Mówiłam, że będziecie musieli długo czekać. Mówiłam? Mówiłam! Ostrzegałam? Ostrzegałam! Ja mam studia, zajęcia od rana do nocy, Karolina ma swoje zajęcia, więc napisanie rozdziału nie jest takim łatwym zajęciem, jeśli chcemy, by teksty te zostały dopracowane. Cóż, na chwilę obecną trochę zmieniła się szata graficzna, no a ja zmieniłam całkowicie playlistę, mam nadzieję, że taka wam się spodoba. Co jeszcze... Rozdział musiałam podzielić na dwie części, by nie wyszedł zbyt długi. A, no i teraz będziecie dostawali ode mnie muzykę w tekście, byście wiedzieli czego słuchałam pisząc to, czym się wtedy kierowałam.
Co jeszcze... Na dzień dzisiejszy rezygnuję z jakiegokolwiek zgładzania blogów do ocenialni. Ludzie, nie chodzi o to, że blog jest oceniany na najniższych ocenach. Chodzi o to, że nigdzie nie zostało zrozumiane to, po co on powstał. A powstał nie po to, by był najlepszy, a po to, byśmy obie z Karoliną mogły gdzieś się wygadać, gdzieś wypisać, przelać swoje emocje na papier.
Tak, wiem, że Rose Weasley jest rozchwianą emocjonalnie Gryfonką, w ogóle nie przypominającą prawdziwego Gryfona.
Tak, wiem, że Scorpius Malfoy jest psychopatycznym skurwysyńskim Ślizgonem, w ogóle nie pasującym do Hogwartu, a raczej do jakiegoś szpitala psychiatrycznego.
Tak, wiem, że Corn Zabini jest jedną wielką ciapą, w ogóle nie przypominającym Ślizgona, ale jednak Ślizgonem.
Tak, wiem, że na chwilę obecną mało wprowadziłyśmy postaci. Ale wiecie co? Mamy to gdzieś. Mamy zaplanowane rozdziały jeszcze na najbliższe dwa/trzy lata egzystencji Rose, Scorpiusa i całej reszty, a jeśli komuś się nie podoba co tutaj jest i w jaki sposób to zostało napisane... to cóż, zapraszam do naciśnięcia tego krzyżyka u góry. Ułatwimy sobie życie nawzajem.
Poza tym zapraszamy na naszego FANPAGE'A, który powstał, by nam wszystkim ułatwić życie. Tam będziecie dostawali informacje co do tego, jak idzie nam praca nad nowym rozdziałem, dlaczego nie piszemy, dlaczego blog został zablokowany i tak dalej.
Miłego czytania, wszystkim wytrwałym czytelnikom.
Rose
po raz pierwszy od dłuższego czasu na spokojnie spędzała czas z bratem. Ten
wieczór i ta wspólnie spędzona noc w Pokoju Życzeń sprawiła, że na nowo poczuła
się bezpieczna, na nowo poczuła, że ma brata, na którego może liczyć. Po raz
pierwszy od pewnego czasu spokojnie spała, do tej pory często męczyły ją
okropne koszmary senne, mające związek z zachowaniem Scorpiusa.
Spali
razem, na wielkim łóżku w Pokoju Życzeń. Do tej pory Hugo zawsze trzymał
siostrę na dystans, a sama Rose jakoś nie ciągnęła do tego, by zmienić stan
obecny i zbliżyć się do kogokolwiek z rodziny. Dobry kontakt miała tylko z
Jamesem, swoim ukochanym kuzynem, ale to i tak nie był taki kontakt jakiego by
chciała, oczekiwała.
Obudziła
się przed bratem. Uśmiechnęła się lekko, widząc, że wciąż przy niej był.
Patrzyła na niego przez jakiś czas, obserwowała go jak spał, jaki był wtedy
spokojny. Nie mogła się powstrzymać i delikatnie pogłaskała go po włosach,
uśmiechając się. Była radosna. Szczęśliwa.
Patrzyła
na niego z uśmiechem, kiedy się obudził. Spojrzał na siostrę.
-
Dzień dobry – powiedziała, uśmiechając się.
-
Hej. – Odwzajemnił uśmiech.
-
Jak spałeś?
-
Dobrze.
Uśmiechnęła
się. Ona również spała dobrze. W końcu.
-
To dobrze. Powinniśmy się zbierać na śniadanie – mruknęła cicho, niechętnie.
Wolałaby zostać w Pokoju Życzeń, zamiast wracać do szarej codzienności, gdzie
czekało ją poważne spotkanie z Cornem.
Hugo
usiadł na łóżku. Zebrali się i wyszli z pokoju, rozmawiali trochę, śmiała się,
żartowali. Brakowało jej takiego kontaktu z osobami, które były dla niej ważne.
Brakowało jej Hugona, ukochanego brata, mimo iż od dłuższego czasu nie miała z
nim prawie w ogóle kontaktu. Byli od siebie bardzo odmienni, mieli inne poglądy
na życie i różne sprawy. Ale mimo wszystko byli rodzeństwem, które może i nie
okazywało sobie uczucia, ale się kochali, na swój sposób.
W
drzwiach do Wielkiej Sali spotkali się ze Scorpiusem, który już czekał na
dziewczynę.
-
Hej. – Uśmiechnął się.
-
Cześć. – Uśmiechnęła się do niego, może trochę za słodko. Miała dla niego
pierwsze zadanie, stąd ten uśmiech. Scorpius spojrzał na nią podejrzliwie, ale
ona udała, że tego nie widzi. – Śniadanko? – zapytała spokojnie.
-
Tak… - powiedział powoli, z wyraźną niepewnością w głosie.
-
To zapraszam do stołu – powiedziała, słodko się uśmiechając.
-
Co to znaczy? – spytał, patrząc na nią.
-
Dzisiaj jesz ze mną – odparła spokojnie. Wiedziała, że Scorpius nie będzie
szczęśliwy, że musi zjeść z nią, przy stole Gryfonów, ale chciała, by poczuł
się tak, jak ona, gdy codziennie musiała jeść przy stole Ślizgonów.
-
Przy waszym stole? – Skrzywił się.
-
Oczywiście – powiedziała z uśmiechem. Scorpius aż jęknął ze zgrozą. –
Przesadzasz – zaśmiała się.
-
Przecież nic nie mówię. – Pokręcił głową, ale mimo wszystko się uśmiechnął.
Usiadł do stołu Gryfonów, a Rose się uśmiechnęła i spojrzała na brata.
-
Hugo? Dołączysz do nas?
-
Chyba zwariowałaś! – Zaśmiał się i powędrował do stołu Ślizgonów, ale przedtem
jeszcze się uśmiechnął. Mógł dogadywać się z siostrą lepiej niż wcześniej, ale
nigdy nie usiadłby przy stole Gryfonów z własnej, nieprzymuszonej woli.
Rose
pokręciła tylko głową z uśmiechem i spokojnie zajęła swoje miejsce przy
Scorpiusie. Chłopak uśmiechnął się do niej i napił herbaty.
-
Ale tu dziwnie – powiedział, co zaskoczyło rudowłosą.
-
Czemu dziwnie?
-
Bo dziwnie – zaśmiał się.
Pokręciła
głową. Nie mogło być dziwnie, chociażby dlatego, że wszystko było bez zmian,
tak samo, jak przy stole Ślizgonów, tak było przy stole Gryfonów. Tylko ludzie
mieli inne podejście do siebie. Przy stole Domu Węża czuła się źle,
niespokojnie, jakby naprawdę ktoś miał ją tam zaraz zjeść. Tutaj był spokój,
chociaż niewątpliwie i Dom Lwa dziwnie spoglądał na przybysza z innego domu.
Spokojnie
zabrali się za jedzenie. Rose nałożyła sobie niewiele na talerz, czasem
patrzyła na blondyna, ale ciągle milczała. Kilka dni temu nawet by nie
pomyślała o tym, że między nimi może być dobrze, że mogą być dla siebie mili i
się nie kłócić. Uśmiechnęła się.
-
Podasz mi dżem? – spytała, na co Scorpius tylko odwzajemnił uśmiech i podał jej
miseczkę z dżemem porzeczkowym. – Dzięki. – Sięgnęła po dwa tosty i wróciła do
jedzenia w milczeniu.
Przy
stole Ślizgonów Albus, Hugo i James z wyraźnym rozbawieniem o czymś rozmawiali
i Rose dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że ich głównym tematem rozmowy są
właśnie oni. Spojrzała w tamtym kierunku, na co James uroczo się do niej
uśmiechnął. Był jej najbliższy z całej rodziny i czasem to jego traktowała
bardziej jak brata. Pokręciła tylko głową, widząc ich rozbawione spojrzenie.
Scorpius jednak nie był już tak pozytywnie nastawiony do wszystkiego, bo kiedy
Hugo się zaśmiał, blondyn spiorunował przyjaciela wzrokiem i odwrócił się
plecami do niego. Rose pokręciła głową, był jak dziecko.
-
Od dzisiaj nie dadzą mi żyć, serio…
-
Dasz radę – uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
-
Muszę – odwzajemnił jej uśmiech.
Z
lekkim uśmiechem rozejrzała się po sali za Cornem. W końcu wiedziała, że
powinna z nim porozmawiać na jakikolwiek temat, ale porozmawiać. I wytłumaczyć,
ale tego się chyba bała najbardziej. Spojrzała na niego, kiedy się do nich
dosiadł. Dziwnie na nią patrzył.
-
Cześć – mruknęła.
-
Hej – powiedział, nie odrywając od niej wzroku.
-
Jak spałeś? – spytała, jakby nigdy nic. Za wszelką cenę chciała nawiązać z nim
kontakt, jakikolwiek, ale nawiązać. Chciała, by wszystko było w porządku, jak
dawniej.
-
Dobrze – uśmiechnął się do.
-
To dobrze. Zjesz coś? – spytała spokojnie. Siedziała zdecydowanie za blisko
Scorpiusa i było między nimi zdecydowanie za spokojnie, zbyt miło.
-
A co on tu robi?
-
Siedzi i je śniadanie. – Wzruszyła ramionami.
-
Ale czemu tu?
-
Bo ja mu kazałam – odparła, jakby to było coś normalnego.
-
Od kiedy to on się ciebie słucha? Przestaję chyba rozumieć co tu się dzieje.
Gdzie byłaś przez te parę dni?
-
Byłam chora.
-
Nie dawałaś znaku życia. – Spojrzał na nią z lekkim wyrzutem, a ona nawet mu
się nie dziwiła.
-
Przepraszam. Ale już jestem. – Uśmiechnęła się.
-
Martwiłem się – przytulił ją lekko do siebie, a ona aż źle się z tym poczuła.
-
Nic mi nie było, ale ktoś się uparł, bym odpoczęła – powiedziała cicho.
-
Czy wy się pogodziliście? – spytał z niedowierzaniem, patrząc to na Rose to na
Scorpiusa. To było dosyć dziwne, zwłaszcza jeśli spojrzało się na to, jak
blondyn traktował dziewczynę przez ostatnie kilkanaście dni.
-
Tak. Mniej więcej.
-
Co to znaczy mniej więcej?
-
To znaczy, że mamy zawieszenie broni – powiedziała, ponownie wzruszając
ramionami. Sięgnęła po kolejny tost. Tak naprawdę nie wiedziała co ma
powiedzieć chłopakowi. Chciała to wszystko jakoś załagodzić, zbagatelizować.
Ugryzła tost.
-
Nie chciałabyś mi może tego jakoś dokładniej wytłumaczyć? Na spacerze na
przykład?
Spojrzała
na niego i westchnęła cicho. Wiedziała, że Corn na to zasługuje. Kiwnęła w
końcu głową i spojrzała na Scorpiusa.
-
Możemy iść – mruknęła do swojego chłopaka. Scorpius spojrzał na Corna mało
przychylnie, cały czas się nie pogodzili, ciągle byli mocno pokłóceni. –
Zostawiam ci torbę – powiedziała do blondyna i wstała od stołu, nie zabierając
ze sobą tostu. Czuła, że to będzie jedna z najtrudniejszych rozmów w jej życiu.
Wyszli
z Wielkiej Sali, a później ze szkoły na błonia. Milczała, bo nie bardzo
wiedziała jak ma to wszystko załatwić, wytłumaczyć, co ma zrobić, by jednak nie
zranić chłopaka. Odwlekała ten moment jak bardzo się dało.
-
Opowiesz mi co się działo? – spytał, patrząc na nią.
-
Od czego powinnam zacząć? – spytała, przygryzając wargę.
-
Od początku?
-
Czyli od chwili, kiedy się stąd straciłam na tydzień?
-
Tak.
-
Po prostu się rozchorowałam, przez kolejne niepoprawne zadanie Scorpiusa –
mruknęła, powoli szli, nie patrzyła jednak na niego. – Chyba wtedy się
wystraszył i zabrał mnie do Pokoju Życzeń, nie do Skrzydła Szpitalnego. Chciał
się mną za wszelką cenę zaopiekować… - Corn jej nie przerywał, więc mówiła
dalej. – Miałam gorączkę, źle się czułam, a Scorpius się mną po prostu
opiekował. Przynosił mi jedzenie i picie, czasem rozmawialiśmy, dbał o to, bym
się nie przemęczyła, mocniej nie rozchorowała…
-
Czy… doszło do czegoś między wami? – spytał wprost. Nie był idiotą. Jak każdy
widział, że Rose i Scorpius mają się ku sobie, nawet jeśli ciągle się kłócili.
-
To znaczy? – W końcu podniosła na niego wzrok.
-
Po prostu pytam, czy do czegoś doszło. I do czego?
-
Całowaliśmy się – powiedziała w końcu. Wiedziała, że nie może oszukiwać
chłopaka. Westchnął, czuła, że go zraniła. Postanowiła ciągnąć dalej. – Później
byliśmy w Hogsmeade. Wpadliśmy tam na Jamesa, później spotkaliśmy się w Pokoju
Życzeń. Ja, Scorpius, James i Hugo. No i później dołączył do nas jeszcze Albus –
mruknęła cicho. – Graliśmy w butelkę – dodała.
-
Och, to źle wróży.
-
Długo graliśmy – mruknęła. – Wiesz, z moimi kuzynami i bratem nie jest tak
lekko...
-
Co zadawali? – Spojrzał na nią.
-
Różnie. Były pytania, no i… kilka zadań – mruknęła i westchnęła od razu. –
Miałam go… eee… podniecić – powiedziała, automatycznie się rumieniąc. Nie
patrzyła na Corna, poczucie winy zaczęło ją niemiłosiernie palić.
-
Nie mów więcej, nie chcę wiedzieć – westchnął, a ona poczuła, że już wiedział o
co chodzi. Że się poddał.
-
Corn, przepraszam – powiedziała w końcu i spojrzała na niego. – Przepraszam za
to wszystko, ale… ale musimy się rozejść.
-
Domyśliłem się – mruknął, nie patrzył na nią, było mu ciężko.
-
Przepraszam. – Niepewnie złapała jego dłoń. – Z inną dziewczyną będzie ci
lepiej, a ja… przepraszam – powiedziała. Nie potrafiła nic więcej powiedzieć.
-
Nie będzie mi lepiej, bo cię kocham – westchnął. – Ale nie chcę ci tego
utrudniać. Widzę, że ci na nim zależy.
Rose
spojrzała na niego. To była naprawdę trudna decyzja.
-
Corn, ja ciebie też kocham. Ale nie tak, jakbyś tego ode mnie oczekiwał. Nie
tak, jak powinnam. Nie mogę cię dłużej oszukiwać, że między nami wszystko
będzie dobrze, a między mną i Scorpiusem nic nie będzie, bo oszukiwałabym nie
tylko ciebie, ale również samą siebie… - Westchnęła cicho.
-
Będziemy przyjaciółmi? Obiecasz mi to, że nie zaczniesz mnie unikać?
-
Obiecuję, Corn. Nie będę cię unikać i będziemy przyjaciółmi – powiedziała,
czując wyraźną ulgę, że chłopak jednak jej nie odrzucił całkowicie. Uśmiechnął
się do niej słabo, na co ona zwyczajnie się do niego przytuliła. – Dziękuję ci,
Corn. Zobaczysz, że jeszcze będziesz szczęśliwy, ale nie ze mną. Z kimś innym,
ale będziesz szczęśliwy.
Stali
i przytulali się na środku błoni. Chłopak westchnął tylko na jej słowa, a ona
wiedziała o co mu chodzi, mimo to jednak się nie odsunęła i nie odezwała.
Spojrzała na niego tylko. Uśmiechnęła się i mruknęła, gdy lekko cmoknął ją w
policzek. Corn miał w sobie to, czego potrzebowała – był miły, był spokojny, w
każdej chwili mogła się do niego przytulić. Ale wiedziała, że na dłuższą metę
ten związek nie miałby sensu. Ona potrzebowała działać, chciała się bawić,
chciała szaleć. Chciała móc się kłócić i przekomarzać, a Corn by jej tego nie
dał. Był za grzeczny, za spokojny. Scorpius natomiast mógł jej dać to wszystko,
włącznie z szaleństwem, ciągłym przekomarzaniem się, z burzą w ich związku.
Pogładziła lekko policzek swojego byłego już chłopaka i uśmiechnęła się. Miała
nadzieję, że to jakoś teraz poprawi stosunek jednego chłopaka do drugiego.
-
Powinniście się pogodzić – powiedziała, patrząc na Corna.
-
To nie takie proste.
-
Dlaczego nie?
-
Bo dużo się ostatnio działo. Trudno z tym przejść do porządku dziennego.
-
Gdyby nie ja, to wszystko byłoby między wami takie, jak wcześniej, Corn.
-
Ale to nie znaczy przecież, że to twoja wina.
-
A czyja?
-
Nasza. Nas obu – westchnął. Pokręciła głową, bo nie rozumiała o co mu chodzi.
-
Spróbujcie chociaż – poprosiła, na co Corn tylko westchnął.
-
Zobaczymy jak to będzie.
Uśmiechnęła
się. To już było niczym delikatna obietnica, a dla niej to naprawdę wiele
znaczyło. Przytuliła się do niego.
-
Wracamy?
Kiwnął
tylko głową w odpowiedzi. Powoli wracali, rozmawiając na bardziej neutralne
tematy niż ich związek czy cokolwiek związanego ze Scorpiusem. Mieli zaraz
zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Przedmiotem, który Rose naprawdę lubiła, a
którego w tym roku uczył ich przyjaciel jej rodziny. Z jednej strony nie mogła
się doczekać tych zajęć, z drugiej jednak trochę się ich obawiała.
***
Czekała
już pod salą Obrony Przed Czarną Magią. Było kilku uczniów już, ale ona czekała
tylko na Scorpiusa, który trzymał jej torbę. Oparła się o ścianę. To były
pierwsze zajęcia od jej krótkiego zniknięcia. I pierwsze, na których wszystko
mogło się zmienić. Denerwowała się trochę, ale postanowiła, że nikomu nie
pokaże swoich nerwów. Rozejrzała się za chłopakiem i zauważyła go, jak tylko
wyszedł zza zakrętu. W ręce trzymał jej torbę.
-
Proszę bardzo – powiedział, podając jej torbę.
-
Dziękuję – uśmiechnęła się tylko i wzięła ją od chłopaka. Założyła ją na ramię,
akurat chwilę przed tym, jak Teddy przyszedł i wpuścił ich do sali. Rose
westchnęła, ale uśmiechnęła się do mężczyzny i zajęła swoje miejsce.
-
Dzień dobry – przywitał się spokojnie. – Na ostatnich zajęciach przerabialiśmy
dużo teorii na temat patronusów. Sądzę, że czas przejść od teorii do praktyki.
-
Patronus? – mruknęła tak cicho, że tylko osoby, które siedziały najbliżej niej,
mogły to usłyszeć. Teoria nie była trudna, gorzej jednak wyglądała praktyka.
Wiedziała, że potrzebne jest do tego jakieś pozytywne wspomnienie. A czy ona
takie miała?
-
To chyba dobrze, co? – zapytał podekscytowany Corn, który siedział po jej lewej
stronie. Po prawej natomiast miała Scorpiusa.
-
Czy ja wiem… W sumie to chyba całkiem dobrze… - Spojrzała na Teddy’ego.
-
Rose, chcesz spróbować jako pierwsza? – zaproponował nauczyciel.
-
No… mogę – mruknęła niepewnie i wstała z miejsca. Wzięła swoją różdżkę, a Teddy
przypomniał jej jak ma wyglądać ruch różdżką i życzył powodzenia. Wiedziała, że
to jej się przyda. Wzięła głębszy oddech i skupiła się na jakimś pozytywnym
wspomnieniu, na czymś z dzieciństwa. Przypomniała sobie jak tata puszczał bańki
mydlane, a oni z Hugonem przebijali je swoimi małymi rączkami. Rzuciła
zaklęcie. Za pierwszym i drugim razem z różdżki nic nie wyszło. Za trzecim
ukazał się mały, niewyraźny i bardzo mglisty kształt, co i tak było sporym
powodzeniem.
-
Bardzo dobrze – pogratulował jej Teddy. – Spróbujesz jeszcze raz?
Kiwnęła
głową i znowu spróbowała. Musiała wiele razy próbować, czasem wychodził tylko
ten niewyraźny i mglisty kształt. Wzięła więc głębszy oddech. Musiała pomyśleć
nad czymś innym, czymś bardziej pozytywnym. Zamknęła oczy, przypominając sobie
szczęśliwe chwile. Przypomniała sobie te miłe, przyjemne chwile ze Scorpiusem,
jak siedzieli i całowali się w Pokoju Życzeń, jak spędzali tam noce. To właśnie
na tych wspomnieniach się skupiła, zamknęła oczy i rzuciła kolejne zaklęcie.
Udało jej się wyczarować patronusa. Spojrzała jednak na srebrny kształt i
spłonęła rumieńcem. Wyczarowała idealnego skorpiona.
-
Bardzo dobrze! – wykrzyknął Teddy, a cała klasa się zaśmiała. Scorpius jednak
zesztywniał, zamrugał kilka razy, a później złośliwie się uśmiechnął.
-
Ładny patronus, wiele wyjaśnia – szepnął drwiąco do dziewczyny.
-
Spróbuj to jeszcze raz skomentować, a pożałujesz – syknęła ze złością, patrząc
na blondyna. Usiadła. Wiedziała, że już kompletnie popłynęła.
-
Ale przecież był uroczy – zaśmiał się Scorpius.
-
Na tego patronusa na pewno spory wpływ miały wydarzenia z ostatnich dni, nie
wyobrażaj sobie zbyt wiele – powiedziała zła.
-
Na pewno – szepnął ironicznie.
-
Powiedziałam coś! – Spojrzała na niego zirytowana. – A może teraz ty
wyczarujesz patronusa, hm?
-
A proszę bardzo! – odparł bardzo pewnie i zgłosił się na ochotnika.
-
Scorpius! Zapraszam – odezwał się Teddy, uśmiechając się.
Rose
patrzyła na blondyna, wciąż mocno zarumieniona. Ciągle zastanawiała się
dlaczego akurat musiał to być skorpion. Czy nie mogło to być cokolwiek? Motyl?
Jednorożec? Tchórzofretka? Westchnęła cicho, to nie tak miało być.
Scorpius
również musiał spróbować to kilka razy. Za pierwszym razem nic mu się nie
udało. Później kilka razy wyczarował mglisty kształt aż w końcu oczom
wszystkich ukazała się ładna, ale nieduża wiewiórka. Rose najpierw spojrzała na
jego patronusa, później na chłopaka, aż w końcu zachichotała. Z niej się śmiał,
a sam wcale nie był lepszy.
-
Bardzo dobrze – powiedział z podziwem Teddy, a klasa ponownie zaczęła się
śmiać. Szczególnie Albus i James szydzili z tej dwójki. Rudowłosa ze złością
odwróciła się w ich stronę i warknęła na nich, na co jej starszy kuzyn przesłał
dziewczynie niewinny uśmiech. Scorpius wrócił na swoje miejsce, starając się
nie patrzeć na Rose.
-
Twój patronus również wiele wyjaśnia – powiedziała, nachylając się do niego.
-
Wiewiórka nic nie sugeruje – powiedział trochę niepewnie, ale wcześniej nawet
udało mu się prychnąć z poirytowaniem.
-
Nie? Czyli tylko mi się wydaje, że to ty mnie tak przezywałeś?
-
Wydaje – burknął. – A nawet jeśli, to nie ma to żadnego związku ze sobą.
-
Och, no oczywiście. Mój skorpion też nie miał z tobą żadnego związku.
-
Skorpion jest dużo bardziej oczywisty – zaoponował.
-
No nie powiedziałabym. Może po prostu lubię groźne stworzenia?
-
Jasne i akurat skorpion? – zadrwił i nachylił się nad nią. Szepnął jej do ucha.
– Dobrze wiemy, że na mnie lecisz.
-
Odezwał się – syknęła. Albus i James prawie płakali ze śmiechu, siedząc za
nimi.
-
Nie ma co się z tym kryć, Weasley – zaśmiał się cicho Scorpius.
-
Jesteś pewien, że chcesz ze mną zadzierać, Malfoy? – spytała z wrednym błyskiem
w oku. Uśmiechnęła się drapieżnie.
-
Widziałeś kiedyś lepsze przedstawienie? – szepnął Albus do brata, siedząc za
Rose i Scorpiusem. Oczywiście para przed nimi dobrze to słyszała, ale
postanowili to zignorować.
-
Ależ Rosie, kochana, ja tylko mówię prawdę! – Uśmiechnął się uroczo, ale lekko
szyderczo.
-
Doigrasz się, Malfoy – warknęła na niego. – Nie lecę na ciebie, wybij to sobie
z głowy.
-
Dlaczego ci nie wierzę? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.
-
Bo dobrze wiesz, że to ty na mnie lecisz. Mam ci przypomnieć wszystkie sytuacje
od początku roku, które na to wskazują?
-
Nie przypominam sobie ani jednej, ale za to znalazłoby się parę, w których
jasno było pokazane, że to ty na mnie lecisz – powiedział. Teraz słuchała ich
cała klasa, oprócz nauczyciela i jakiegoś chłopaka, który miał spory problem z
wyczarowaniem patronusa. James przysłuchiwał się temu z największym
zaciekawieniem, co chwilę śmiejąc się kpiąco.
-
Jesteś pewien, że mam te sytuacje wyciągnąć akurat przy całej klasie? Nie sądzę
byś chciał żeby wszyscy poznali żenujące chwile z życia Scorpiusa Malfoya –
powiedziała złośliwie.
-
Oni są lepsi w tych kłótniach niż rodzice Rose – powiedział rozbawiony Albus,
na tyle głośno, by Rose to usłyszała. Dziewczyna zarumieniła się na tę
wzmiankę, bo doskonale zrozumiała o co chodziło jej kuzynowi.
-
A ja? – Scorpius uniósł brew, ignorując słowa Albusa.
-
A ja nie mam się czego wstydzić – odparła Rose, chociaż prawda była inna.
-
Nie? – zapytał. – Czyli mogę powiedzieć wszystko to, co chcę?
-
Możesz, ale nie chciałabym być na twoim miejscu – wzruszyła ramionami.
Zaśmiał
się na jej słowa.
-
Sama widzisz.
-
Odczep się Malfoy, jesteś na tej samej pozycji co ja. Tak samo straconej.
-
Nawet na gorszej – przyznał. – Ale to nie zmienia faktu, że na mnie lecisz.
-
No oczywiście. Często sobie o tym śnisz, Malfoy? – uniosła brew. Albus parsknął
śmiechem i spojrzał na swojego brata.
-
Jak myślisz, kiedy zdadzą sobie sprawę z tego, że to przekomarzanie się to nie
tylko z czystej złośliwości, ale także z… miłości? – spytał, specjalnie tak
głośno, żeby wszyscy go usłyszeli. Tym razem czekał jednak na odpowiedź brata.
-
Potrwa – zaśmiał się James. Scorpius prychnął ze złością.
-
Przymknijcie się obaj. A co do ciebie, Weasley, to nie muszę o niczym śnić,
skoro mam to na jawie.
-
Patrz, patrz jaki agresywny! – Bracia Potter mieli bardzo dobre humory, patrząc
na kłócącą się parę. – Myślisz, że odkryją to do świąt czy będzie trzeba
jeszcze trochę poczekać? – spytał, śmiejąc się głośno.
-
Albus, zamknij się w końcu! – Warknęła poirytowana na kuzyna i spojrzała na
Scorpiusa. – Wiem, że byś chciał, Malfoy, żeby to było na jawie, ale nie jest.
-
Ależ jest, tylko ty się, słoneczko, nie chcesz przyznać! – puścił do niej oko.
-
Agresywny… jak myślisz, dlaczego? – zaśmiał się James. Nic sobie nie robili z
gróźb i spojrzeń tej dwójki. Scorpius spojrzał na nich wściekle.
-
Słyszałeś jak ją uroczo nazwał? Słoneczko! – Albus zacmokał rozbawiony.
Scorpius przewrócił oczami, chyba już nie miał siły i ochoty na nich warczeć.
-
Ooo! – udał rozczulenie James.
-
Jak myślisz, co robią jak zostają sami? – spytał konspiracyjnym szeptem młodszy
Potter. Rose spojrzała na nich czerwona i zawstydzona.
-
Dajcie spokój, już! – warknęła i spojrzała na Malfoya. – Nie, nie jest na
jawie.
-
Może być ciekawie – przyznał James, kompletnie ignorując uwagę Rose.
-
Owszem, jest. Ty się tylko wstydzisz przyznać.
-
Czy wy się możecie uspokoić? – Teddy podniósł głos, z lekkim rozbawieniem
jednak. Patrzył na nich i próbował się nie zaśmiał.
-
To ty się wstydzisz tego, że na mnie lecisz – powiedziała zirytowana i
spojrzała na Teddy’ego.
-
Oni tak mogą całą wieczność, nie? – mruknął Albus, patrząc na nich z
rozbawieniem.
-
Obawiam się, że tak – zaśmiał się James.
-
Za chwilę odejmę wam punkty – Teddy z rozbawieniem pogroził im palcem. –
Przeszkadzacie. Kwestię kto na kogo leci rozwiążcie po lekcji.
-
Nie ma co rozwiązywać, profesorze. To oczywiste, że Malfoy leci na mnie –
powiedziała ze słodkim uśmiechem.
-
Myślisz, że szlaban we dwójkę mógłby się jakoś… ciekawie zakończyć? – spytał Albus
brata, ale na tyle głośno, by Teddy ich usłyszał. Miał wielką nadzieję, że
podchwyci jego pomysł. Chyba wszyscy chcieli popchnąć tę dwójkę w swoją stronę.
-
Przeceniasz się Weasley, to oczywiste, że ty lecisz na mnie – powiedział spokojnie
Scorpius. – Czyim patronusem jest skorpion?
-
Bardzo dobry pomysł, panie Potter! – powiedział Teddy, słysząc wypowiedź
Albusa. – Na szlabanie sobie to wszystko przemyślicie. Bądźcie o ósmej –
powiedział. Rose, która już miała odpowiedzieć Scorpiusowi, zrezygnowała.
Odwróciła się do Albusa z chęcią mordu w oczach.
-
Zabiję cię, Potter – warknęła, na co Albus ryknął śmiechem.
-
Zdemolują pomieszczenie, w którym się znajdą. Myślisz, że to może zakończyć się
pierwszą zabawą? – spytał konspiracyjnym szeptem brata. Rose spłonęła rumieńcem
na te słowa i więcej się nie odezwała, by nie pogorszyć swojej sytuacji.
Teddy,
który tylko cudem udawał pełną powagę, odchrząknął, żeby nie wybuchnąć
śmiechem. W końcu byłoby to mało profesjonalne.
-
Panie Potter – mruknął ostrzegawczym tonem, co było dość idiotyczne, kiedy na
jego ustach błąkał się szaleńczy uśmiech. – No więc o ósmej i ani minuty
dłużej, w moim gabinecie.
-
Jasne – mruknęła tylko. Z niecierpliwością czekała, aż zadzwoni dzwonek. Kiedy
tylko zajęcia się skończyły, wstała z miejsca. Miała ochotę udusić obu braci
Potter.
-
Ja ciebie również kocham, moja ulubiona kuzynko! – Wyszczerzył się do niej
James.
-
Zabiję was, obu. Obiecuję! – warknęła na nich.
-
Och, spokojnie, przecież wszyscy wiemy, że w głębi duszy jesteś nam wdzięczna,
tylko wstydzisz się do tego przyznać – powiedział, cały czas szeroko
uśmiechnięty James.
-
Właśnie – dodał Scorpius.
-
Za co mam być wdzięczna? Za szlaban? – warknęła i spojrzała na Malfoya. – A ty
siedź cicho, bo oberwiesz, Malfoy.
-
Oj, Rosie… Wszyscy wiemy, że bardzo chętnie spędzicie ze sobą kolejne chwile…
Sam na sam – zaśmiał się Albus. – To jak, było coś między wami czy nie było?
-
Nie było. Rose bardzo nad tym ubolewa, ale nie było – powiedział rozbawiony
Scorpius, patrząc na nią złośliwie.
-
Nie ubolewam nad niczym – fuknęła zła. – Malfoy, już kilka razy to powiedziałam
i powtórzę po raz ostatni. Nie zamierzam tracić z tobą dziewictwa – powiedziała
w złości, chociaż chyba nikt już w to nie wierzył. W sali na całe szczęście
zostali tylko oni i Teddy.
-
No oczywiście – zaśmiał się. Spojrzała na niego z pewnością i wcisnęła mu swoją
torbę w ręce. Była zła.
-
Zanieś ją.
-
Jak sobie życzysz – puścił do niej oko.
Syknęła
zła i już miała mu coś odpowiedzieć, ale na całe szczęście odezwał się Teddy:
-
Rose! Zostaniesz na chwilę? – zapytał dziewczynę. Westchnęła i skinęła głową.
Spojrzała na chłopców.
-
Idźcie już – mruknęła. Wyszli niechętnie, każdy z nich miał jednak nadzieję, że
będzie mógł zostać i to wszystko wysłuchać. Rose jednak podeszła do Teddy’ego,
zostali we dwoje.
-
Z czystej ciekawości, Rosie, co się dzieje między tobą, a Scorpiusem?
-
Nic – powiedziała, ale rumieńce i tak ją zdradziły.
-
Właśnie widzę – zaśmiał się cicho.
-
Co widzisz? Tylko proszę, nie mów nic rodzicom… Znasz mojego ojca, wpadłby w
szał, gdyby się dowiedział, że jego jedyna córeczka zadaje się z grupą
Ślizgonów i z jednym z nich jest… bliżej niż powinna – mruknęła.
-
Spokojnie, spokojnie. Nic nie powiem. Po prostu widać, że nie jesteście sobie
obojętni. Poza tym już z twoich uroczych rumieńców można wiele wywnioskować.
-
Gdyby ktoś tak często mówił o twoim życiu erotycznym to też byś miał rumieńce –
burknęła cicho. Do żadnego innego nauczyciela nie byłaby w stanie się tak
odezwać. Jedynie do Teddy’ego, który nie tylko był jej nauczycielem, ale
również przyjacielem, kimś z rodziny, kimś, kogo traktowała jak osobę bliską
sobie. Na jej słowa Teddy wybuchnął śmiechem.
-
Za wrażliwa na napalonych Ślizgonów? – zapytał.
-
Chyba tak – westchnęła. – A James, Albus i Hugo wcale mi nie pomagają. Wręcz
przeciwnie, całkiem dobrze się bawią, kiedy udaje im się mnie zawstydzić… -
mruknęła.
-
Jakoś nie jestem zdziwiony – zaśmiał się.
-
Ja też nie – westchnęła. – Nie zmienia to faktu, że mnie i Sco… eee… Malfoya,
nic nie łączy – powiedziała w końcu.
-
Oczywiście. – Puścił do niej oko. Już samo to, że chciała powiedzieć o
Ślizgonie po imieniu już coś znaczyło.
-
Ten szlaban jest naprawdę niepotrzebny… - mruknęła w końcu. – Tylko zdemolujemy
salę… - powiedziała, na myśli mając jednak awanturę, nic innego. Ted spojrzał
jednak na nią surowo, ale wciąż się uśmiechał.
-
Nie odwołam tego, Rose. Nie podważaj mojego autorytetu. Poza tym, myślę, że ten
szlaban akurat będzie dla was całkiem przyjemny.
-
Szlaban z Malfoyem nie może być przyjemny… Co będziemy musieli robić, prócz
tego, że znów przebywać w swoim towarzystwie? – spytała zrezygnowana.
Zrozumiała, że Teddy, chociaż ją uwielbia, nie zmieni zdania.
-
Zobaczysz. Myślę, że tak tylko mówisz, ale trochę się cieszysz. Przyznaj –
zaśmiał się.
-
W życiu! – fuknęła zła.
-
No tak, dumna byłaś zawsze – przyznał. – Ale widać, że macie się ku sobie i nie
uwierzę, że nic między wami nie było.
-
Um… to zależy co masz na myśli, mówiąc, że między nami nic nie było…
-
Czyli coś było – uśmiechnął się. – Tego nie wiem, twierdzę tylko, że na pewno
nie było to nic.
-
A nawet jeśli coś było, to co? – mruknęła, słodko się rumieniąc.
-
Widzę, że nie jest ci obojętny, nadal.
-
Nadal? – spojrzała na niego. Zmarszczyła brwi.
-
James coś szepnął – zaśmiał się.
-
Oczywiście, cholerna papla – westchnęła i usiadła na ławce. – Tedy, co ja mam
robić? – spytała w końcu, patrząc na niego. Jamesowi ufała, ale wiedziała, że
nie we wszystkim jej pomoże. Teddy był bardziej neutralny.
-
Zależy czego chcesz.
-
Nie wiem już nic, Ted – mruknęła. – Byłam z Cornem. On jest… miły, kochany,
szarmancki… - powiedziała cicho. – A Scorpius jest… jest pełen energii, ale
potrafi mnie skrzywdzić i robi to zaskakująco często, chociaż w większości
pewnie nieświadomie.
-
To wszystko zależy od tego, czego chcesz. Spokoju czy energii?
-
Chcę ogólnego spokoju – mruknęła. – Dlatego chcę stąd wyjechać, zaraz po
zakończeniu szkoły – przyznała się i spojrzała na niego.
-
Dlaczego? – zdziwił się.
-
Tak będzie lepiej. Zacznę życie, sama. Zajmę się nauką i pracą… - spojrzała na
niego. – Tutaj źle się czuję, już teraz, sama ze sobą. Skrzywdziłam Corna, mimo
iż starałam się jak mogłam, by tak się nie stało. On mi ufał, a ja go
krzywdziłam. On mnie kocha, a ja chciałam z nim być może tylko dlatego, by
wzbudzić w Scorpiusie zazdrość. Jestem okropna, Teddy. I nie ważne, że również
go kocham. Ale nie kocham go tak, jak powinnam. I musiałam go skrzywdzić, jeśli
sama chcę być szczęśliwa.
-
Czasami najprościej by było uciec. Ale to nie znaczy, że najlepiej.
-
I co mam zrobić? – Czuła się zagubiona.
-
To co wiesz, że powinnaś zrobić.
Westchnęła
cicho. Już od kilku dni zastanawiała się co tak naprawdę powinna zrobić.
Poczyniła już jeden krok do przodu, zrywając z Cornem, ale wciąż była daleko w
tyle z tym, co zrobić powinna. Najbardziej się obawiała tego, że bez względu na
to, jaki krok wykona, zrobi źle. Westchnęła.
-
To nie jest łatwe. Teddy. Boję się, że mimo iż Corn obiecał mi przyjaźń to i
tak go stracę, bo nie będzie w stanie być przy mnie. Boję się, że jeszcze
bardziej zbliżając się do Scorpiusa sama sobie zrobię krzywdę. Bo jest miło i
fajnie, kiedy jesteśmy ze sobą, ale boję się, gdy on na nowo ze Scorpiusa
przeradza się w Malfoya, bezwzględnego, bezdusznego, potrafiącego zranić w
każdy sposób – mruknęła.
-
Nie wiem co ci poradzić. Powinnaś być przede wszystkim szczera ze sobą.
-
Wiem – powiedziała cicho. – Ale w niczym nie widzę takiego sensu, jakiego
powinnam. Boję się, że jeśli stanę całkowicie po stronie Scorpiusa to i tak
wszystko się zawali. Przecież wiem, że on i tak woli Lily, nie mnie –
powiedziała i coś ścisnęło ją za gardło, gwałtownie zamrugała, by się nie
rozpłakać. Po raz pierwszy powiedziała na głos to, co ją bolało. Teddy wiedział
o jej konflikcie z najmłodszą Potterówną.
-
Jeżeli mam bieżące informacje, to oni już nie są razem – powiedział mężczyzna.
-
Nie są, bo go zdradziła. I co z tego? On i tak ją woli. Wszyscy ją woli, zawsze
tak było – mruknęła, mimo iż to było kłamstwo. Wszyscy w rodzinie woleli zawsze
małą Rosie. To z nią szło się pośmiać, pogadać, pożartować. Z Lily nigdy nie
było tak miło. Była zbyt sztuczna i fałszywa.
-
Wiesz dobrze, że to nie prawda – pogłaskał ją po głowie. Rose spojrzała na
niego, w oczach miała łzy.
-
Dlaczego ona?
-
Myślę, że Scorpius już o niej zapomniał – szepnął.
-
Nie zapomniał. Trochę ponad dziesięć dni temu powiedział mi, że wypadam przy
niej blado – powiedziała cicho. Te słowa wciąż ją bardzo bolały.
-
W jakich okolicznościach? – zapytał.
-
Pokłóciliśmy się – westchnęła. – Jak zwykle zresztą.
-
Weź to pod uwagę, pewnie powiedział to specjalnie.
-
Nie ważne czy specjalnie czy przypadkiem. Ważne, że powiedział. Powiedział też
wiele innych przykrych słów, Ted. I powiedzenie, że mam brudną krew było z nich
najdelikatniejsze – powiedziała i w końcu spojrzała na niego.
-
Naprawdę tak powiedział?
-
Niestety – mruknęła.
-
Ale wiesz, że to praktycznie bez znaczenia, nie? – zapytał niepewnie.
-
Wiem, teraz już się nie patrzy na czystość krwi – mruknęła. – Ale i tak
zabolało.
-
A co jeszcze mówił?
-
Dużo. Zresztą, nie zwróciłeś uwagi na to, jak mnie poniżał ostatnio? – spytała cicho.
Tego nie dało się nie zauważyć.
-
Zwróciłem, ale wolałem się nie wtrącać. O co chodziło?
-
Od początku roku gramy w prawdę czy wyzwanie. To było… jedno z wyzwań. Miałam
wykonywać wszystkie jego polecenia przez dziesięć dni – mruknęła, powoli sobie
przypominając tamten koszmarny dzień. – Ale wcześniej się pokłóciliśmy,
widocznie dlatego tak mnie poniżał, próbował zniszczyć… - westchnęła. – Omal nie
doprowadził do… do tragedii – powiedziała słabo, przypominając sobie tamte
chwile.
-
Co się stało? – zapytał z przejęciem.
-
Tak bardzo chciał mnie poniżyć, że kazał mi iść do ich pokoju wspólnego bez
koszulki. Kiedy się nie zgodziłam, rzucił mi swoją własną. Pomyśl, jak to
wyglądało, kiedy najpierw przyszłam do dormitorium z Cornem, później doszedł
Scorpius, a później ja… wyszłam w jego koszulce – mruknęła.
-
Cholera. I co się stało?
-
Było kilku Ślizgonów z siódmego i szóstego roku – mruknęła. – Całe szczęście
miałam książkę Scorpiusa, złamałam okładkę, ale przynajmniej wróciłam do
pokoju. Cała.
-
Słucham? – spytał głucho.
Nie
odpowiedziała nic. Wciąż siedziała na ławce. Wbiła wzrok w kolana.
-
Nie wierzę. Którzy to? – Ton jego głosu był ostry, słychać było, że jest
wściekły.
-
Scorpius i Corn już się nimi zajęli – mruknęła. – Albus, James i Hugo też
chcieli, dowiedzieli się wczoraj, ale już było za późno, by cokolwiek zrobić –
spuściła głowę.
-
Scorpius cię obronił? – Uniósł brew.
-
Nikt mnie nie obronił, Ted. Musiałam sobie z nimi sama poradzić, ale Scorpius i
Corn zajęli się nimi… później.
-
No tak, to mam na myśli – przytaknął. – Czyli nie jesteś dla niego taka bez
znaczenia jednak, nie?
-
Nie wiem – westchnęła. – Ja już nic nie wiem.
-
Myślę, że powinnaś to wszystko pozostawić sobie samemu, zaufać biegowi zdarzeń –
zaproponował spokojnie. Niepewnie na niego spojrzała.
-
Ted? – mruknęła cicho. – Nie mów nikomu o tej rozmowie, dobrze?
-
Oczywiście – zapewnił ją.
-
Dziękuję – mruknęła i zeszła z ławki. Przytuliła się do niego.
-
Powodzenia – mrugnął do niej i uśmiechnął się. – Nie daj się tym Ślizgonom
przytłoczyć.
-
Byłoby miło, gdyby mi się udało – odsunęła się w końcu od niego. – Dziękuję za
tę rozmowę, potrzebowałam tego – przyznała się, uśmiechając lekko.
-
Proszę bardzo, zawsze możesz się do mnie zgłosić.
Uśmiechnęła
się. W końcu jednak pożegnała się z Teddym i poszła na następne zajęcia.
Denerwowała się tym wieczornym szlabanem. To mogło być wszystko, a ich
nauczyciel mógł wymyślić wiele. Tego się najbardziej obawiała. Czuła jednak, że
gorzej nie będzie. A przynajmniej nie powinno być.
Świetne! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńDziewczyny jesteście genialne! :) Z niecierpliwością wyczekuje następnej notki. Pozdrawiam i ściskam <3
OdpowiedzUsuńCudo *.* <3
OdpowiedzUsuńto historia oparta na dary anioła -.- będę hejtem i powiem że chodź tego nie czytałam bo nuda to do tego mało wyświetleń i tylko 1 kom :D nie bierz się za pisanie bo przynudzasz , nudy nudy nudy beznadzieja bzdura gówno pseudonim Papryczka Chili jest dziecinne niepotrzebne wybrakowane ściągara mdłe druzgocące znam lepszych blogerów i są o wiele lepsi nie wiesz do czego internet służy dzieciaku pewnie masz 11 lat i krzywe zęby żal mi tych którzy to czytają Rock
OdpowiedzUsuńCiekawe kto tutaj ma 11 lat i krzywe zęby :) Że już u takich młodych ludzi tyle zawiści... Najlepiej oceniać coś co się nie czytało, lub nie widziało. Najlepiej hejtować z anonima. Bo jest się wtedy taką suuuuuper. Jestem na 100% pewna, że nie napisałabyć lepiej.
UsuńAkurat nick ten jest bardzo oryginalny jak dla mnie. Obie autorki piszą naprawdę dobrze, a 40 000 wyświetleń to na pewno nie jest mało.
Pozdrawiam i polecam dalszą zabawę lalkami. Wróć kiedy będziesz na tyle dojrzała aby nie tylko zrozumieć to coś się czyta, ale równie ciekawie i MĄDRZE to skomentować :)
O kurcze, skarbie, widać ktoś tu ma kompleksy i to nie małe! Szczerze mówiąc, żeby zdobyć się na jakąś konstruktywną odpowiedź (po zupełnie niekonstruktywnym komentarzu) musiałam przeczytać twoją wypowiedź parę razy. Powiem ci, że interpunkcja nie jest moją mocną stroną, ale ty bijesz mnie na głowę! No ale zostawmy poprawność językową, bo przecież nie o to tu chodzi.
Usuń1. Czy ty w ogóle czytałaś Dary Anioła? Bo ja nie widzę ŻADNEGO podobieństwa. Serio, najmniejszego. Poza tym, kiedy to pisałyśmy, żadna z nas nie czytała tej serii.
2. Nie czytałaś i się wypowiadasz? Uhu, gratuluje, od razu na taki komentarz patrzy się poważniej. A co do ilości wyświetleń... nie powiedziałabym, że jest ich mało, a nawet jeśli jest, to nie każdy prowadzi bloga po to, żeby mieć wyświetlenia :)
3. Nie bierz się za pisanie bo przynudzasz? Hm, chętnie bym przeczytała coś twojego. To typowa opowiastka dla młodzieży, nie twierdze ze coś bardziej ambitnego, ale nawet za bardzo nie uzasadniłaś, dlaczego to jest nudne.
4. A z tym pseudonimem o co ci chodzi, bo nie załapałam? Albo ja jestem głupia, albo ty nie potrafisz się jasno wyrazić. (Nie wiem jak Patrycja, ale ja obstawiam to drugie)
5. Nikt nie mówi, że jesteśmy najlepszymi blogerkami w internecie.
6. Akurat Patrycja ma 20 lat i całkiem ładny zgryz, chociaż nie wiem co cię to może do cholery obchodzić i jaki to ma związek z pisaniem (wskaż choćby najmniejszy, to będę pełna podziwu)
7. Wytłumacz mi proszę zakończenie twojej wypowiedzi, bo za bardzo jej nie rozumiem, żeby skomentować.
Pozdrawiamy i zachęcamy do NIE czytania naszego bloga, bo od takich czytelników tylko GORZEJ na sercu się robi. No chyba, że nauczysz się konstruktywnej krytyki, to zapraszamy.
Musiałam kilka razy przeczytać ten tekst, by chociaż trochę go zrozumieć. A tak narzekałam na Eco i jego "Interpretację i nadinterpretację", gdzie język był bardzo trudny do zrozumienia. Tutaj mam wrażenie, że albo pisałaś na haju albo jesteś z podstawówki, chociaż bardziej skłaniam się ku temu drugiemu. Ale spoko, rozłożę sobie Twój komentarz na części pierwsze i zanalizuję, może coś z tego zrozumiem.
Usuń1. "to historia oparta na dary anioła" Po pierwsze zdanie zaczynamy wielką literą. Po drugie istnieje coś takiego jak cudzysłów, a nim natomiast oznaczamy tytuły i cytaty. Po trzecie jest również odmiana, w tym przypadku odmienia się tytuł książki. A po czwarte i najciekawsze : Ja się pytam GDZIE TO SIĘ OPIERA NA DARACH ANIOŁA JEŚLI TO JEST W PEŁNI OPARTE NA HARRYM POTTERZE?!
2. "będę hejtem i powiem że chodź tego nie czytałam bo nuda to do tego mało wyświetleń i tylko 1 kom :D" O mamo, tu widzę pierwszą klasę podstawówki. Kochanie. Nie wiem czy wiesz, ale jest rozróżnienie między "hejtem" a "hejterem". "Hejter" to taka osoba, która wszystko neguje (zajrzyj do słownika, jeśli nie wiesz co to znaczy) oraz nic mu się nie podoba. "Hejt" to właśnie to, co robi hejter. A więc nie chcesz być tym, co mówi hejter? Nie rozumiem. Co do dalszej wypowiedzi, bo o przecinkach wspomnieć mi się nie chce, to nie wiem gdzie mam z Tobą iść, a poza tym i tak nigdzie z Tobą nie pójdę, bo mama zawsze mi mówiła, że z obcymi to się nie wolno zadawać, bo mogą mi zrobić krzywdę. A jak jesteś Trynkiewiczem ukrytym po drugiej stronie monitora? Nie, dziękuję. Cóż, jeśli ponad 40 tysięcy wyświetleń to dla Ciebie mało to ja nie chcę wiedzieć ile to by było dużo. Poza tym logika Twojego komentarza już umarła przy "nie czytałam, ale". Jak nie czytasz to się nie wypowiadaj, proste.
3. "nie bierz się za pisanie bo przynudzasz , nudy nudy nudy beznadzieja bzdura gówno" Teraz już jestem pewna, że jesteś w podstawówce. Max. w pierwszej gimnazjum. Taki typowy nerd-hipster co to myśli, że jak powie "gówno" to będzie boss. Otóż nie! Każdy dorosły czy dojrzały człowiek potrafi powiedzieć co i jak. Potrafi porządnie skrytykować, a nie byle jak byle tylko coś napisać. Poza tym również mocno skupiłaś się na epitetach i przymiotnikach, bardzo rozbudowane zdanie z dobrze dobranymi znakami interpunkcyjnymi. Jestem pełna podziwu.
4. "pseudonim Papryczka Chili jest dziecinne" Serio? Nie widzę w tym nic dziecinnego. Papryczka to jedno z wielu zdrobnień imienia Patrycja, a więc spokojnie mogę go używać ile chcę.
5. "niepotrzebne wybrakowane ściagara mdłe druzgocące" Dobrze użyte przecinki, brak błędów i literówek. No i co najważniejsze - z sensem. Ale jedno mam pytanie: czego te epitety dotyczą?
Usuń6. "znam lepszych blogerów i są oni lepsi" WOW! Lepsi blogerzy są lepsi? To w sumie logiczne. Nie domyśliłabym się, gdybyś nam tego nie napisała. Brawo, brawo. Pokłony w Twoją stronę.
7. "nie wiesz do czego internet służy dzieciaku pewnie masz 11 lat i krzywe zęby żal mi tych którzy to czytają" Dziękuję za komplement. Powiedzenie, że jestem dzieciakiem i mam 11 lat bardzo podniosło moje ego, zważywszy na to, że mam lat prawie 21 i "dzieciakiem" to w sumie nie jestem od dawna. Wielkie dzięki! A skoro żal Ci tych czytelników to cóż, może załóż jakąś fundację dla biednych czytelników fanfiction Papryczki Chili? I ostatnie: Co mają krzywe zęby do pisania? Uświadom mi, bo nie wiem.
8. "Rock" A to zakończenie co ma znaczyć? Zazwyczaj na koniec pisze się "pa", "pocałuj mnie w dupę", "ave", "amen", "dobranoc" czy cokolwiek innego. Ale Rock?
A teraz co do całego komentarza. Zamiast pisząc hejty na coś, czego się nie przeczytało, skup się na języku polskim, który niewątpliwie bardziej przyda Ci się w życiu. Ortografia, interpunkcja i paronimy to coś, co naprawdę może Ci się w przyszłości przydać. A jeśli dalej masz coś do powiedzenia to... cóż, zachowaj to dla siebie i wyłącz tę stronę, zamiast psuć innym krew. Bez pozdrowień.
autorka tego bloga zapomniała o dość typowej sprawie nie można przejmować się hejterem bo w ten sposób odkrywasz słabość, to był test drogie panie dość dobrze ją broniliście ale sama autorka nie popisała się. Otóż na przyszłość nie dawaj się hejtom.Akurat padło na twój blog nic nie poradzę. Ja, pod anonimowym kontem zaglądam na blogi aby sprawdzić reakcję ludzi na hejty. Cóż marnie wam poszło. Pozdrawiam i n przyszłość przypominam o trzymanie hejterów na odległość
OdpowiedzUsuńRock
P.S. A tak moim zdaniem to pisanie o Hogwarcie to przeżytek gdyż seria już dawno minęła a na rynku pojawiły się inne książki lecz to tylko moja opinia. DA są the best.
Powiem Ci, że według mnie warto było poczekać. Czytało mi się dobrze, bardzo szybko :D Podobała mi się scena z patronusami i biedna Rose, której wszyscy dokuczają w kwestii Scorpiusa. Pisz szybko kontynuację, bo jestem strasznie ciekawa co się stanie na tym szlabanie :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej.
Ok? dlaczego dopiero teraz widze ten rozdział ;__; coś mi ten blog szwankuje i zawsze tak widze z opuźnieniem :( jutro jeszcze raz czytam całego loga, zęby go sobie odświezyć!
OdpowiedzUsuńCherry Blossom
(dawniej gumisiek98, zmieniłam nick)