęła go w stronę ich miejsc. Nie chciała, żeby ktokolwiek miał przez nią jakiekolwiek problemy, a już na pewno nie chciała, żeby był to Corn. Usiedli przy stoliku.

- A ja cały czas czekam na swoje przeprosiny – powiedział Malfoy, jak tylko zajęli swoje miejsca. Rose była zirytowana jego ciągłym powtarzaniem o tym, że ma przeprosić. Jeszcze jakby cokolwiek mu zrobiła!

- Udław się nimi, Malfoy – syknęła ze złością i spojrzała na murzyna. – Nie rób głupot, proszę cię – powiedziała cicho, łapiąc go za rękę.

- Nie mów tak do mnie – mruknął ostrzegawczo blondyn. – I ładnie przeproś.

Nie zwróciła jednak na niego uwagi. Miała już dosyć ciągłych rozkazów, zakazów, nakazów i gróźb. Scorpius był dla niej ważny, od pierwszej klasy, ale to, jak traktował ją od dwóch dni sprawiało, że zaczynała czuć do niego niechęć, niemalże nienawiść.

- Corn, proszę cię, nie rób im krzywdy – powiedziała cicho. – Nikt nie jest wart, żebyś miał przez niego problemy, a już tym bardziej ja. Bo kim ja jestem?

- Nie gadaj bzdur – szepnął Corn.

- Przeproś! – warknął Scorpius, tonem rozkazującym. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, że para właśnie przeprowadza dosyć poważną rozmowę.

- Nie gadam. Nie jestem warta tego, żebyś miał jakiekolwiek problemy, Corn… - szepnęła i wtuliła się w niego. Nie zwracała uwagi na blondyna. Teraz było jej wszystko jedno.

- Nie mów takich rzeczy. I tak im się oberwie – powiedział i delikatnie ją pocałował.

Kiedy odwzajemniła jego pocałunek, usłyszała tylko „Tracę cierpliwość” ze strony Malfoya, a kiedy przysunęła się bliżej murzyna, blondyn warknął na nią, wymawiając jej nazwisko. To również nie sprowokowało ją do odsunięcia się od swojego chłopaka, raczej sprawiło, że przysunęła się do niego jeszcze bliżej i delikatnie objęła jego szyję.

- Nie chciałbym być teraz w twojej skórze – mruknął Scorpius, w stronę rudowłosej Gryfonki, ale to również nie sprawiło, że odsunęła się od swojego chłopaka. Całowała go lekko, z uczuciem, tak jak tylko ona potrafiła. Dopiero po słowach: - Zostało jeszcze dziewięć dni, Weasley. Lepiej żebyś nie żałowała swojej decyzji. – Wypowiedzianych tonem pełnym złości i irytacji. Scorpius wyszedł z Wielkiej Sali, a Rose spojrzała na murzyna z uśmiechem.

- Niedobrze – powiedział cicho i spojrzał na nią.

- Hm? – mruknęła z uśmiechem.

- Nie boisz się? – spytał zdziwiony.

- Czego? Nie sądzę, żeby mógł mnie jeszcze bardziej poniżyć.

- Jego nazwisko to Malfoy, mała. Ale obyś miała rację – odparł z uśmiechem.

- Po tym co zrobił mi do tej pory… Gorzej już nie będzie. Ale ty przy mnie będziesz, prawda? – spytała i spojrzała na niego.

- Oczywiście – odparł natychmiast i delikatnie pocałował jej blady, piegowaty policzek.

Po raz pierwszy od kilku dni czuła się naprawdę szczęśliwa. Nawet, jeśli miała odczuć gniew Scorpiusa Malfoya na swojej skórze, to nie żałowała decyzji o nie zwracaniu na niego uwagi. W tamtej chwili przecież liczył się tylko Corn.

Corn, który siedział przy niej, tulił ją i uśmiechał się do niej ciepło i ufnie.

Corn, który był przy niej od ponad dwóch lat, cały czas, bez przerwy.

Corn, który nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie uczucia miotają rudowłosą.

Obserwatorzy