wtorek, 11 marca 2014

"Na­miętność le­ci, przy­jem­ność bieg­nie, rozsądek idzie. Nic dziw­ne­go, że przy­bywa zaw­sze spóźniony."

No i nowość. Co do kolejnego rozdziału to pewnie nie wiem kiedy się pojawi, bo muszę się przedostać przez wszystkie gigabajty dokumentów na moim dysku przenośnym, a nowy laptop jeszcze ich nie przyswoił. Obiecuję jednak, że postaram się wrzucić coś wcześniej niż za pół roku. ;). Nie wiem za to kiedy Karolina ruszy się i napisze jakiś nowy rozdział, więc póki co piszę je ja. Mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza. Jeśli chcecie być na bieżąco z jakimikolwiek nowinkami związanymi z Rose i Scorpiusem albo ogólnie z tym, co piszę (piszemy) to zapraszam na FANPAGE opowiadania albo na mój TWITTER, gdzie, mam nadzieję, informacje będą na bieżąco.

Dzisiaj w opowiadaniu pojawiają się SCENY EROTYCZNE, a przynajmniej zahaczające o erotykę. W dalszym ciągu jest to opowiadanie banalne, ze skłonnościami do przesadyzmu i koloryzowania. Z częstymi brakami prawdopodobieństwa wydarzenia się czegoś takiego w życiu realnym. Jeśli dalej was to nie odepchnęło - Miłej lektury! ;)





Miała wrażenie, że ten dzień wyjątkowo jej się dłuży, odkąd skończyły się zajęcia z obrony i wyczekiwała na szlaban. Znała Teddy’ego i zdawała sobie sprawę z tego, że jego pomysły bywają czasami dosyć dziwne. I właśnie tego się obawiała. Przyszła na szlaban chwilę spóźniona, jak zwykle zasiedziała się w bibliotece, gdzie, zamiast się uczyć, starała skupić swoje myśli na wydarzeniach z ostatnich kilku dni. Nie rozmawiała jeszcze ze Scorpiusem na temat czegokolwiek, nie powiedziała mu, że już rozstała się z Cornem. Nikomu tego nie powiedzieli, bo potrzebowała jeszcze chwilę czasu. Zapukała, po czym weszła do gabinetu Teddy’ego. Zauważyła, że przy biurku siedzą już obaj, zarówno nauczyciel jak i znudzony Ślizgon. Weszła do środka i podeszła do biurka.

- No proszę, proszę. – Uśmiechnął się Teddy, widząc ją.

- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała spokojnie, patrząc na niego.

- Usiądź Rose, może najpierw przyda wam się krótki wykład – powiedział spokojnie Teddy, uśmiechając się do niej. Te słowa i ten uśmiech nie wzbudził w niej pozytywnych uczuć, raczej ją tylko wystraszył.

- Wykład? – spytała, zajmując wolne miejsce przy biurku, po lewej stronie Scorpiusa.

- Od początku się kłócicie, czas zawszeć rozejm. – Teddy uśmiechnął się, patrząc na nich. Miał zadziwiająco dobry humor. – I nie przeszkadzać na moich lekcjach, bo rozbijacie zajęcia nie pierwszy raz swoim przekomarzaniem. Wszyscy uczniowie skupiają całą swoją uwagę na was, a nie tak jak powinni, na lekcji.

- Rozejm? – Uniosła brew, nie do końca rozumiejąc do czego pije.

- Czas się pogodzić i przestać kłócić na moich lekcjach. Zintegrować!

- Jak?

- Normalnie, po prostu spędzicie razem te popołudnie w jednej z klas.

- Sami? Nie! – zaprotestowała gwałtownie, zdając sobie sprawę z czym to wszystko może się wiązać i jak ewentualnie może się to skończyć.

- Nie? – Uniósł brew. – To ciekawe jakie masz argumenty przeciwko.

- Zdemolujemy salę.

- Jak zdemolujecie to będziecie sprzątać – powiedział rozbawiony.

- Nie rób tego… - mruknęła. Do Teddy’ego zwracała się często po imieniu, w końcu wychowywali się razem, mimo iż był od niej dużo starszy.

- To nie było pytanie czy kwestia, którą można przedyskutować. To wasza kara. A teraz przytulcie się na znak zgody – powiedział, uśmiechając się.

Spojrzała na Scorpiusa niepewnie, czekała na jakąkolwiek jego reakcję, ale zdziwiła się, bo zareagował nie tak, jak myślała – zwyczajnie uśmiechnął się, przyciągnął ją do siebie i przytulił. Chcąc nie chcąc przytuliła się do niego, ale cicho westchnęła. Już wiedziała, że chłopakowi ten szlaban w ogóle nie przeszkadza i nie było mowy, by mogli go jakkolwiek przedyskutować, bo on będzie tego samego zdania co Teddy.

- I co teraz? – spytała nauczyciela, który cały czas się uśmiechał.

- Teraz idziemy do klasy – powiedział i wstał. Ruszył do drzwi. – Chodźcie za mną.

Westchnęła i wyszli ze Scorpiusem z sali. Przeszli kawałek korytarzem i doszli do jednego z pomieszczeń. To nie była zwykła klasa, którą mogliby posprzątać w ramach szlabanu. To było całkiem nieduże, ale bardziej przytulne pomieszczenie, które Rose widziała po raz pierwszy na oczy. Było kilka krzeseł, parę stolików i kominek. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co chodzi. Weszli spokojnie do środka.

- Przyjdę wieczorem – rzucił Teddy, a kiedy kiwnęli głową, wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Spojrzała na Scorpiusa. Zostali sami, zamknięci w jednym pomieszczeniu. Dobrze pamiętała jak skończyły się wszystkie ich wspólne spotkania sam na sam w jakimkolwiek pokoju. Chłopak uśmiechnął się tylko do niej z błyskiem w oku.

Patrzyła na niego, więc powoli do niej podszedł.

- Mamy dla siebie teraz sporo czasu.

- Tak? I co w związku z tym? – Starała się, by jej głos zabrzmiał pewnie, ale trochę jej zadrżał. Miała tylko nadzieję, że Scorpius tego nie wychwycił.

- Trzeba go wykorzystać – powiedział, uśmiechając się. Powoli objął ją w talii, lekko do siebie przyciągając. – Żeby się nie nudzić. Skoro już mamy rozejm… - Ustami lekko musnął jej ucho. Zadrżała, ale nie odsunęła się od niego. Przymknęła oczy.

- Jak chcesz go wykorzystać? – spytała, dłonie oparła na jego ramionach.

- Jak najprzyjemniej – wymruczał jej do ucha i lekko pogładził jej biodro.

- Rozstałam się z Cornem – powiedziała nagle, zdając sobie sprawę, że musi mu to powiedzieć i to jak najszybciej. Uznała, że to najlepszy moment, zanim się w tym wszystkim zatracą, o czym dobrze wiedziała.

- To dobrze, nie będziesz miała wyrzutów sumienia – mruknął jej szyję, uśmiechając się. Po jego głosie wiedziała, że trochę go to ucieszyło. Albo bardzo.

Zamruczała cicho, przymykając oczy, było jej bardzo przyjemnie. Uśmiechnął się, nie przerywając. Delikatnie całował jej szyję, kiedy ona odchyliła lekko głowę, uprzednio opierając dłonie na jego ramionach.

- Nie protestujesz – zauważył z uśmiechem, nie przerywając uprzedniej czynności.

- A powinnam? – spytała, nie odsuwając się.

- Nie – powiedział spokojnie i znowu pogładził jej biodro.

Mruknęła cicho, przymykając oczy. Scorpius spokojnie całował jej szyję, delikatnie gładząc jej talię. Spojrzała na niego, miała delikatne rumieńce. Blondyn uśmiechnął się i pocałował ją, obejmując w pasie. Z cichym pomrukiem odwzajemniła jego pocałunek i objęła szyję chłopaka. Całowali się, najpierw delikatnie, trochę słodko, później coraz bardziej namiętnie. Przyciągnęła go trochę bliżej siebie, mruknęła w jego usta. Starała się myśleć jeszcze trochę logicznie, nie dać się do końca porwać fali namiętności, ale to wbrew wszystkiemu nie było takie łatwe, zwłaszcza gdy chłopak wsunął dłonie pod jej koszulkę i pogładził jej delikatną, wrażliwą skórę. Zadrżała i pogłębiła pocałunek. Poczuła jego dłonie na swoim brzuchu, talii, na biuście. Nie była w stanie powstrzymać głośniejszego jęku w jego usta.

Scorpius całował ją namiętnie, z uczuciem, powoli popychając w kierunku jednej z kilku ławek. Oparła się o nią plecami, przyciągając go do siebie. Odwzajemniała z uczuciem wszystkie jego pocałunki. Zadrżała, gdy chłopak zdjął jej koszulkę i zaczął całować lekko jej szyję i dekolt. Jęknęła cicho i pogładziła jego tors. Rozpięła powoli jego koszulkę i zdjęła ją, chociaż ręce jej drżały. Czuła, że to jeszcze nie ten moment, ale nie chciała tego przerywać. Odchyliła głowę do tyłu, opierając się mocno o ławkę. Zamknęła oczy. Scorpius powoli całował jej szyję i dekolt, gładził jej biodro.

Miała zamknięte oczy. Znowu powoli pogładziła jego tors. Pragnęła go, dobrze zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała, że on również dobrze o tym wie. Przejechała paznokciami po jego torsie i na chwilę się od niego oderwała. Oddychała szybko i miała mocne rumieńce. Pogładził jej brzuch, uśmiechając się.

- Co teraz? – spytała, miała lekko zachrypnięty głos od emocji.

- Nie wiem, a co byś chciała? – Ugryzł lekko jej ucho. Jęknęła.

- Co z nami, Scorpius – powiedziała, coraz szybciej oddychając.

Nie odzywał się przez chwilę, tylko patrzył na nią, uśmiechając się. Odgarnął jej włosy za ucho i pogładził lekko jej policzek. Cały czas na niego patrzyła.

- Może spróbujemy? – zaproponował.

- Naprawdę tego chcesz?

- Tak. – Cmoknął ją lekko, obejmując w pasie.

Uśmiechnęła się. W końcu coś, na co czekała od paru lat, stało się nie tylko snem, ale również rzeczywistością, spełnieniem jej małego marzenia. Pocałowała go, ponownie obejmując jego szyję. Usiadła na ławce i lekko go do siebie przyciągnęła, całowali się namiętnie, z uczuciem. Drgnęła niespokojnie, gdy poczuła jego dłonie na swoim kręgosłupie, przy zapięciu jej stanika, ale nim chłopak zdążył coś zrobić, w pomieszczeniu pojawił się Teddy i odchrząknął z wyraźnym rozbawieniem. Rudowłosa nie odsunęła się od swojego chłopaka, wtuliła się tylko w jego ramiona, speszona nagłym przyjściem Teddy’ego.

- Widzę, że wzięliście sobie moje słowa do serca, aż za bardzo – powiedział, za wszelką cenę próbując ukryć swoje rozbawienie. Rose nie była w stanie spojrzeć na niego, była zbyt zawstydzona. Daleko od ławki leżały ich koszulki i chyba to najbardziej sprawiało, że chciałaby się zapaść pod ziemię. Scorpius sięgnął po nie i podał dziewczynie jej koszulkę.

- Cieszę się, że doszliście do porozumienia.

- Możemy iść? – spytała, kiedy udało jej się założyć.

- Możecie, możecie. – Teddy nie wytrzymał i w końcu się zaśmiał. Speszenie dziewczyny sprawiło, że był jeszcze bardziej rozbawiony niż do tej pory.

Spojrzała na Scorpiusa. Wciąż miała bardzo mocne rumieńce, nie mówiąc już o tym, że toczyła się w niej wewnętrzna walka. Miała mieszane, naprawdę mieszane uczucia co do przyjścia Teddy’ego. Z jednej strony była zła na niego, że przyszedł tak szybko, ale czuła prócz tej złości również zażenowanie, przez to, co tutaj zobaczył. Z drugiej strony jednak cieszyła się, że wszedł teraz, bo gdyby nie on, to wszystko mogłoby zajść zdecydowanie za daleko. Uśmiechnęła się do blondyna. Mogła go nazwać swoim chłopakiem, czuła się przez to jak typowa, zakochana małolata.

Blondyn odwzajemnił lekko jej uśmiech i ruszyli do drzwi.

- Zapamiętacie, że macie być cicho na lekcjach? – spytał Teddy, zanim wyszli.

- Tak – westchnęła.

- To dla utrwalenia tego wszystkiego napiszecie sobie wypracowanie na temat tego, czego was ta kara nauczyła.

- Że co?! – oburzyła się, patrząc na mężczyznę.

- To co słyszysz, Rose. A za to, że nie okazujesz od początku odpowiedniego szacunku, dorzucam wam dodatkowe dziesięć stron pergaminu. Czyli razem piętnaście.

- To nie fair, ja nic nie mówię! – oburzył się Scorpius.

- Dwadzieścia. Coś jeszcze? – spytał z rozbawieniem Teddy.

- Powiem wujkowi – mruknęła z nadzieją, że go rozbawi i zrezygnuje z tej kary. Teddy jednak był nieugięty.

- Dwadzieścia pięć stron i posprzątacie sowiarnię. Dalej się targujemy? – spytał i spojrzał na Rose rozbawiony.

- Nie lubię cię.

- Trzydzieści stron i posprzątacie bez różdżek. I panie profesorze – powiedział, patrząc na nich, a zwłaszcza na Rose, z rozbawieniem. Młoda Weasley była słodka, kiedy była rozdrażniona, a że był nauczycielem to miał nad nią sporą przewagę.

- Jeszcze jedno słowo i cię uduszę – powiedział Scorpius, patrząc na nią ostrzegawczo.

Warknęła na Scorpiusa i przeniosła wzrok na Teddy’ego. Te trzydzieści stron pergaminu wcale jej nie pocieszały, wzbudziły w niej tylko dużą ilość negatywnych emocji.

- Możemy już iść?

- Chodź – powiedział Scorpius i uśmiechnął się.

- Chyba coś jeszcze? – Uniósł brew Teddy.

- Przepraszam, panie profesorze – powiedział na odczepnego.

- Ta, przepraszam – burknęła, łapiąc blondyna za rękę.

- To mają być przeprosiny za złe zachowanie godne wzorowej uczennicy? Nie wydaje mi się – powiedział Teddy, starając się nie śmiać. Rose spojrzała na niego spode łba.

- Możemy iść?

- Nie, nie możecie. Najpierw mnie NAPRAWDĘ przeprosisz. A potem jeszcze Scorpius sobie pójdzie, a ty zostaniesz.

Warknęła zła.

- NAPRAWDĘ przepraszam, panie profesorze – powiedziała przesłodzonym tonem. Nie puściła jednak ręki chłopaka.

- Przestań na mnie warczeć i udawać, że przepraszasz. Scorpiusowi już daruję karę, bo przyzwoicie się zachowuje, ty za to dostajesz dodatkowych dziesięć stron. I pamiętaj, że to jest na ocenę. Przeczytasz swoją pracę przed klasą – powiedział, uśmiechając się do niej. W całej tej pracy musiała wspomnieć o tym, jaka to była kara, co od razu łączyło się z podtekstami brata i kuzynów. Rose doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

- Co? Nie! Błagam, wszystko, tylko nie to! – Jęknęła, patrząc na niego.

- Trzeba było się nie kłócić i zachowywać przyzwoicie. W końcu jesteś jedną z najlepszych uczennic w szkole, odrobina szacunku powinna być dla ciebie prostą sprawą. I nawet nie próbuj się kłócić, bo nic ci to nie da.

- Proszę, zrobię wszystko, tylko nie każ mi czytać tego na głos przed klasą. Proszę – patrzyła na Teda, mocno ściskając dłoń Scorpiusa.

- Jaka zmiana o 180 stopni – zakpił rozbawiony. – Przeczytasz, Rose. Klasa zobaczy jaki wniosek wyciągnęłaś z całej kary.

- Proszę – patrzyła na niego. – Nie chcę tego czytać przed całą grupą. I nie przeczytam.

- Przeczytasz, Rose – powiedział bardziej stanowczo niż kiedykolwiek. Scorpius patrzył na nich z zainteresowaniem. – I koniec protestów.

- Nie.

- Tak, Rose. Jestem twoim nauczycielem i mam prawo tego od ciebie wymagać.

- Nie. Wszystko zrobię, ale nie przeczytam tego. Możesz mnie oblać, ale tego nie zrobię – powiedziała pewnie, wciąż mocno ściskając Scorpiusa za rękę.

- Niby czemu nie?

- Dobrze wiesz czemu nie – powiedziała, patrząc na niego ze złością. – Możemy już iść ze Scorpiusem?

- Nie, ty zostań. Scorpius może iść. I chcę, żebyś mimo wszystko przeczytała tę pracę, spokojnie, nie proszę cię o dokładny raport co się działo podczas tej kary, wystarczy tylko na czym ona polegała i wywód na temat jej efektów, oczywiście dydaktycznych.

Spojrzała na Scorpiusa, jakby szukała jakiegoś wsparcia. Nie puszczała jego ręki.

- Idę – powiedział spokojnie i cmoknął ją w policzek. – Pa – uśmiechnął się, puścił do niej oko i odszedł.

- Do jutra – mruknęła cicho, zanim wyszedł. Spojrzała na Teddy’ego.

- Tracę przez ciebie autorytet – żartobliwie pogroził jej palcem. – Widzę, że w końcu miłość kiełkuje, tak?

- Teddy, ja tego nie mogę przeczytać na głos. Gorzej, ja nawet nie wiem co mogłabym tam napisać – spojrzała na niego, swobodnie ignorując komentarz dotyczący kiełkującej miłości.

- Poradzisz sobie. Napiszesz długi wywód na temat moralności, etyki, powagi, odpowiedniego i kulturalnego zachowania, uwagi na lekcji obrony oraz tego, jakie ona ma znaczenie dla dorosłego życia. Jesteś inteligentna, dasz radę.

- Jasne, a przy okazji dopisze ile ta kara dla mnie znaczyła, co? – zakpiła.

- Oboje wiemy, że znaczyła. Może niekoniecznie w sensie edukacyjnym, ale jednak – powiedział, uśmiechając się do niej.

- Sensu edukacyjnego nie było w ogóle.

- W szlabanie może nie, ale w tej pracy na pewno będzie. Przynajmniej na drugi raz ugryziesz się w język i to będzie dla ciebie ogromny postęp edukacyjny – rzucił z rozbawieniem. Znowu na niego warknęła.

- Nie miałabyś takiego problemu, gdybyś zapanowała nad swoją dumą na chwilę – zaśmiał się. – Miałabyś wtedy tylko pięć stron pergaminu i nie musiałabyś niczego czytać.

- Z dumą to to niewiele miało wspólnego. A ty jesteś niesprawiedliwy.

- Jestem sprawiedliwy, Rose. Jakby jakikolwiek inny uczeń zwracał się do mnie tak, jak ty, zareagowałbym tak samo.

- Nie, nie jesteś sprawiedliwy, bo dobrze wiesz, że u innego ucznia by to tak nie wyglądało, jak u mnie. Przecież oni nie dadzą mi potem żyć!

- Akurat tą część kary dostałaś po wielu, wielu ostrzeżeniach, więc sama się prosiłaś.

- Przecież się uspokoiłam! Ty po prostu CHCIAŁEŚ dać mi taką, a nie inną karę, jakbyś nie wiedział, że James, Albus i Hugo już i tak nie dają mi żyć.

- Dasz radę, jakoś – pokręcił rozbawiony głową.

- Nie – burknęła.

- Dasz, dasz.

- Teddy, proszę cię. Oni i tak mi nie dają żyć. Gdyby się dowiedzieli…

- To tylko niewinne żarty, jakoś to przeżyjesz – zaśmiał się. – Zresztą, czym wy się w ogóle przejmujecie?

- Teddy, ja rozumiem, że tobie nikt nie dokuczał, kiedy byłeś młodszy, ale niestety moja kochana rodzinka dowiedziała się o pewnym fakcie i nie dają żyć ani mi ani Scorpiusowi, dopóki to się… eee… nie zmieni.

- Nie dokuczał? Zabawna jesteś. Szkoda, że nie widziałaś mnie za czasów szkolnych, byłem kompletnym odrzutkiem. Mi dokuczali tak naprawdę wszyscy – zaśmiał się. – A jaki to fakt?

- Trochę zbyt żenujący, bym mogła powiedzieć o nim komuś, kto wkopał mnie jeszcze bardziej i nie chce tego wycofać.

- No mów i nie marudź – zaśmiał się.

- A cofniesz czytanie przed całą klasą? Proszę…

- Nie ma mowy, Rose. Już powiedziałem, że to zrobisz, nie będę nic cofać.

- Jesteś bez serca – burknęła, na co się roześmiał.

- No mów, mów.

- Po prostu na tle ich… dokonań, wypadam bardzo blado ze swoim… eee… dziewictwem – powiedziała, rumieniąc się. Zawahała się jednak lekko, nim wypowiedziała zdanie do końca. Nie spojrzała na Teddy’ego, który się uśmiechnął.

- W końcu jesteś dziewczyną, to dobrze o tobie świadczy.

- Tak, ale jakoś nie da się tego wytłumaczyć Albusowi, Jamesowi czy Hugonowi. No a kiedy dodać do tego informację, że Scorpius jest w takiej samej sytuacji jak ja… No cóż, nie jest lekko – mruknęła.

- Co?! – Spojrzał na nią w szoku.

- Słyszałeś, nie każ mi tego powtarzać.

- Ooo, to faktycznie nieźle.

- A przez ciebie będzie jeszcze gorzej – burknęła. Ich dzisiejszy występ w tej sali wcale nie wyglądał na występ dwójki niewinnych osób. Rose czuła zażenowanie nie tylko dlatego, że mężczyzna ich nakrył i zobaczył w takiej, a nie innej sytuacji, ale również dlatego, że teraz rozmawiała z nim na takie tematy, bardzo prywatne.

- To będzie ciekawe – zaśmiał się.

- Teddy, to nie jest śmieszne!

- Jest i to bardzo – uśmiechnął się. – Wiesz jak ja miałem przerąbane, kiedy byłem w waszym wieku?

- Niby jak? – burknęła na niego zła, ponownie oparła się jednak o ławkę, bo czuła, że ta rozmowa tak szybko się nie skończy.

- Mój rocznik w ogóle był dosyć dziwny. Sami pajace, naprawdę. No a ja byłem trochę… inny. Wszyscy robili co w ich mocy, by mnie sprowokować, ale nie dawałem się tak łatwo. Ich dowcipy były jednak coraz ostrzejsze. Raz dolali mi do herbaty eliksir miłosny z włosem nauczyciela, nie nauczycielki, od eliksirów. Spróbuj to sobie wyobrazić. A ten problem Scorpiusa, w pewnym sensie, ja też miałem. Tylko w moim przypadku była to zwykła plotka, bo miałem parę dziewczyn, ale oni uważali, że to raczej z litości. Więc ogólnie nieciekawa opinia o mnie krążyła po całej szkole.

Westchnęła cicho, patrząc na Teddy’ego. To nie mogło być przyjemne, musiał mieć naprawdę złe wspomnienia z czasów szkolnych, które, rzekomo, są najprzyjemniejsze.

- Ja wiem, że Scorpius tego chce, tak samo, jak chciał tego Corn – mruknęła cicho, patrząc na młodego mężczyznę. Nigdy nie zamierzała traktować go, jak nauczyciela, był dla niej przyjacielem, rodziną. Uśmiechnął się do niej. – Ale ja nie wiem, chyba to nie ten moment. Boję się jednak, że jeśli tego nie zrobię, to go stracę…

- Nie mów tak, Rose.

- Czekałam na niego przez te wszystkie lata… Nie chcę, by coś takiego nas poróżniło…

- Na pewno nie będzie na ciebie naciskał.

- Mam nadzieję – westchnęła.

- Na pewno, Rose.

- A ty skąd możesz mieć tę pewność? Wiem, że Scorpius już chciałby mieć to za sobą. I może gdyby był z kimś innym, nawet z Lily, to na pewno już by się nie musiał o to martwić. Ale jest ze mną, a ja… Ja nie czuję się gotowa i boję się, że jeśli z nim tego teraz nie zrobię, to mnie w końcu zostawi – przygryzła wargę. Wiedziała, że może wygadać się zarówno jemu, jak i Jamesowi, ale wiedziała także, któremu co może powiedzieć. Starszy Potter był dla niej jak brat, ale nie można z nim było porozmawiać na ten temat, bo prawdopodobnie by ją wyśmiał tak, jak jeszcze nigdy, a to byłoby dla niej zwyczajnym upokorzeniem. Teddy, jako dużo dojrzalszy i starszy, potrafił zrozumieć jej zdenerwowanie i obawy.

- Słuchaj mała, jeśli on cię naprawdę kocha, da ci czas, którego tak bardzo potrzebujesz.

- Mam nadzieję…

- Na pewno – powiedział pewnie, patrząc na nią. Ona tylko westchnęła. – Nie martw się, spokojnie. Wszystko będzie dobrze.

- A jak z tobą i Victoire? – spytała po chwili.

- Dobrze – uśmiechnął się.

- To bardzo dobrze – odwzajemniła uśmiech. – Tata mnie chyba zabije – powiedziała nagle i wywróciła oczami. Wiedziała co mówi. Młody Lupin również to zrozumiał i się zaśmiał.

- Przeżyje.

- Jasne.

- Będzie dobrze, zobaczysz.

- Jasne. Przyjdę do domu i powiem: kochany tatusiu, spotykam się z Malfoyem. Prosimy o twoje błogosławieństwo.

- Będzie musiał to zaakceptować – zaśmiał się.

- Czy ty sobie to wyobrażasz?

- Nie i nawet nie chcę – zaśmiał się. – Ale dasz radę.

Westchnęła tylko. Starała się o tym nie myśleć, poza tym to były myśli na wyrost, zanim dojdzie do jakiegokolwiek spotkania z jej rodzicami, mogą już dawno nie być razem. Pokręciła głową, odganiając od siebie te myśli.

- Oj Rose, Rose – pokręcił głową, patrzył na nią z uśmiechem.

- No co? – mruknęła. Była zadowolona jednak, że przynajmniej chłopak nie poruszył tematu tego, co tutaj zastał, kiedy przyszedł. Nie miało to przecież nic wspólnego z niewinnością, o jakiej rozmawiali.

- Jesteś urocza. Ale jednak z tego co widziałem, nie jesteś aż taka niewinna – powiedział rozbawiony.

- Przecież nie mówiłam, że jestem niewinna – burknęła. – Po prostu jestem dziewicą, nie mam za sobą tego pierwszego razu, ale to nie znaczy, że no… do niczego nie doszło – powiedziała w końcu i spłonęła słodkim rumieńcem.

- Czyli doszło.

- Powiedzmy – mruknęła. – Po prostu zawsze go odpycham, kiedy… no kiedy jest za blisko – westchnęła cicho i przygryzła wargę. Chciała się go o coś zapytać, ale to było dla niej zbyt wstydliwe i jeśli już, to wolałaby zadać to pytanie jakiejś dziewczynie, ale jedyną dziewczyną w jej rodzinie, z którą mogłaby o tym swobodnie porozmawiać, była Victoire, z którą zobaczy się dopiero w czasie świąt. A to dużo czasu.

- To trochę żenujące, o co chciałabym zapytać – mruknęła w końcu.

- No pytaj, pytaj.

- Czy to… Czy to się czuje? No wiesz… czy w końcu poczuję, że to ten moment…

- Myślę, że tak, Rose – Uśmiechnął się do niej.

- A co, jeśli nigdy tego nie poczuję? – westchnęła.

- Na pewno poczujesz Rose, spokojnie – uśmiechnął się do niej.

- Przepraszam, to głupie – mruknęła cicho.

- To nie jest głupie, spokojnie mała.

- To akurat jest. Tak jak moje irracjonalne obawy, że nawet jeśli to poczuję to… to nie podołam. No wiesz, że on się zawiedzie…

- Przecież dla niego też to będzie pierwszy raz, spokojnie.

Westchnęła. Kiedy dochodziło do kontaktów damsko-męskich, Rose nie miała pewności siebie. Cała ta, którą miała w sobie, znikała. Wszystko ją martwiło i czuła się bardzo niepewnie. Tracił jej się grunt pod nogami i bardzo źle się czuła. Odgarnęła włosy do tyłu, a mężczyzna się uśmiechnął.

- Pamiętaj o wypracowaniu – uśmiechnął się. – I o sowiarni. Jutro o siedemnastej i zabierz też Scorpiusa.

- Do sowiarni? – Spojrzała na niego i westchnęła.

- Tak – Zaśmiał się.

- Ty mnie jednak nie lubisz – mruknęła, wzdychając cicho.

- Tylko pamiętaj, że macie SPRZĄTAĆ.

- Bardzo śmieszne – burknęła.

- Wiesz, wolałbym żeby było posprzątane coś więcej niż kawałek stołu. I szmatą, a nie waszymi ubraniami – zakpił.

- O przepraszam bardzo! Nic nie było o tym, że mamy sprzątać tę salę! – Roześmiał się, patrząc na nią. – Nie śmiej się. Nic nie było na temat sprzątania. Mieliśmy tylko siedzieć w sali.

- Ale ja tylko mówię, żebyście sowiarni nie sprzątali swoimi ubraniami – powiedział ze śmiechem.

- O to się nie martw – burknęła, chociaż nie miała tej pewności, czy to im się uda. Lupin znowu się zaśmiał. – No już, przestań się ze mnie śmiać – rzuciła zła, ale on tylko pokręcił rozbawiony głową. – Mogę już iść? – Przygryzła wargę.

- Możesz, możesz – uśmiechnął się, więc ruszyła do drzwi. – Masz tydzień czasu na wypracowanie – powiedział jeszcze, więc na niego spojrzała.

- Tylko tydzień?

- Półtorej, ale ani dnia więcej.

- Przecież ja się nie wyrobię…

- Wyrobisz, wyrobisz.

- Nikłe szanse, ale niech ci będzie. Gdzie jutro o siedemnastej?

- Pod sowiarnią.

- To do jutra – mruknęła.

- Do jutra – uśmiechnął się do niej i dziewczyna wyszła z sali.

Była trochę zamyślona, kiedy wracała do swojego dormitorium. Musiała przemyśleć to wszystko, całą rozmowę z Teddym i to, co wydarzyło się wcześniej. Była w końcu ze Scorpiusem, czekała na tak naprawdę od pierwszej klasy, aż w końcu przestaną się ze sobą kłócić i w końcu coś się zmieni. Weszła do dormitorium, gdzie wszystkie dziewczyny już spały i poszła się przebrać. Później położyła się na łóżku i zasunęła kotary wokół. Musiała to dokładnie przemyśleć, wszystko po kolei.

Prawie całą noc spędziła na rozmyślaniach.

Obserwatorzy