UWAGA! Blog, jak każdy zauważył, zmienił się na "Treści dla dorosłych". Jest to potrzebne, zważając na późniejsze wydarzenia zawarte w blogu. Notka trochę ostrzejsza niż do tej pory, ukazuje typowo ślizgońskie zachowanie. Rozdział, niestety, ze sporym poślizgiem, ale jedna z autorek (tzn. JA) jest studentką i musiała zająć się sesją i nauką do niej (przy czym, jak zwykle, poległa na zaliczeniach językowych deklinacji i koniugacji). Nie poddaję się jednak i w końcu, po wielu trudach, oddaję wam rozdział w wasze monitory i przeglądarki. Jeśli ktoś byłby chętny, aby go powiadamiać o nowych postach, niech zostawi swój numer gg / adres e-Mail / adres bloga w komentarzu pod tą notką. ;).
Miłego czytania!
Czuła okropne upokorzenie po ostatnim wieczorze. Czuła
się nikim, a słowa wypowiedziane przez Scorpiusa w dalszym ciągu odbijały się
od ścianek jej umysłu. Była dla niego nikim. Ich ostatnie spotkania, pocałunki
i pieszczoty były niczym. Tak po prostu o tym zapomniał, mówiąc jej, że nic dla
niego nie znaczy. Że jest gorsza od Lily Potter. Tej cholernej, słodkiej,
zawsze najlepszej Lily Potter. Dlaczego tak bardzo chciał ją zniszczyć?
Wstała, zanim chłopak się obudził. Na ramionach i pod
paznokciami miała świeżo zeschniętą krew po dzisiejszej nocy, kiedy z nerwów
wbijała paznokcie w swoją skórę. Sprawiała sobie ból fizyczny, ale był on
zdecydowanie lepszy niż ten, który zadawał jej Scorpius – ból psychiczny,
katował ją swoimi słowami. Że była nikim. Że nawet Corn Zabini nic do niej nie
czuł, mimo iż byli razem ponad dwa lata.
Rose powoli podniosła się z poduszek, na których były
plamy krwi i resztki makijażu. Nie była w stanie dłużej z nim siedzieć, więc
poprawiła swój strój i cicho wyszła, uprzednio obrzucając Ślizgona spojrzeniem
pełnym bólu i nienawiści. Spał spokojnie na poduszkach po drugiej stronie
pokoju. Zagryzła wargi, zdając sobie sprawę, że on jednak kimś dla niej jest i
na pewno nie jest wrogiem. Wzięła głębszy oddech i wyszła z Pokoju Życzeń. Nie
mogła czekać, aż blondyn się obudzi i znowu zacznie się nad nią psychicznie
znęcać. Miała tylko nadzieję, że o czwartej trzydzieści rano nie spotka nikogo
na szkolnych korytarzach.
Weszła cicho do dormitorium i odetchnęła z ulgą, gdy
okazało się, że wszystkie jej współlokatorki jeszcze słodko śpią. Odłożyła więc
różdżkę na poduszkę, zasłoniła kotary i wyciągnęła z kufra świeże ubrania.
Musiała stworzyć pozory tego, że spokojnie spała jednak w swoim łóżku, a nie,
po raz kolejny, poza dormitorium. Wyciągnęła z kufra kolejną szkolną koszulę i
czarną spódniczkę. Wzięła jeszcze jeden z krawatów w barwach Gryffindoru i
sweter zapinany na kilka guzików. Poszła do łazienki i odkręciła zimną,
niemalże lodowatą wodę pod prysznic. Świeże ubrania odłożyła na półkę i powoli
zaczęła się rozbierać. Potrzebowała ochłody, orzeźwienia, uspokojenia się, a
taka lodowata woda miała jej w tym pomóc.
Zaciskając zęby weszła pod prysznic. Temperatura wody
była przerażająco niska, ale Rose nie zamierzała się poddawać. Musiała zmyć z
siebie wydarzenia ostatnich kilku dni. Namydlała ciało, wciąż czując dłonie i
usta Scorpiusa na jej ciele. Rany na ramionach piekły żywym ogniem, gdy
przejechała po nich spienionymi rękami. Syknęła i starała się całą swoją uwagę
skupić właśnie na tym bólu. Był zdecydowanie lżejszy, nie taki bolesny,
łatwiejszy do wyleczenia. Zacisnęła powieki, spod których zaczęły wypływać
gorące łzy.
Obiecała sobie, właśnie w tej chwili, że nigdy więcej nie
będzie płakała przez żadnego chłopaka, a już tym bardziej nie przez Scorpiusa
Malfoya. Nie był wart jej łez i tego, że próbowała zrobić sobie przez niego
krzywdę. Nawet jeśli uważał, że dziewczyna jest niewarta uwagi, głupia i
beznadziejna, ona zamierzała z dumną pokazywać, że to w ogóle jej nie obchodzi,
nawet jeśli miałaby oszukiwać. Mężczyźni nie byli warci tych łez.
Obiecała sobie również, że więcej nie będzie z nim
rozmawiać. Żadnych gier w prawdę i wyzwanie, wspólnie spędzonych nocy i
pocałunków. Najwyższa pora pokazać mu, że nie ma nad nią władzy, nawet jeśli
nie było to zgodne z prawdą. Postanowiła też, że musi porozmawiać z Cornem
Zabinim. Dopiero ta rozmowa ze Scorpiusem uświadomiła jej, że wciąż Zabini w
jakiś sposób jest dla niej ważny. Chciała, by ponownie był przy niej, w każdej
chwili gotowy ją przytulić.
Corn i Scorpius. Dwóch Ślizgonów, najlepszych przyjaciół,
dwóch takich, którzy zawrócili w głowie rudowłosej Gryfonce. Każdy na swój
sposób stał się częścią jej życia. Corn, z którym spotykała się od końca
trzeciej klasy aż do początku wakacji między piątym a szóstym rokiem. Zawsze
był dla niej miły, przytulał ją i całował, zawsze z taką samą dozą
delikatności, takim samym uczuciem. Scorpius natomiast był inną bajką –
złośliwy i chamski, nieznający pojęcia „delikatność”. A jednak to jego
pocałunki sprawiały, że robiło jej się gorąco.
Znowu. Musiała w końcu o nim zapomnieć. Nieważne, że był
przystojny i każda dziewczyna chciała z nim być. Nie ważne, że Rose czasami
śniła o nim czy fantazjowała. Nieważne, że wiedzieli o sobie znacznie więcej
niż powinni. Nieważne, że przez te wszystkie gry coś między nimi zaiskrzyło.
Wszystko było nieważne.
W końcu zakręciła lodowatą wodę i wyszła spod prysznica,
powoli owinęła się ręcznikiem i stanęła przed dużym lustrem. Spojrzała na swoje
odbicie i skrzywiła się. Miała lekko podkrążone oczy i skórę zaczerwienioną od
zimna. Włosy miała pokręcone, więc sięgnęła po szczotkę. Wiedziała, że sporo
czasu może spędzić w łazience, bo wszystkie jej współlokatorki lubią długo
pospać.
Wciąż wpatrując się w swoje odbicie w lustrze zaczęła
rozczesywać włosy. Dopiero teraz zaczęła drżeć z nerwów, a przed jej oczami
ponownie zaczęły przelatywać obrazy z poprzedniego wieczoru. Łzy ponownie
pociekły po jej policzkach. Czuła się skalana i zraniona. Malfoy poruszył najbardziej
bolesne tematy w jej rozmowach. Co mogła zrobić? Wiedziała, że nie jest w
stanie wytrzymać, nie zwracając uwagi na chłopaka.
Podjęła więc bardzo nietypową decyzję – porozmawia z
Cornem, wróci do niego i może w końcu będzie mogła zachowywać się normalnie.
Chłopak był dla niej ważny i, prawdę mówiąc, cały czas za nim tęskniła. Nie
wiedziała tylko czy to miłość, czy zwykłe przyzwyczajenie. Wolała o tym nie
myśleć, żeby niepotrzebnie się zadręczać. Nie teraz, to nie była odpowiednia
chwila.
Rozczesała włosy i wygodniej je splotła, żeby w niczym
jej nie przeszkadzały. Założyła szkolny mundurek i zapięła sweter. Spojrzała na
swoje odbicie i lekko westchnęła. Lepiej już nie będzie wyglądała. Weszła do
dormitorium i ponownie z ulgą stwierdziła, że wszystkie dziewczyny spokojnie
śpią w swoich łóżkach, w dalszym ciągu. Cicho sięgnęła po torbę, spakowała ją i
ruszyła do wyjścia. Różdżkę schowała do torby, aby jej nie zawadzała w niczym i
zeszła po schodach. W Pokoju Wspólnym siedziało tylko kilka osób. Minęła ich i
wyszła, kierując się w stronę lochów. Zamierzała jeszcze przed śniadaniem
zaczepić Zabiniego i porozmawiać z nim na temat ich związku. O ile jeszcze
będzie chciał z nią rozmawiać.
Stanęła we wnęce, niedaleko wejścia do Domu Węża. Miała
stamtąd idealny widok na korytarz i mogła stąd obserwować innych uczniów.
Czekała, aż Zabini będzie przechodził. Wystarczyło cicho zawołać i na pewno
będzie wiedział gdzie jej szukać. Nie myliła się.
Zawołała, a chłopak od razu do niej podszedł.
- Czyś ty oszalała?! Czemu mu powiedziałaś? – zapytał z
lekkim wyrzutem.
- Nie chciałam, a on teoretycznie mnie do tego zmusił –
westchnęła. – Nie chcę jednak rozmawiać o tym, co wczoraj wydarzyło się między
mną a nim, bo to najgorsze, co mogło mi się przytrafić… Możemy porozmawiać? –
spytała, patrząc na swojego byłego chłopaka.
- Pewnie – spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Nie patrz tak na mnie, Corn. – Stali w niewielkiej,
słabo oświetlonej wnęce w korytarzu. Rose stała ledwo kilka centymetrów od
chłopaka i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Jak? – uśmiechnął się do niej uwodzicielsko.
- Lubię ten uśmiech – powiedziała powoli i również się
uśmiechnęła.
- O czym chciałaś pogadać? – zapytał i delikatnie
pogłaskał ją po włosach.
- O nas – powiedziała spokojnie, uśmiechając się lekko.
Zabini był dla niej ważny i nigdy by jej nie skrzywdził, ani fizycznie, ani,
tym bardziej, psychicznie.
- O nas? – spytał zaskoczony. Myślał, a nawet był pewny,
że już dawno nie ma żadnych „nas”. Kiwnęła głową, zastanawiając się, dlaczego
się rozstali. Pamiętała tylko, że nie pokłócili się, nie krzyczeli, nie było
łez. Rozstali się w przyjaźni.
- O nas – powtórzyła spokojnie, uśmiechając się.
- A więc mów.
- Dlaczego się rozstaliśmy? – spytała nagle i zupełnie
szczerze.
- Zerwałaś ze mną – roześmiał się.
- Ciężko to nazwać zerwaniem, ale chyba mi coś wtedy
odbiło – powiedziała powoli, uważnie patrząc na jego twarz. – Czy jest szansa,
żebyśmy… żebyśmy do siebie wrócili? – spytała cicho, trochę niepewnie. Patrzyła
uważnie na chłopaka. Przez cały czas ich związku było im dobrze, rozmawiali o
wszystkim, dogadywali się i nie kłócili. I traktowali z należytym szacunkiem, o
ile trzynastolatek ma jakiekolwiek pojęcie o tym, jak powinien wyglądać
prawdziwy, poważny związek. Szacunek to było coś, czego Malfoy nie znał, z czym
nie miał do czynienia. Zabini prócz tego, że był Ślizgonem i najlepszym
przyjacielem Scorpiusa, nie miał zbyt wielu rażących wad.
Patrzyła na niego, czekając na odpowiedź.
- Tak nagle? I to teraz, kiedy Scorpius chce mnie zabić?
– spojrzał na nią niepewnie, ale widać było że chciał, naprawdę chciał do niej
wrócić.
- Nie chcesz? – spytała cicho i niepewnie.
- Nie mów ta – szepnął gorliwie i pocałował ją w czoło. –
Bardzo chcę, tylko nie wiem, czy twoja propozycja jest poważna.
- Jest poważna – powiedziała, wpatrując się w niego.
Mówiła prawdę, a przynajmniej chciała za wszelką cenę sobie wmówić, że tak
jest.
- W takim razie nie mam wątpliwości – spojrzał na nią i
pocałował ją delikatnie. Rose lekko oparła dłonie na jego torsie i odwzajemniła
delikatny pocałunek chłopaka, z uczuciem.
- Jesteś cudowna – szepnął w jej usta i uśmiechnął się
uroczo, odsuwając się na krok. – Ale wiesz, że on mnie zabije?
- A wiesz, że on uważa mnie za nic? – Spojrzała na niego.
– Że powiedział, że nie jestem w twoim typie? – Oparła dłonie o jego tors. –
Mam. Go. Gdzieś. – powiedziała, podkreślając każde ze słów. – Mam gdzieś zdanie
tego zadufanego w sobie dupka, który myśli, że wszystko mu wolno. Chcę być
szczęśliwa. Z tobą.
- Po prostu uważa, że do siebie nie pasujemy. Nie bierz
jego słów tak do serca, widzisz, on teraz nie ma zbyt dobrego okresu, mała –
powiedział spokojnie, patrząc w jej oczy. Rose westchnęła i ufnie się do niego
przytuliła.
- Grałam z nim i, hm… przez ponad tydzień może być…
trochę dziwnie – powiedziała cicho, gdzieś w okolice jego torsu. Musiała mu o
tym powiedzieć, skoro mieli być razem.
- Znowu graliście w prawdę czy wyzwanie? – spojrzał na
nią rozbawiony i pokręcił głową z lekkim politowaniem. – Co ta nuda robi z
człowiekiem… I co takiego ten mój przebiegły przyjaciel wymyślił, co?
- Znowu – westchnęła, nie pytając o to skąd chłopak wie o
ich wcześniejszych grach. Później pomyślała, że w końcu są najlepszymi
przyjaciółmi i Scorpius musiał mu o tym powiedzieć. – Co wymyślił? Że przez
półtorej tygodnia mam wykonywać każde jego zadanie, z uśmiechem na ustach i
słowami „panie Malfoy”, za każdym razem, kiedy będę się do niego zwracać. –
Skrzywiła się lekko i spojrzała na niego. Oboje zdawali sobie sprawę, że jeśli
chodzi o zadania, to Scorpius miał całkiem dobrą wyobraźnię. Corn roześmiał się
dźwięcznie.
- Dobry jest, ale musiałaś go nieźle podpuścić! – uniósł
brew. Rose spojrzała gdzieś w bok, próbując się nie zarumienić.
- Nie rozmawiajmy o tym – westchnęła cicho. – Już
wystarczająco często wasz dom mówi o tym, że się z nim przespałam. Dwa razy. –
Skrzywiła się na wspomnienie tamtej nocy, kiedy Scorpius się upił. Pamiętała te
delikatne pocałunki na jej szyi, leniwe pocałunki, delikatny dotyk jego rąk…
Zagryzła wargę, by nie westchnąć.
- Wiesz jacy są ludzie, uwielbiają plotkować. –
Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. – Jestem pewien, że Scorpius nie
przesadzi – powiedział, jednak jego ton wyraźnie wskazywał, że chłopak nie jest
pewien swoich słów. Obydwoje wiedzieli do czego zdolny jest chłopak, a jeszcze
teraz, kiedy był na nich taki wściekły… mógł być podły, bo zdolny do
wszystkiego co najgorsze.
- Sam w to nie wierzysz, Corn. Będzie chciał się zemścić,
znasz go, wiesz jaki potrafi być podły. – Oparła czoło o jego tors.
- Nie przejmuj się, to tylko dziesięć dni. – Próbował ją
pocieszyć, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Lekko się odsunęła.
- Aż dziesięć dni – powiedziała i spojrzała na niego. –
Idziemy na śniadanie? – spytała, splatając ich palce razem. Idealnie ze sobą
kontrastowali, pod każdym względem. Rose była wybuchowa i miała gorący
temperament, natomiast Corn był spokojny i delikatny w stosunku do niej. Rose
była blada i piegowata – Corn był mulatem. Uśmiechnęła się, spoglądając na ich
splecione dłonie.
- No jasne, chodź. – Pociągnął ją do przodu i razem
ruszyli w kierunku Wielkiej Sali. Już po drodze ludzie komentowali tą nietypową
parę.
Trzymała go za rękę i próbowała dorównać kroku. Szła
dumnie wyprostowana z uroczym uśmiechem na piegowatej buzi. Corn był dla niej
jedną z ważniejszych osób, dlatego ucieszyła się, kiedy jednak chciał z nią
być, znowu. Weszli do sali i skierowali swe kroki ku stołowi Slytherinu.
Scorpius spojrzał na nich obojętnie, pokazując, że w
ogóle go nie obchodzą, mimo iż w rzeczywistości był oburzony, wstrząśnięty i
zły. Nie okazywał tego, nawet wtedy, kiedy rudowłosa usadowiła się tuż obok
niego, a Corn zajął miejsce po jej lewej stronie i objął ją w pasie. Blondyn
tylko zacisnął wargi, by czegoś nie powiedzieć. Rose natomiast uroczo się
uśmiechnęła i spojrzała na Scorpiusa, obdarzając go niemiłym spojrzeniem.
- Cześć Weasley – rzucił.
Spojrzała na niego wyniośle i odwróciła się twarzą do
Zabiniego. Wczoraj powiedział zbyt wiele krzywdzących słów, nie była gotowa by
mu wybaczyć.
- Przywitaj się ze mną – zażądał.
Ze złości zacisnęła zęby i w myślach policzyła do
dziesięciu. Kiedy przeszła jej ochota na zamordowanie go, spojrzała na niego.
- Dzień dobry panie Malfoy – wysyczała jadowicie. Kilka
osób otrzepało się, słysząc jej ton, ale Scorpius uśmiechnął się z
zadowoleniem.
- Nakarm mnie – mruknął jej do ucha. Zadrżała, czując
jego ciepły oddech na swoim policzku. Corn, któremu udało się usłyszeć
nietypową prośbę chłopaka, postanowił zaoponować:
- Ale…
- Nie wtrącaj się – syknął Malfoy. Był zły.
Ruda warknęła na chłopaka przez zaciśnięte zęby i
spojrzała przepraszająco na Corna. Niechętnie spełniła prośbę Malfoya i zaczęła
go karmić. Z każdym następnym kęsem miała ochotę wepchnąć mu całe jedzenie
prosto do gardła, żeby się udusił. Scorpius postanowił jednak zrobić jej na
złość i nie udusił się. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się złośliwie i dodał
ledwo dosłyszalnie:
- Pocałuj mnie w policzek i powiedz: proszę bardzo, panie
Malfoy.
- Pogrzało cię – warknęła zirytowana.
- Słucham? – Uniósł brew.
- Dobrze słyszałeś.
- Pamiętaj, że stąpasz po bardzo cienkim lodzie. Ode mnie
zależy co będziesz robiła, bądź czego nie będziesz robiła przez najbliższe
dziesięć dni, więc uważaj – mruknął ostrzegawczo. Zarówno jego słowa, jak i ton
głosu, sprawiły, że dziewczyna w końcu się go przestraszyła. Spojrzała na Corna
z paniką w oczach. Chciała, by jakoś zareagował.
- Stary… - zaczął powoli, ale Malfoy od razu mu przerwał:
- Nie odzywaj się Zabini, tylko pogarszasz jej sytuację –
warknął. Rose zrozumiała, że nikt jej nie jest w stanie pomóc, a Scorpius na pewno
nie będzie dla niej miły. Czy niewystarczająco ją skrzywdził?
- Proszę bardzo, panie Malfoy – powiedziała jadowicie i
ledwo musnęła ustami jego policzek.
- Nie zwracaj się do mnie takim tonem. Masz być miła –
dodał i nalał sobie soku. Zazgrzytała zębami i odwróciła się do niego plecami.
- Nie odwracaj się ode mnie – powiedział ze znudzeniem. –
I przyjdź dzisiaj po lekcjach przed Wielką Salę.
- Po co? – spojrzała na niego z niechęcią. Wcześniej
nałożyła sobie jedzenie na talerz, ale teraz już nie miała ochoty na cokolwiek.
- Tego się dowiesz jak przyjdziesz, Weasley.
Nie miała ochoty już z nim rozmawiać, złapała Corna za
rękę w milczeniu, była wściekła i chciała już wyjść. Była na niego wściekła.
- Wykrzycz: Scorpius Malfoy jest cudowny! – palnął nagle.
- Przestań się nade mną znęcać, Malfoy – warknęła ze
złością.
- Nie – odparł nonszalancko.
- Bo? Co ja ci zrobiłam, co?
- Nic, po prostu na tym polega gra. Słucham.
Corn milczał, żeby jeszcze bardziej nie pogrążyć
dziewczyny. Rose poczuła piekące łzy pod powiekami. Jak mógł się tak nad nią
znęcać? Był wściekły, nie wiedziała dlaczego. Może było to winą ich wczorajszej
rozmowy? Ale przecież to on bardziej ją skrzywdził niż ona jego.
- Scorpius Malfoy jest cudowny! – zawołała, chociaż
włożyła w ten krzyk tyle jadu i niechęci, że aż kilka osób otrząsnęło się ze
strachem. W jej głosie była nienawiść. Zwykłą, czystą nienawiść.
- Mógłbym się przyczepić do tonu, ale niech ci będzie.
Znaj moje dobre serce, możesz iść – powiedział, a ona natychmiast odwróciła się
plecami do niego. Z niechęcią spojrzała na swój talerz. Nic nie tknęła.
- Mała, zjedz coś – szepnął Corn, z wielkim przejęciem.
- Nie mam ochoty, przepraszam – powiedziała cicho i
wstała. Obrzuciła blondyna nienawistnym spojrzeniem i, nie czekając na Zabiniego,
wyszła z Sali, ciągnąc za sobą torbę. To był początek pierwszego dnia, a co
dopiero będzie za dziesięć dni? Wolno poszła w stronę schodów. Była głodna, ale
przeszła jej ochotna na zjedzenie czegokolwiek.
Miała go serdecznie dosyć i było jej przykro. Nie
sądziła, że chłopak, z którym kilka dni wcześniej prawie się przespała, teraz
pałał do niej tak wielką niechęcią. Nic do niej nie czuł.
***
Stała pod szklarnią, była nerwowa, głodna i bardzo
potrzebowała by ktoś pojawił się przy niej i w końcu ją przytulił. Chciała, by
przyszedł do niej Corn, przytulił ją i powiedział, że Scorpius w końcu odpuści.
Że będzie dobrze. Nie miała pojęcia co takiego zrobiła Malfoyowi, ale
wiedziała, że jeśli cały czas chłopak będzie dla niej taki, jak na śniadaniu,
to ona tego nie wytrzyma. Już teraz ledwo dawała sobie radę.
Z niechęcią spojrzała na Scorpiusa, który podszedł do
niej i nadstawił policzek. Uniosła brew, mimo iż doskonale wiedziała co ten
gest oznacza.
- Chyba nie jesteś aż taka tępa? Pocałuj mnie w policzek.
Zacisnęła wargi i niechętnie musnęła jego policzek,
akurat w chwili, w której nauczyciel przyszedł otworzyć cieplarnię. Neville
Longbottom spojrzał na Rose ze zdziwieniem, ale odchrząknął i wpuścił uczniów
do pomieszczenia. Mężczyzna był przyjacielem rodziny i ojcem chrzestnym Hugona,
więc widok Rose całującej Malfoya musiał go zdziwić.
Rudowłosa nawet nie spojrzała na nauczyciela. Wolałaby,
żeby mężczyzna zachował dla siebie ten niecodzienny widok i nie wspomniał o tym
jej rodzicom, bo zdawała sobie sprawę, że jej ojciec źle zniósłby wiadomość, że
Rose ma jakikolwiek bliższy kontakt z jakimkolwiek Ślizgonem, a zwłaszcza z
Malfoyem. Nie słuchała nauczyciela, zagłębiła się w swoje nieprzyjemne myśli.
To był jakiś chory sen.
Neville wytłumaczył im krótko czym będą zajmować się na
dzisiejszej lekcji i kazał przejść do części praktycznej. Zarówno Rose, jak i
Scorpius w momencie pomyśleli o tym samym, ale żadne z nich się nie odezwało.
Nie patrzyła na Malfoya. Zajęła się swoją roślinką, mimo
iż czuła spore zażenowanie. Najchętniej wróciłaby do swojego dormitorium i
przespała zły humor blondyna. Nie usłyszała kiedy do niej podszedł, ale poczuła
gdy zbliżył się do niej za bardzo i szepnął jej do ucha:
- Powiedz do mnie: kochanie,
pomóc ci?
- Nie przeginaj – odpowiedziała cicho, patrząc na niego.
- Nie zwracaj się tak do mnie – mruknął. Zabini spojrzał
na Rose pokrzepiająco, ale nic nie powiedział.
- Dlaczego to robisz? – spytała cicho. Jej oczy zaszkliły
się od łez.
- Sama powiedziałaś, że taki właśnie jestem – wysyczał
jej do ucha. Spięła wszystkie mięśnie, przestraszył ją swoim zachowaniem.
- Jesteś obrzydliwy, Malfoy – powiedziała, patrząc mu w
oczy.
- Możliwe – mruknął i złapał ją w pasie. – Ale nie
zmieniaj tematu, tylko rób co mówię.
- Może ci pomóc, kochanie? – spytała, ledwo powstrzymując
drżenie głosu. Chciało jej się płakać, ale wiedziała, że nie może się przy nim
rozpłakać.
- Głośniej, ledwo ja cię słyszałem.
- Kochanie, może w czymś ci pomóc? – zapytała głośniej.
Wszyscy, włącznie z nauczycielem, spojrzeli na nich. Rose przepraszająco
spojrzała na swojego chłopaka. Corn pokiwał tylko głową uspokajająco.
- Nie trzeba, mała – powiedział i ostatnie słowo wysyczał
jadowicie, patrząc na Zabiniego. Ludzie patrzyli na nich jak na całkiem dobry
film.
- Puścisz mnie w końcu? – spytała cicho.
Scorpius zabrał rękę i uśmiechnął się drwiąco. Podszedł
do swojej rośliny i zaczął się nią zajmować. Oboje pamiętali ostatnią lekcję,
spojrzeli na siebie, ale szybko odwrócili wzrok. Pojawiło się szybkie ukłucie
żalu. Odwróciła się do Corna, w oczach miała łzy. Corn podszedł do niej i
delikatnie przytulił do siebie przestraszoną dziewczynę. Nauczyciel dyskretnie
do nich podszedł.
- Coś się stało, Rose? – zapytał troskliwie. Scorpius
wszystkiemu przyglądał się z zimnym rozbawieniem. Ruda spojrzała na
nauczyciela, wciąż tuląc się do Zabiniego.
- Nie, nic – powiedziała cicho. – Po prostu mam gorszy…
Mam gorszy dzień – powiedziała, powoli próbując powstrzymać drżenie głosu. W
dalszym ciągu wtulała się w chłopaka.
- Na pewno? –
spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Tak, na pewno – powiedziała cicho. – Ale dziękuję za
troskę – uśmiechnęła się, trochę z przymusu. Neville był przyjacielem rodziny i
zawsze traktowali go jak wujka.
- Dobrze, ale jakby coś się działo to zawsze możesz się
do mnie zgłosić – zapewnił ją cicho. – A teraz wracaj do pracy, chyba że wolisz
iść do dormitorium, skoro źle się czujesz? – spytał, ale pokręciła głową. To
byłoby tchórzostwo.
- Poradzę sobie. Corn mi pomoże – westchnęła.
- To dobrze – powiedział i zaczął oglądać rośliny innych.
- Nie przejmuj się, nie jest tak źle – mruknął niepewnie.
- Żartujesz sobie ze mnie? Nie jest źle? – uniosła brew.
– Corn, to dopiero pierwszy dzień, nie zauważyłeś kogo on próbuje ze mnie
zrobić? Co próbuje zrobić? Chce, żebyśmy się rozstali, nie widzisz tego?
- Nie sądzę, nie daje żadnych zadań związanych ze mną –
zauważył, a Rose westchnęła cicho.
- Właśnie. Robi wszystko, żeby wyszło, że jestem… że
jestem jego. Że może ze mną zrobić wszystko. Mam go całować, przytulać i
traktować jak ósmy cud świata… Jak to wygląda? Jakbym działała na dwa fronty.
Tu buzi z jednym, tu buzi z drugim… - spuściła głowę.
- On chce wywołać we mnie zazdrość, zemścić się na tobie,
pewnie za poprzednie zadania. I zemścić się na mnie, za to, że go okłamałem – szepnął.
– Ale nie martw się, przecież ja wiem, że to tylko zadania.
- Ty to wiesz i ja to wiem, ale reszta szkoły tego nie
wie – powiedziała cicho. W końcu jednak zabrali się za swoje roślinki, cicho
rozmawiając nad nimi. – W ogóle nie powinnam dopuścić do żadnej z tych gier –
mruknęła słabo.
- Ale dopuściłaś. I sama pewnie nieźle dałaś mu w kość –
powiedział, po czym zdał sobie sprawę, że na pewno jej nie pociesza, więc
zamilkł.
Przez dłuższą chwilę pracowali nad swoimi roślinkami w
milczeniu. Rose zdawała sobie sprawę, że to ona musi powiedzieć Cornowi całą
prawdę o tym, co ostatnio wydarzyło się w Pokoju Życzeń. Lepiej będzie, jeśli
ona to powie, nim Scorpius postanowi jeszcze bardziej się na niej zemścić.
Bezmyślnie zajmowała się roślinką, nie była gotowa by powiedzieć mu to
wszystko.
- Coś przede mną ukrywasz, prawda? – spojrzał na nią.
Kiwnęła głową, nie odrywając wzroku od rośliny. Tak wiele wydarzyło się w ciągu
ostatnich dni, a ona nie chciała stracić Corna tylko przez jakieś głupie gry w
prawdę czy wyzwanie.
Spojrzała na niego.
- Mów – poprosił.
- To… To nie miejsce na taką rozmowę – powiedziała,
rumieniąc się jak dorodne jabłuszko.
- Przestraszyłem się. Dobra, to wieczorem u mnie?
Ponownie kiwnęła głową i cicho westchnęła.
- Tylko… tylko mnie nie oceniaj, dobrze?
- Ja? No coś ty – uśmiechnął się i cmoknął ją w policzek.
Zadzwonił dzwonek, chłopak spakował swoje rzeczy i wyszedł, a Rose jeszcze
chwilę zajęła się roślinką. W końcu skończyła i podeszła do nauczyciela, aby ją
oddać.
- Dziękuję Rose. I pamiętaj, jakby co, to zgłaszaj się do
mnie, zawsze ci pomogę – spojrzał na nią uważnie. Już chciała coś odpowiedzieć,
ale Scorpius się wtrącił:
- Weasley, zanieś moje rzeczy do mojego dormitorium, nie
mam teraz czasu tam iść – mruknął i wyszedł, zostawiając swoją torbę na ławce.
Przełknęła ślinę.
- Dobrze, obiecuję – powiedziała i uśmiechnęła się słabo
do mężczyzny. Zbladła, gdy usłyszała komentarz Scorpiusa, ale nic nie
powiedziała na ten temat. – Wujku, proszę cię, nie mów nic rodzicom.
- Martwi mnie to, co się dzieje, Rose. Ale dobrze, nie
powiem. Nie pozwalaj sobą pomiatać, proszę.
Westchnęła, ale nic nie powiedziała. Zabrała swoje rzeczy
i rzeczy Scorpiusa. Ugięła się pod ich ciężarem.
- Rose, nie musisz nosić jego rzeczy – oburzył się
Neville.
- Przepraszam wujku, ale muszę. Tym razem muszę –
westchnęła. – Kiedyś na pewno ci to wytłumaczę, obiecuję. Ale póki co mi po
prostu zaufaj, dobrze?
- Dobrze, chociaż nie ukrywam, że martwię się o ciebie.
Uśmiechnęła się tylko słabo i wyszła z cieplarni. Powoli
szła w stronę szkoły, uginając się pod ciężarem rzeczy swoich i Scorpiusa. Nie
chciała iść do niego do pokoju, więc zaklęciem wysłała jego rzeczy do
dormitorium. Żałowała, że Corn na nią nie poczekał, ale nie mogła mieć do niego
pretensji.
Za nią dopiero dwanaście godzin, gdzie następne dwieście
dwadzieścia osiem? Była przerażona.
***
Z całą pewnością mogła przyznać, że czuje się jak
przedmiot. Scorpius wydawał jej różne polecenia, a ona musiała je wykonywać, bo
każdy protest sprawiał, że dziewczyna czuła się przez niego jeszcze bardziej
poniżona.
Z niechęcią zeszła po lekcjach na dół, pod Wielką Salę.
Szła, uśmiechając się sztucznie, jakby próbowała pokazać, że wszystko jest w
porządku, nic jej nie przeszkadza i całkiem dobrze znosi tą całą sytuację z
zadaniami. Nie miała jednak pojęcia czego chłopak mógłby od niej chcieć i coraz
bardziej zaczynała się tego obawiać.
- Hej – przywitał się, podchodząc do niej.
- Cześć – powiedziała cicho, wyrwana z rozmyślań.
Spojrzała na niego.
- Ekhm? – uniósł brew.
- Co?
- Albo udajesz, albo po prostu jesteś taka tępa. Nie tak
się miałaś ze mną witać – zauważył.
- Nie było mowy, że tak mam się z tobą witać za każdym
razem – powiedziała chłodno, sądząc, że znowu chodzi mu o buziak w policzek.
- Miałaś się do mnie zwracać per panie Malfoy. Jakbyś
była inteligentna, to zrozumiałabyś, że wiąże się to z mówieniem „dzień dobry”,
za każdym razem. Ale skoro nie jesteś taka inteligentna to powtórzę to jeszcze
raz. Masz się w ten sposób witać ze mną za każdym razem.
- Dzień dobry panie Malfoy – warknęła zirytowana.
- I jak już mówiłem, nie tym tonem.
- Przywitałam się. Co teraz?
- Zawiąż mi buty – rzucił od niechcenia. Podczas gry w
prawdę czy wyzwanie te zadania wyobrażał sobie zupełnie inaczej. Miały być
raczej czystą zabawą, przekomarzaniem się, ale niestety wiele się zmieniło.
Teraz chciał ją za wszelką cenę poniżyć, upokorzyć i mało obchodziły go jej łzy
czy smutna twarz.
Zacisnęła wargi, ale posłusznie postanowiła wykonać jego
rozkaz. Kucnęła więc, nie patrząc na twarz chłopaka i powoli zawiązała jego
buty. Wyprostowała się z dumną i zauważyła, że kilka osób im się przyglądało.
Miała ochotę go udusić.
- Pocałuj mnie – powiedział spokojnie. Niechętnie
pocałowała go w policzek, a chłopak się skrzywił. Nie o to mu chodziło. - Nie
prowokuj mnie, Weasley. Masz mnie normalnie pocałować
Niechętnie przysunęła się do niego i pocałowała go bardzo
delikatnie. Za chwilę jednak odsunęła się, co wyraźnie nie spodobało się
blondynowi. Podparł ją o ścianę i przytrzymał w pasie, pochylając się nad nią.
- Teraz mnie naprawdę pocałuj, z zaangażowaniem – szepnął
jej do ucha i spojrzał na jej twarz. Wzięła głębszy oddech i powoli pocałowała
go z takim samym zaangażowaniem, jak wtedy, kiedy przed nim tańczyła. Jak w
pokoju życzeń, gdy było miło. Delikatnie objęła jego szyję, ale chłopak odsunął
się od niej, próbując zachować obojętny wyraz twarzy, jakby ten pocałunek w
ogóle na niego nie zadziałał. Spojrzał na nią uważnie.
- Dlaczego… - zaczął, ale nie dokończył. Zamiast tego
powiedział zimno: - Możesz iść, ale się ze mną pożegnaj.
- Do widzenia, panie Malfoy – powiedziała i wyminęła go.
Miała wielką nadzieję, że po tym pocałunku chłopak w
końcu się uspokoi i przestanie się na niej wyżywać. Nie miała jednak pojęcia,
że Scorpius dopiero się rozgrzewa z żenującymi pytaniami i zadaniami.
***
Rose przyszła wieczorem do dormitorium chłopców.
Uśmiechnęła się z ulgą, zauważając, że Corn siedzi tam sam na swoim łóżku i
nikogo więcej nie ma. Cicho zamknęła za sobą drzwi i powoli podeszła do niego.
- Cześć – powiedziała cicho.
- Hej – uśmiechnął się i poklepał miejsce obok siebie. –
Przyszłaś pogadać? To mówmy teraz, póki możemy, bo niedługo przyjdzie potwór –
mrugnął do niej, uśmiechając się. Usiadła przy nim.
- Wszystko zaczęło się w pociągu – powiedziała cicho. –
Jak pewnie wiesz, zostaliśmy zamknięci w jednym przedziale, na całą podróż. Nie
chciałam z nim jechać, nie po tym, jak nazwał mnie szlamą na Pokątnej – mówiła
cicho, nie patrząc na Corna. Trochę się denerwowała.
- Opowiadał mi wszystko, co działo się w pociągu, ale nie
chciał się przyznać co działo się w Pokoju Życzeń.
- Prócz tych wszystkich zadań? Jego… jedno z jego zadań,
którego na nic nie mogłam wymienić, miało na celu, no… grę w rozbieranego
pokera – mruknęła. Corn dobrze wiedział, że Rose nie potrafiła w to grać.
- Przecież ty nawet nie znasz zasad!
- Wytłumaczył mi je, ale udało mi się wygrać tylko kilka
partii… On wygrał całość – Rose była już mocno zarumieniona. – Pozwolił mi
wybrać między zadaniem, a rozebraniem się do końca, więc zdecydowałam się na…
na zadanie.
- Aż się boję – spojrzał na nią i skrzywił się. Nie
podobała mu się sytuacja.
- Miałam przed nim zatańczyć, tak, jak stałam. Niby nic
trudnego, przecież to tylko zwykły taniec – westchnęła. – Ale nie było łatwo,
było trudno, bo wiedziałam, że patrzy… Że jest pierwszym, który widzi mnie
prawie nagą – mruknęła, a policzki paliły ją żywym ogniem, wstydziła się o tym
mówić.
Corn objął ją ramieniem i pogłaskał po włosach.
Wiedziała, że musi dokończyć, ale to był najbardziej żenujący moment.
- Wstał i mnie pocałował – powiedziała jeszcze ciszej.
Brunet spojrzał na nią zdziwiony.
- Odepchnęłaś go?
- Nie – wydusiła po chwili milczenia. Bała się spojrzeć
na niego.
- Słucham? – Nie spodziewał się tego.
- Nie odepchnęłam go – powtórzyła i spojrzała na niego.
Policzki paliły ją ze wstydu. – Brakowało tylko krótkiej chwili, żebym straciła
dziewictwo z kimś, kto dzisiaj traktuje mnie jak ścierwo. – Czekała, aż Corn
zareaguje. Odrzuci ją, wyzywa, zostawi. Była niemal pewna, że właśnie taka
będzie jego reakcja, więc zdziwiła się, gdy objął ją w pasie i mocno przytulił.
- Tak mi przykro, Rose.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Spodziewała się
niemalże każdej reakcji, ale nie czegoś takiego.
- Wiem, że cię to martwi, ale on ma teraz trudny czas,
przejdzie mu. – Uspokajał ją, głaszcząc po włosach i tuląc do siebie.
- Oczywiście. Przejdzie mu. Jak tylko zrobi ze mnie
dziwkę na oczach całej szkoły. Tak jak dzisiaj.
- Daj spokój, przecież nie jest tak źle. – Zaryzykował
stwierdzeniem, chociaż domyślał się, że dziewczyna zaraz się oburzy.
- Widziałeś co się stało przed Wielką Salą? – Uniosła
brew.
- Nie – spojrzał na nią zdziwiony.
- Właśnie. Nie widziałeś, kiedy kazał mi wiązać sobie
buty i kiedy kazał mi się całować. Z wielkim zaangażowaniem, mocno przypierając
mnie do ściany. Dalej uważasz, że nie jest źle?
- Co ci kazał zrobić?! – Oburzył się. – Stłukę go za
dziesięć dni, obiecuję.
- Słyszałeś – westchnęła. – Za dziesięć dni będę dla
całej szkoły tą, która puszcza się ze Ślizgonami. Piękna reputacja, piękna.
- Rose, nie martw się. Niech ludzie gadają co chcą, czy
to ważne? – spytał i spojrzał na nią. – Zostaniesz na noc? Nie chcę żebyś była
sama.
- Zostanę – powiedziała i wtuliła się w niego. – Dla mnie
to nie jest ważne, ale pomyśl co będzie, kiedy moi rodzice się o tym dowiedzą.
Ojciec wpadnie w szał…
- A skąd mają się dowiedzieć?
- Pamiętaj, że mam młodszego brata w tej szkole. Poza tym
jest jeszcze James, Teddy, nasz nauczyciel z zielarstwa… no i ta pieprzona Lily
– westchnęła.
- Dlaczego zawsze kiedy o niej wspominasz jesteś zła?
- Bo jej nienawidzę. Bo jest mała, słodka i urocza.
Ukochana córeczka, ukochana chrześnica… Po prostu ja i ona nigdy nie darzyłyśmy
się żadnym pozytywnym uczuciem i tak już zostanie.
- Jesteś o nią zazdrosna?
- Nie – spojrzała na niego. – To nie zazdrość…
- A co?
- To długa historia, a ja nie mam ochoty dzisiaj o niej
rozmawiać – westchnęła.
- Dobrze – szepnął. Położyli się na jego łóżku i Rose
lekko się w niego wtuliła. Leżeli tak przez chwilę, przytuleni do siebie, ale
ich sielankę przerwało trzaśnięcie drzwi.
- Weasley? – Usłyszała głos Scorpiusa i mocniej zacisnęła
powieki.
Wtuliła się w ciepły tors mulata, próbując się uspokoić i
odpocząć. Czuła się przy nim bezpieczna, a w takich chwilach jak ta Corn był
dla niej sporym oparciem. Bała się, co tym razem Scorpius wymyśli.
- Weasley, skoro już tu jesteś, to zdejmij mi buty.
Nie poruszyła się, słysząc jego słowa. Mocniej wtuliła
się w ciepłe ciało swojego chłopaka, chociaż poczuła jak Corn spina mięśnie.
Milczał jednak, zdając sobie sprawę, że tylko pogorszyłby sytuację swojej
dziewczyny.
- Nie słyszałaś?
- Słyszałam – warknęła i powoli wysunęła się z objęć
Corna. Zeszła z łóżka i z odrazą spojrzała na Malfoya. Nie potrafiła zrozumieć
tego, jak ten chłopak mógł być tak odmienny w stosunku do niej. Najpierw miły i
uroczy, a później zadający bolesne ciosy dziewczynie.
- Nie patrz na mnie w ten sposób. I po raz setny
powtórzę, żebyś nie mówiła do mnie tym tonem, bo gorzko tego pożałujesz. Póki
co jestem delikatny – warknął.
- Delikatny jak głodny hipogryf – mruknęła pod nosem,
ledwo dosłyszalnie. Podeszła do łóżka Scorpiusa i klęknęła przed chłopakiem.
Czuła się poniżona, a najgorsze było to, że wszystkiemu przyglądał się Corn.
- Nie igraj ze mną – mruknął i zdjął krawat.
Nie spojrzała na niego, gdy powoli rozwiązała jego
sznurówki i zdjęła buty chłopaka. Czuła się upokorzona, jeszcze bardziej niż
wtedy, kiedy Scorpius kazał zawiązać sobie buty przed całą szkołą.
- Spójrz na mnie – zażądał.
Bardzo dobrze bawił się jej poniżeniem. Klęczała przed
nim na podłodze i patrzyła na niego, co z boku wyglądało dosyć dwuznacznie.
Szybko zdjęła jego buty i wróciła do Corna, mocno w niego wtulając. Było po
niej widać, że już teraz ma dość i bardzo chciała, żeby Malfoy w końcu dał jej
spokój, jednak zdawała sobie sprawę, że on dopiero zaczął się rozkręcać.
- Zdejmij bluzkę – rozkazał, co było zupełnie bez sensu,
ale Rose wiedziała, że chciał ją jeszcze bardziej zawstydzić i upokorzyć przy
Zabinim. Spłoszona spojrzała na Corna, szukając w nim oparcia, pomocy.
- Scorpius, proszę… - zaczął spokojnie Zabini, ale został
zbyty niedbałym machnięciem ręką.
- Nawet nie próbuj, nic to nie da. Chyba, że koniecznie
chcesz pogorszyć jej sytuację. – Scorpius uniósł brew i nalał sobie ognistej
whisky. Przed jego oczami mignęło kolejne wspomnienie, tym razem to, jak
pomagała mu, kiedy się upił i jak brutalnie ją potraktował, jak teraz ją
traktował. Odpędził je od siebie jak najszybciej i wyczekująco spojrzał na
dziewczynę.
Usiadła na łóżku i powoli zaczęła rozpinać guziki białej
koszuli. Ręce drżały jej tak bardzo, że miała problem z rozpinaniem, ale
próbowała tego nie okazać. W tamtej chwili obiecała sobie, że więcej nikomu nie
pomoże, a już na pewno nie jemu. Nie okaże nawet odrobiny serca, bo zawsze źle
na tym wychodziła. Palce ślizgały się po malutkich guziczkach, była
wystraszona. Scorpius usiadł na łóżku i założył ręce na piersi, patrząc na nią
ze znużeniem. Rose ani razu na niego nie spojrzała. W końcu jednak udało jej
się porozpinać wszystkie guziczki i zdjąć koszulę. Złożyła ją i odłożyła na
bok. Czuła się zażenowana tym, że Corn na nią patrzył. Patrzył i nic nie mógł
zrobić.
Corn przyciągnął ją do siebie i przytulił. Spojrzał ze
złością na Scorpiusa, tuląc do siebie rudowłosą. Dziewczyna z każdą chwilą
przypominała biedne, spłoszone zwierzątko, które trafiło w jakąś nieszczęsną
pułapkę i nie potrafiło się z niej uwolnić. Nie spodziewała się po Scorpiusie
takiej mściwości i braku jakiejkolwiek delikatności. Nie wiedziała co go
opętało, była przez to przerażona.
Scorpius udawał, że go to wszystko nie wzrusza. Nalał
alkoholu do drugiej szklanki i podał ją Cornowi.
- Pij – mruknął. Z początku chciał zaproponować to Rose,
ale w ostatniej chwili przyszło mu do głowy, że rozluźniłaby się za bardzo, a
on tego nie chciał. Chciał, żeby była jak najbardziej zażenowana i zawstydzona.
- Słucham? – Corn spojrzał na niego zdziwiony, ale upił
trochę whisky.
- Weasley, przynieś mi z pokoju wspólnego książkę do
Transmutacji, chyba ją tam zostawiłem – powiedział spokojnie.
Ruda niechętnie sięgnęła po swoją koszulkę i wstała z
łóżka. Założyła koszulę na ramiona i zaczęła zapinać guziczki.
- Czekaj! – Scorpius zaśmiał się ironicznie. – Nie
kazałem ci się ubierać.
- Bez koszulki nie zejdę na dół, Malfoy. Możesz mnie za
to ukarać jak chcesz, ale tam nie pójdę – powiedziała zdecydowanym głosem.
- To pójdź w mojej koszulce. – Uśmiechnął się złośliwie.
Rudowłosa zacisnęła zęby, powstrzymując się przed
przekleństwem, ale sięgnęła po jakąś koszulkę Scorpiusa. Zdjęła swoją, którą
ledwo założyła i, nie patrząc na Zabiniego, ubrała tą, którą dostała od
blondyna.
- Możesz iść – rzucił łaskawie, zupełnie nie przejmując
się tym, jak wyglądała dziewczyna i tym, że zaczynała się go bać. Obrzuciła go
jeszcze niechętnym spojrzeniem i wyszła z dormitorium.
Niechętnie zeszła na dół, do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Już dzisiaj, zaledwie po kilku godzinach, Rose miała psychicznie dosyć. Nie
wiedziała dlaczego Scorpius zamierzał ją zniszczyć, ale wiedziała, że zbyt
długo nie wytrzyma.
W za dużej koszulce Scorpiusa i swojej szkolnej
spódniczce wyglądała dosyć jednoznacznie. Musiało to być również bardzo nietypowe,
zważając na fakt, iż najpierw poszła do dormitorium, do Corna, a później wyszła
w koszulce Malfoya. Doskonale zdawała sobie sprawę jak ludzie to odbiorą.
Miała obawy. Ogromne. Chciała jak najszybciej odebrać tę
książkę i uciec do swojego chłopaka. Nienawidziła tego domu, prawdopodobnie
dlatego, że w pewien sposób odczuwała dyskomfort, przebywając w towarzystwie
Ślizgonów. Wiedziała, że przy nich nie można się w pełni rozluźnić, zwłaszcza
kiedy się jest Gryfonem.
Rozejrzała się po pomieszczeniu za książką do
transmutacji i aż jęknęła w duchu, kiedy ją zauważyła. Leżała na stoliku przy
kominku, pomiędzy kanapą i dwoma fotelami, w których siedziała grupa Ślizgonów
z szóstego i siódmego roku. Prócz rzeczonej książki na blacie stolika stały
butelki po Ognistej Whisky i Kremowym Piwie. Spojrzała na nich niepewnie. Znała
ich. Prócz trzech osób ze ślizgońskiej drużyny Quidditch’a siedział również
prefekt Domu Węża, dwój szósto rocznych i jeden piątoklasista. Zachowywali się
głośno, co ewidentnie wskazywało na stan po wypiciu magicznego trunku.
Na Merlina, dlaczego?
Czy ta książka nie mogła sobie po prostu grzecznie leżeć, sama, bez niczyjego
towarzystwa w pobliżu? Co ja, Merlinie, zrobiłam, że mnie tak karzesz? – spytała w duchu sama siebie i westchnęła. Serce
podeszło jej do gardła z nerwów, kiedy zrozumiała, że musi do nich podejść. - Cholera, cholera, cholera! Dlaczego to
akurat muszą być podpici Ślizgoni? Dlaczego to nie mogą być, na przykład,
James, Hugo i Albus? Ktokolwiek? – westchnęła do siebie w myślach, ale
zaraz wzięła się w garść.
Była Weasley, w dodatku TĄ Weasley! Rudą, złośliwą, która
od pierwszej klasy wojowała ze wszystkimi Ślizgonami. Ale jednak się obawiała,
nie miała pojęcia co może się wydarzyć. Nagle zdała sobie sprawę, że dużo
bardziej wolałaby się rozebrać przy Malfoyu i Zabinim niż zejść prosto w
paszczę lwa, a raczej węża.
Wzięła kolejny głębszy oddech, a serce waliło jej jak
oszalałe.
Weź się w garść,
Rose! Jesteś Gryfonem, jesteś odważna i żaden Ślizgon nie jest ci straszny. Nie
bój się, nie ma czego. Weźmiesz książkę i wrócisz, jakby nigdy nic – zganiła się w myślach i pewnym krokiem ruszyła po to,
po co przyszła.
Nie przewidziała tylko jednego – że pijany Ślizgon to
nieprzewidywalny Ślizgon, a słodki rudzielec w męskiej koszuli może być całkiem
łakomym kąskiem.
Podeszła do stolika i wyciągnęła rękę po książkę. Ledwo musnęła
palcami twardą okładkę, a ktoś zacisnął dłoń na jej chudym nadgarstku. Straciła
na moment refleks. Spojrzała na chłopaka, który ją trzymał, starając się
jednocześnie wyrwać i zachować spokój.
- Przyszłaś po więcej? – spytał, mocniej zaciskając palce
na jej nadgarstku. – Czyżby tamci już ci nie wystarczali? A może się nie
spisują? – spytał i rubasznie się roześmiał, a razem z nim roześmiało się kilka
osób.
Starała się nie słuchać ich. Próbowała wyszarpnąć swoją
rękę z żelaznego uścisku chłopaka, ale to był błąd, bo nadgarstek tylko ją
mocniej zabolał, a chłopak jednym ruchem przyciągnął ją mocniej do siebie i
wsunął dłoń pod jej koszulkę.
Przestraszyła się, zdając sobie sprawę, że sama nie da
sobie z nim rady. A nawet jeśli da radę z nim, to on nie był sam i jego koledzy
spróbują zrobić coś więcej.
To na nic – jęknęła w myślach. – Już po mnie. Nie dam rady, ja nie mam tyle siły… Malfoy, nienawidzę
cię! – wykrzyknęła w myśli, czując jak pieką ją oczy od nadmiaru łez.
Znowu się szarpnęła, bardziej rozpaczliwie.
Siedemnastoletni pałkarz z drużyny Quidditch’a
siłą posadził ją na swoich kolanach. Miał znacznie więcej siły niż ona.
Przestraszyła się jeszcze bardziej i ostatni raz, dużo bardziej rozpaczliwie
niż uprzednio, próbowała się wyszarpnąć.
- No, Weasley, nie szarp się tak. Oboje wiemy, że masz na
to ogromną ochotę! – Zarechotał, mocniej ją obejmując w pasie. Jedna jego ręka
przesunęła się po jej brzuchu w górę, mocniej podwijając jej koszulkę. Starała
się nie rozpłakać, mimo iż była przerażona obecną sytuacją. Wzdrygnęła się z
obrzydzenia, kiedy jedna ręka chłopaka wylądowała na jej udzie, a drugą
zacisnął na lewej piersi rudowłosej.
Decyzję podjęła bez zastanowienia.
Chwyciła mocniej ciężką książkę Malfoya, zrobiła zamach i
z całej siły uderzyła chłopaka w głowę. Jęknął z bólu i puścił dziewczynę. Kant
książki rozbił mu głowę, krew zaczęła sączyć się z jego skroni. Szybko zerwała
się z jego kolan i złapała książkę, która już teraz miała połamaną okładkę.
Malfoy mnie zabije za
tę okładkę… - pomyślała ze zgrozą, ale
zaraz się za to zganiła. – Też coś! To ja
powinnam jego zabić za to, co mi zrobił! A raczej do czego doprowadził!
Spojrzała na niego, na jego sączącą się krew i grymas
bólu. Nienawidziła robić krzywdy innym, ale wiedziała, że to było od niej
silniejsze. Nim zareagował, ona uciekła z pokoju wspólnego.
Dopiero teraz zaczynało do niej docierać czego uniknęła.
Była przerażona.
Do dormitorium chłopców z siódmego roku wróciła po
dłuższym czasie, niż powinna. Była przestraszona, na bladych, piegowatych
policzkach miała świeże ślady łez i drżały jej dłonie. Koszulkę Scorpiusa miała
z jednej strony mocno podwiniętą, a lewy nadgarstek był zaczerwieniony.
Odłożyła książkę do transmutacji na szafkę nocną blondyna i usiadła na łóżku
Corna, z dala od chłopaka.
- Co się stało, Weasley? – spytał Scorpius i uniósł brew.
Corn natychmiast przysunął się do swojej dziewczyny i mocno ją przytulił,
jednak nie spodziewał się tego, co nastąpi.
Odepchnęła go z całej siły i odsunęła się tak mocno, że
niemal spadła z łóżka. Zacisnęła mocno powieki, cały czas mamrocząc jakieś
słowa pod nosem. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w taki sposób. To było
bardzo niepokojące.
- Co się stało, mała? – zapytał zdziwiony murzyn.
- Zostaw – wymamrotała cicho, nie patrząc na żadnego z
nich. Przytuliła do piersi zaczerwieniony nadgarstek i powróciła do mamrotania
słów pod nosem.
Nie widziała więc spojrzenia Corna, który niechętnie
zwrócił się z niemą prośbą do Malfoya. W końcu tylko blondyn mógł z niej
wyciągnąć tę informację, nawet przymusem.
- Mów Weasley – rzucił Scorpius. Zgrywał obojętnego, ale
mimo wszystko miał wielką ochotę podejść do niej i mocno ją przytulić.
- Przecież o to ci chodziło, prawa? – wyszeptała cicho,
nie patrząc na nich. – Chciałeś, żeby wszyscy w Slytherinie mieli mnie za
dziwkę. Żeby każdy myślał, że właśnie tego chcę. Chciałeś tego, prawa?
Chciałeś, bym cierpiała bardziej od ciebie… - szeptała bez większego ładu i
składu. – Chciałeś, by ktoś próbował wziąć mnie siłą… Ale tym razem ci się nie
udało… - W dalszym ciągu nie spojrzała na niego. Łzy pociekły po jej
policzkach.
- Co ci zrobili? – zapytał tylko.
- Przecież cię to nie obchodzi, więc po co pytasz?
- Chcę wiedzieć, a ty masz robić to, czego chcę, więc
mów. – Zdawał sobie sprawę, że ją dobija. Wiedział też, że powinien spróbować
wyciągnąć od niej informacje po dobroci, na spokojnie, ale strasznie chciał
wiedzieć co się stało. Był wściekły. Na siebie, na tego kogoś, na matkę, na
Lily, na Corna, na nią. Właściwie na wszystkich, którzy mieli z tym chociażby
najmniejszy związek.
- Nic nie zdążyli – powiedziała cicho. – Jutro… jutro
zwrócę ci za tę książkę. – Dodała ciszej. Cała tylna okładka była złamana na
pół.
- Nie gadaj bzdur, ostatnią rzeczą, którą chcę od ciebie
to pieniądze. – Przewrócił oczami. – Powiedz mi o co chodzi.
- Przecież już powiedziałam! – Dopiero teraz na niego
spojrzała. W szarych oczach czaił się strach, a łzy wciąż spływały po bladych,
piegowatych policzkach nastolatki. – Chciałeś żeby wszyscy myśleli, że jestem
wasza, prawa? – Spojrzała na niego. – Pomyśl sobie Malfoy, co pomyślała sobie
grupa podpitych Ślizgonów, kiedy Gryfonka w twojej koszuli zeszła do Pokoju
Wspólnego, chociaż wcześniej przyszła tutaj do innego Ślizgona? Pomyśl.
- Rozumiem co pomyśleli, ale nie wiem co zrobili. Chyba
nie chcesz powiedzieć, że… - Zaczął i zamarł.
- Tak, właśnie to chcę powiedzieć. – Spojrzała na niego.
- Cholera – mruknął.
- Wszystko już ok.? – szepnął Corn, był zrozpaczony.
Rose niepewnie kiwnęła głową i spuściła ją, patrząc na
swoje dłonie. Nadgarstek powoli zaczął jej sinieć. Miała delikatną,
zdecydowanie zbyt wrażliwą skórę, która reagowała na każdy, nawet całkiem
delikatny uścisk.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony –
powiedziała cicho.
- Chciałem, żeby pomyśleli, ale nie żeby… - westchnął. –
Nie schodź tam więcej po prostu i po krzyku – powiedział, całkowicie
bagatelizując tę sprawę. Rose nie zauważyła oburzonego spojrzenia swojego
chłopaka.
- Chcę… chcę wracać do siebie – powiedziała cicho.
- Nie – mruknął Scorpius. – Śpisz tutaj.
Spojrzała na niego, ale nie miała nawet siły się kłócić.
Dopiero teraz zaczęła odczuwać strach i powagę tamtej sytuacji. Drżącymi dłońmi
rozsznurowała buty i zdjęła je, później powoli odpięła guziki spódniczki i
zsunęła ją z bioder. Spojrzała na Corna, stojąc w zdecydowanie za dużej
koszulce Scorpiusa. Chciała już usiąść, aby móc się przytulić do swojego
chłopaka. Chciała w końcu poczuć się bezpiecznie.
- Nie tam, Weasley. – Scorpius spojrzał na dziewczynę z
politowaniem.
Ponownie spojrzała w stronę Malfoya. Drżała z nerwów.
Miała położyć się obok Scorpiusa? Drżącymi dłońmi sięgnęła po spódniczkę, aby
ponownie ją założyć. Było to, przynajmniej dla niej, niekomfortowe. Nie po tym
wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni.
- Nie musisz ubierać tej szmatki, Weasley. – Zaśmiał się.
Na jego słowa spięła wszystkie mięśnie, zdenerwowana. – Przecież nic ci nie
zrobię – dodał, widząc jej reakcję i przewrócił oczami. – Kładź się.
Spojrzała przepraszająco na swojego chłopaka i niechętnie
usiadła na brzegu łóżka blondyna. Stresowała się tym, że razem nie potrafili
być spokojnie. Kłócili się, przekomarzali czy całowali, ale nigdy nie byli
spokojni. Wolałaby leżeć obok Corna w spokoju, niż obok chłopaka, który bardzo
ją zranił, nie tyle swoimi czynami, co słowami wypowiedzianymi w trakcie
kłótni. Tak bardzo chciała wracać do swojego pokoju, że nie potrafiła się
uspokoić. Nerwy zaczęły w końcu wychodzić, drżała i zrobiła się lodowata ze
strachu i zdenerwowania. Scorpius przyciągnął ją do siebie, obejmując w pasie. Tym
samym zmusił ją do leżenia.
Zapanowała niezręczna cisza, niemalże boleśnie działająca
na ich zmysły.
Rose leżała na łóżku blondyna, opierając się o jego tors
i patrzyła na swojego chłopaka. Uśmiechał się do niej spokojnie, jakby ufał jej
całkowicie. Nie skrzywił się nawet wtedy, kiedy Scorpius położył dłoń na
brzuchu dziewczyny, mocniej ją do siebie przyciągając, i zamknął oczy. Ruda
nawet się nie poruszyła. Wpatrywała się w Corna, wciąż drżąc ze strachu. Potrzebowała
więcej czasu, aby się uspokoić.
Scorpius doskonale mógł wyczuć jej drżenie.
- Wyluzuj Weasley. Robię ci coś? – westchnął, patrząc na
nią. Ona jednak tylko pokręciła głową. W końcu nie drżała ze strachu przed
chłopakiem, a drżała, bo puściły jej nerwy. Położyła lodowatą dłoń na ręce
blondyna, którą obejmował ją w pasie. Była zimna, jakby dopiero co wyciągnęła
ręce z kostek lodu.
- Merlinie, co ci jest? – zapytał. Był zdezorientowany.
- Zi-zimno mi – jęknęła cicho, drżąc na całym ciele.
Niewiele zastanawiała się nad tym, że to jednak jest Malfoy, który bardzo ją
niedawno skrzywdził, a jej chłopak patrzy na nich z łóżka naprzeciw. Odwróciła
się plecami do Corna, a twarzą do Scorpiusa i mocno wtuliła się w jego ciepły
tors.
Otoczył ją ramieniem, chcąc ją ogrzać.
Lochy były zimnym miejscem, ale na pewno nie aż tak. Była
lodowata i wtulała się w niego całym ciałem, by jak najbardziej móc się ogrzać
od niego. Już dawno przekroczyli barierę intymności, ale teraz nie było to dla
niej ważne. Nie myślała o tym. Chciała się uspokoić i ogrzać. Trzęsła się z
zimna.
Corn obserwował ich ze swojego łóżka z niezadowoleniem,
ale nie skomentował tego w żaden sposób.
Oparła zimne dłonie na jego nagim, gorącym torsie.
Skrzywił się.
- Aż tak ci zimno? – spytał, a kiedy pokiwała głową
mocniej przycisnął ją do siebie. – Czemu? – Zdziwił się, patrząc na nią.
- Ne-nerwy – wydukała, nie panując nad drżeniem głosu.
- Pierwszy raz słyszę, żeby komuś było zimno z nerwów –
mruknął. Nie skomentowała tego. – Nie denerwuj się, przecież nic ci nie zrobię –
westchnął.
- Nie… nie denerwuję się – wydusiła i dopiero wtedy
zrozumiała, jaki popełniła błąd w swoich zeznaniach. Scorpius roześmiał się.
- Zimno ci z nerwów, ale się nie denerwujesz? Gubisz się
w zeznaniach!
- Nie boję się ciebie – powiedziała bardzo powoli,
pilnując, by głos jej nie drżał, ale nie wychodziło jej to najlepiej. – Dlatego
powiedziałam, że się nie denerwuję.
- A marzniesz z nerwów? Przed czym, w takim razie? –
zadrwił.
- Gdybym nie użyła twojej książki, aby się obronić, teraz
na pewno nie leżałabym tutaj, z tobą, Malfoy – powiedziała bardzo cicho.
- Jaki związek ma jedno z drugim?
Spojrzała na chłopaka. Czy Scorpius była naprawdę taki
głupi, że tego nie rozumiał? Nie zrozumiał, że dopiero teraz puściły jej emocje
i trzęsie się z tych nerwów? Była przerażona i dopiero teraz dochodziło do niej
czego udało jej się uniknąć i do czego mogło doprowadzić zwykłe zadanie
Scorpiusa.
- Nie rozumiem, Weasley. Chyba nie chcesz mi powiedzieć,
że przejmujesz się tymi idiotami z dołu?
- Scorpius… - syknął Corn, najwyraźniej mający większe
wyczucie niż jego blond włosy przyjaciel.
- Tak, Malfoy. Przejmuję się tym, że brakowało tylko
chwili i znowu ktoś zrobiłby mi krzywdę! Ale ty pewnie byłbyś zadowolony,
prawda? Tak, to byłoby największe poniżenie… Cieszyłby się, nie? – powiedziała to
z tak wielką nienawiścią, na jaką było ją stać.
- Oczywiście, że nie, Weasley. Jestem na ciebie zły,
nawet wściekły. Nienawidzę cię, ale nie chciałbym tego dla ciebie – szepnął. –
I co to znaczy znowu?
- Pomyśl. – Chciała się odsunąć i wstać. Kiedy
powiedział, że ją nienawidzi, gwałtownie zamrugała, by pozbyć się drażniących
łez. Więc jednak. Nienawidził jej. Poczuła się, jakby dostała obuchem w głowę.
Scorpius musiał zauważyć, że jego słowa bardzo ją zabolały.
- Nie – mruknął i przycisnął ją do siebie. – Nie idź,
masz zostać. Co ja takiego zrobiłem? Kiedy?
- Malfoy, zostaw mnie. Nie chcę z tobą rozmawiać. Pomyśl
co zrobiłeś ostatnim razem w pokoju życzeń – powiedziała cicho. – Ja już więcej
nie zamierzam cię za nic przepraszać – szepnęła.
- To nie rozmawiajmy, dobranoc – warknął i dodał: - panie
Malfoy, jak już. Zasady się nie zmieniły.
- Oczywiście, PANIE Malfoy. Jak PAN chce. Tylko… wie PAN,
ja nie zamierzam rozstawać się z Cornem, nawet jeśli PAN do tego dąży. –
Popatrzyła na twarz chłopaka. – Więc z łaski swojej niech PAN przestanie nas za
wszelką cenę rozdzielać, bo to się PANU nie uda – powiedziała cicho, specjalnie
podkreślając każde słowo „pan” i używając go w nadmiarze. Patrzyła na jego
twarz, dzieliły ich centymetry. Gdyby chciał, mógłby policzyć piegi na bladych
policzkach dziewczyny.
- Nie obchodzi mnie z kim się spotykasz, Weasley. Owszem,
trochę szkoda mi mojego byłego przyjaciela, ale skoro sam się o to prosił to
jego sprawa. Nie próbuję was rozdzielić, wasz związek mnie nie obchodzi.
- To przestań z tymi zadaniami! – Patrzyła mu w oczy.
Ranił ją, w dalszym ciągu ją ranił słowami.
- Moje zadania nie mają was rozdzielić. Mają po prostu
coś ci uświadomić.
- Co? – Spojrzała na niego zdziwiona. Nie wiedziała o co
mu chodzi. Coś uświadomić? Ale co? Nie rozumiała go.
- Że nie powinnaś się czuć lepszą ode mnie, bo z
pewnością nie jesteś – syknął, a to znowu zabolało. – Są one też, po części,
zemstą i dobrą zabawą – dodał.
- Zemstą? Za co? – spytała cicho, patrząc na niego. To
wszystko bolało, cała ta rozmowa sprawiała jej niewyobrażalny ból, krzywdziła
psychicznie. Cały ten dzień był dla niej jednym wielkim koszmarem, z którego
chciała się przebudzić, ale to nie było takie łatwe. – Malfoy, co ja ci takiego
zrobiłam?! – spytała, jej głos był rozpaczliwy.
- Po pierwsze: panie Malfoy. Po drugie: za wszystko. No i
to pewnie też to, że jestem taki sam jak mój ojciec, tak to również może być
przyczyną – zaśmiał się gorzko. – A teraz koniec tematu. Dobranoc.
- Sam się o to prosiłeś – powiedziała cicho. Cofnęła
lodowate dłonie z jego torsu i chciała się odwrócić, mimo iż wciąż drżała z
zimna.
- Nie – mruknął. – Nie ruszaj się i śpij. Po prostu śpij.
Spojrzała na niego. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu.
- Dobranoc, panie Malfoy – powiedziała cicho i zamknęła
oczy. Spod zamkniętych powiek ponownie popłynęły łzy. Z każdą chwilą płynęło
ich coraz więcej i więcej, nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać.
Usnęła, zapłakana.
Kiedy usnęła, blondyn otarł łzy z bladych policzków
dziewczyny i pogłaskał ją po włosach. Jego gesty były delikatne, czułe,
zupełnie niepodobne do tego, jak zachował się wcześniej. Przytulił ją i usnął,
z rudowłosą w swoich ramionach.
***
Obudziła się rano, kiedy Scorpius jeszcze spał. Obejmował
ją mocno w pasie, przytulając do siebie. Trzymał ją w swoich ramionach, jakby
próbował pokazać, że Rose do niego w jakiś sposób należy. Spojrzała na jego
twarz, był taki spokojny, a ona miała przemożną chęć przytulenia się do niego i
pocałowania go. Zwalczyła ją jednak, przypominając sobie ostatnie dwa dni i to,
że tuż obok był Corn, jej chłopak.
Jak na zawołanie murzyn wyszedł z łazienki i podszedł do
niej. Cmoknął ją w policzek, a ona uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie wstajesz?
- Jak się poruszę, to go obudzę – mruknęła cicho.
- Przejmujesz się tym?
- I tak i nie – westchnęła. – Chciałabym wstać, żeby móc
się w końcu do ciebie przytulić, ale z drugiej strony kiedy się obudzi znowu
będzie mnie… znowu będzie się nade mną znęcać – mruknęła cicho. Koszulka, w
której spała, mocno jej się podwinęła przez sen.
- W końcu sam się obudzi. – Zauważył Corn z
niezadowoleniem. – Ale dobrze, poleż jeszcze chwilę.
- To jeszcze tylko dziewięć dni. – Uśmiechnęła się do
niego słabo. – Po dziewięciu dniach wszystko będzie… lepiej. – Wyciągnęła dłoń
w jego stronę. Scorpius tak mocno obejmował ją w pasie, że ciężko byłoby jej
się uwolnić bez obudzenia go. Westchnęła.
- Wytrzymasz, szybko zleci – szepnął i usiadł na swoim
łóżku.
Rose uśmiechnęła się do niego i spróbowała wstać. Była
jednak zbyt słaba, a Scorpius za mocno ją trzymał. Spojrzała na niego szybko,
ale trochę niechętnie.
- Obudź go, nie dasz rady inaczej. – Roześmiał się Corn.
Westchnęła. Bardzo nie chciała go budzić, ale wiedziała,
że musi. Lekko potrząsnęła ramieniem Scorpiusa, ale to nic nie dało. Spróbowała
ponownie i udało jej się to dopiero za piątym razem. Blondyn przeciągnął się i
otarł dłonią twarz. Po chwili jednak ponownie objął ją w pasie.
- Hej – mruknął.
- Dzień dobry – powiedziała cicho.
- Siema – przywitał się Corn.
- Podaj mi szklankę wody, Weasley – rozkazał spokojnym
głosem Malfoy.
- To mnie puść – westchnęła ciężko. Wciąż mocno obejmował
ją w pasie. To było całkiem miłe, gdyby nie fakt, że bardzo ją zranił, a ona to
pamiętała. Bardzo pamiętała. To było bolesne.
Odsunął rękę i sam usiadł na łóżku.
Wstała i obciągnęła koszulkę w dół, chociaż przez pewną
chwilę obaj mogli podziwiać jej długie nogi w pełnej krasie, razem z koronkową
bielizną rudowłosej. Podeszła do barku i kucnęła. Wyciągnęła wodę i szklankę.
Nalała ją do naczynia i podała blondynowi. Odwróciła się do Corna i uśmiechnęła
się. Usiadła mu na kolanach.
- Wyspałaś się? – zapytał, mocno obejmując ją w pasie.
Była sobota, więc mogli spokojnie odpoczywać, nigdzie się nie śpiesząc i niczym
się nie martwić.
- Można tak powiedzieć.
- To dobrze. Co byś chciała dzisiaj porobić? – zapytał,
głaszcząc ją po rudych włosach. Uwielbiał to robić. Rose cicho zamruczała z
uśmiechem.
- Może pójdziemy na spacer i do pokoju życzeń? – spytała z
uśmiechem.
- Dobrze – uśmiechnął się do niej.
- Idę z wami – wypalił Scorpius, a Corn spojrzał na niego
zszokowany. Rose uniosła brew, patrząc na niego. Oczywiste było, że tak
naprawdę nie chce iść z nimi na spacer, a po prostu chce dokuczyć dziewczynie.
Nie skomentowała tego jednak i pochyliła się nad swoim
chłopakiem.
- Tak? – spytał cicho, patrząc w jej oczy.
Nic nie powiedziała. Ujęła jego twarz w swoje delikatne
dłonie i pocałowała go z uczuciem. Murzyn odwzajemnił lekko jej pocałunek, a
później szepnął, odsuwając się od niej:
- Ubieraj się, to możemy się już zbierać.
- Jeszcze chwilę – szepnęła i ponownie go pocałowała.
Tylko Rose potrafiła tak słodko całować. Delikatnie, a
jednocześnie z dużym uczuciem i zaangażowaniem. Wiedzieli o tym tylko oni dwaj.
Całowała Corna lekko, obejmując jego policzki swoimi dłońmi. Wciąż miała na
sobie tylko za dużą koszulkę Scorpiusa i swoją bieliznę.
Oboje udawali.
Scorpius udawał, że ten widok go nie rusza, natomiast
Rose udawała, że woli całować czarnoskórego niż blondyna.
Po chwili odsunęła się od swojego chłopaka, zebrała
ubrania i po prostu poszła do łazienki, jakby nigdy nic. Wzięła zimny prysznic,
żeby się uspokoić i ubrała się w rzeczy, które miała na sobie dzień wcześniej.
Kiedy wyszła z łazienki, od razu wyczuła, że między chłopcami jest dosyć
napięta atmosfera. Udała jednak, że tego nie zauważyła i oddała Scorpiusowi
jego koszulkę, która teraz bardzo intensywnie pachniała perfumami
siedemnastolatki. Spojrzała na nich.
- Idziemy? – zapytał Corn i objął dziewczynę w pasie.
- Idziemy – Cmoknęła go w policzek.
Nie przemyślała jednak tego, że razem z nimi jest żądny
zemsty Scorpius, który nastawił również swój policzek i wyczekiwał, aż
rudowłosa pocałuje i jego. Niechętnie musnęła jego policzek i ponownie
przytuliła się do Corna. Całą trójką zeszli do pokoju wspólnego, który, na całe
szczęście, był pusty. Szli spokojnie, przez pokój wspólny, później przez lochy.
Wyszli ze szkoły na błonia. Rose i Scorpius nie odrywali
od siebie wyzywającego spojrzenia przez cały czas, dopóki nie usiedli pod
jednym z drzew. Zapadła niezręczna cisza, spowodowana niechcianą obecnością
młodego Malfoya, któremu, na całe szczęście, wyleciały z głowy „doskonałe”
pomysły na zadania.
Podjęła decyzję w jednej chwili. Usiadła Cornowi okrakiem
na kolanach i pochyliła się nad nim. Przez dłuższą chwilę patrzyła wyzywająco
na Scorpiusa, po czym pocałowała Zabiniego. Ich pocałunek, niestety, nie trwał
długo.
- Pocałuj mnie, tak, jak wtedy – powiedział nagle
Scorpius. Chciał, żeby Corn był zazdrosny i wiedział, że będzie dziewczynie
niezręcznie pocałować go w jego obecności. Słysząc to, oderwała się od swojego
chłopaka i spojrzała na Malfoya.
- Kiedy? – spytała niepewnie, mając jednak nadzieję, że
nie chodzi mu o ten cholerny pokój życzeń, kiedy między nimi doszło do czegoś
więcej niż słodkich pocałunków.
- W pokoju życzeń – mruknął.
Aż jęknęła, słysząc jego odpowiedź. Przecież sam
doskonale zdawał sobie sprawę, jak ciężki to będzie dla niej pocałunek.
Spojrzała przepraszająco na Corna i zeszła z jego kolan. Czuła się niezręcznie
i było jej wstyd. Powoli przysunęła się do Scorpiusa i nieznacznie musnęła jego
usta.
Spojrzał na nią wyczekująco, niezadowolony z muśnięcia.
Klęknęła obok niego, nie zamierzała siadać na jego
kolanach. Na początku delikatnie muskała jego usta, później powoli pogłębiła
pocałunek. Całowała go z pasją i zaangażowaniem, tak samo, jak wtedy, w pokoju
życzeń. Klęczała, opierając dłonie na jego umięśnionym torsie. Chłopakowi
wyraźnie to nie wystarczało, bo objął ją w pasie i przyciągnął bliżej do
siebie, sadzając rudą na swoich kolanach. Jedną dłoń położył na jej plecach,
drugą mocniej ją objął. Odwzajemnił pocałunek i pogłębił go. Mruknęła. Ich
pocałunki w niczym nie przypominały tych słodkich i leniwych pocałunków z
Cornem. One były pełne pasji i energii, pełne namiętności. Wplotła palce jednej
dłoni w miękkie włosy Scorpiusa. Powoli oboje zatracali się w tym pocałunki,
liczyli się tylko oni, ta jedna chwila.
Odsunęli się od siebie, a Rose, całkowicie zawstydzona, zeszła
z kolan blondyna i usiadła pomiędzy chłopcami. Nie patrzyła na żadnego z nich,
za to podciągnęła nogi pod brodę, nie bardzo wiedząc jak się teraz zachować.
Zdała sobie sprawę, że gdyby to nie było na błoniach i w obecności Corna, na
pewno by się nie skończyło tak, jak się skończyło.
- Powiedz coś, Weasley – mruknął Malfoy. Jego również
zaczynała męczyć ta niezręczna cisza.
- Co mam mówić? – spytała cicho. Gardło miała ściśnięte z
nerwów. Niepewnie złapała swojego chłopaka z rękę, ale zabolało ją, kiedy nie
odwzajemnił tego uścisku, tylko patrzył przed siebie. Cofnęła rękę i wbiła
wzrok w swoje kościste kolana.
- Cokolwiek. Lubisz mówić, niech to się raz na coś przyda
– westchnął.
- Kończę szkołę i wyjeżdżam z Anglii – powiedziała w
końcu. Nikt wcześniej o tym nie wiedział. – Nie wiem tylko jeszcze gdzie, ale
wyjadę na pewno, żeby zostawić za sobą to, co wzbudza we mnie złe wspomnienia –
mówiła bardzo cicho, nie patrząc na żadnego z nich.
- Ja też – przyznał Scorpius. Corn milczał.
- Wyjeżdżasz? – spytała zaskoczona i spojrzała na
chłopaka.
- Na pewno, mam od czego uciekać.
- Nie tylko ty – westchnęła i spojrzała na Corna. – Corn?
Dlaczego milczysz? – spytała cicho. Nie chciała go stracić. Nie mogła. Bała
się, że jeśli go straci, nie da sobie rady sama z tym, co w tej chwili dzieje
się wokół niej.
- Zamyśliłem się – odparł.
- O czym tak myślisz? – spytała i nieśmiało się do niego
uśmiechnęła.
- O niczym szczególnym – powiedział, ale Rose zdawała
sobie sprawę, że chłopak ją okłamuje.
- Na pewno? – Przyjrzała mu się uważnie. Nieśmiało
przytuliła się do niego, chociaż była pewna, że Scorpius zaraz wymyśli jakieś
kolejne głupie zadanie, które sprawi, że będzie musiała odsunąć się od swojego
chłopaka.
- Co z moją piosenką, Weasley? – spytał nagle Scorpius,
jakby doznał olśnienia.
- Pisze się powoli – westchnęła. Kłamała, nawet nie
zaczęła. Nie miała pomysłu na jakąkolwiek piosenkę. Nie była uzdolniona pod tym
względem. Przytulała się do Corna, chociaż było jej przykro, że on nawet nie odwzajemnił
jej uścisku.
- Z tego co pamiętam miał być tydzień… Mam nadzieję, że
wywiążesz się z umowy.
- Nie martw się, ja się z umów wywiązuję. W
przeciwieństwie do ciebie. – Spojrzała na niego wyzywająco. – Corn? – spytała
nieśmiało, zwracając się do swojego chłopaka.
- Tak?
- Rozmawiaj z nami, proszę.
- Nawet nie wiem o czym mówicie.
Westchnęła i wstała z trawy. Poprawiła swoją dosyć krótką
spódniczkę i spojrzała na nich. Oni starali się jak mogli by nie patrzeć na
siebie wzajemnie.
- Idę się przejść – mruknęła i odeszła, nie czekając na
ich reakcję. Musiała przemyśleć kilka spraw, a poza tym miała nadzieję, że to
jej chłopak zaraz za nią pójdzie. Że porozmawiają i jakoś sobie wytłumaczą całą
sytuację. Usłyszała, że ktoś za nią idzie i mimowolnie się uśmiechnęła, z
nadzieją, że to Zabini.
- Chcę, żebyś dziś również została na noc. – Usłyszała żądanie
swojego kata i aż zadrżała. Dlaczego to akurat on? Dlaczego nie mógł iść za nią
ten, na którym jej teraz najbardziej zależało.
- Po co to robisz? – spytała cicho. – Dlaczego tak bardzo
chcesz zepsuć to, co chociaż w małym stopniu sprawia mi radość? – zadawała pytania,
patrząc na niego ze smutkiem w oczach. – Scorpius, jeśli w dalszym ciągu
będziesz wymyślał takie życzenia to Corn mnie w końcu zostawi – powiedziała i
spuściła głowę. – A ja nie chcę go stracić, rozumiesz? Nie chcę!
- On cię nie zostawi. O to się nie martw.
- Zostawi – mruknęła i spojrzała na niego. – Już wszystko
się psuje, a to dopiero drugi dzień. Nie chce mnie nawet przytulić… Zostanę u
was na noc, ale pozwól mi spać z nim – powiedziała cicho.
- Nie – odparł. – Poza tym, uwierz mi, prędzej piekło
zamarznie niż on cię zostawi.
- Dlaczego nie mogę z nim spać? Malfoy, ja z nim jestem,
czy ci się to podoba czy nie.
- Nie przeszkadza mi to. Nie pozwalam ci, bo sama tego
chcesz. To proste.
- A gdybym chciała spać z tobą, to co? – spytała, patrząc
na niego. – Po co ciągle każesz mi siebie całować? On tego dłużej nie wytrzyma!
- Pewnie robię to właśnie dlatego. Nie próbuj wzbudzać we
mnie współczucia. Ja już nie znam tego słowa – syknął.
- Więc chcesz, żebym cierpiała? Dlaczego?
- Bo cię nie znoszę. Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy.
Zabolało. Bardzo zabolało.
- Żałuję, że pomogłam ci, kiedy się upiłeś – powiedziała,
bardzo jadowicie. – Mogłeś tu leżeć. Może przy odrobinie szczęścia coś by ci
się stało… - szepnęła. Kłamała, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że wolałaby
zrobić sobie krzywdę, niż żeby to jemu miało się coś stać. Nie była w stanie
dłużej siebie oszukiwać, co najwyżej mogła oszukiwać wszystkich dookoła.
- Ja też żałuję. Miało się stać – szepnął.
- Ja okazałam ci serce, a ty… a ty chcesz mnie zniszczyć…
- szepnęła. Znowu drżały jej wargi, jak zawsze, kiedy była bliska płaczu.
- Nienawidzisz mnie, tak samo, jak ja nienawidzę ciebie,
więc w czym problem? Ja nie mam uczuć, nie wzbudzisz we mnie współczucia czy
wdzięczności. Mam okazję, żeby cię skrzywdzić, jestem taki, jak mój ojciec,
wykorzystam ją – mruknął jadowicie, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
Łzy napłynęły do szarych tęczówek siedemnastolatki.
Wzięła głębszy oddech.
- Więc lepiej mnie zabij – powiedziała cicho. Podjęła tę
decyzję w jednej chwili. Właśnie tego chciała. Tego pragnęła. Jego słowa raniły
ją, wbijały w jej serce kolejne szpilki. To było nie do wytrzymania.
- Nie jestem mordercą.
- Bądź na ten jeden raz. Za mną nikt nie będzie tęsknił.
- Za tobą? – zaśmiał się drwiąco. – Za tobą będą tęsknić
wszyscy i dobrze o tym wiesz.
- Taki pewny? Po dzisiejszej akcji to już nawet Corn
chętnie się mnie pozbędzie – westchnęła cicho, pewna swoich słów. – Niektórzy tylko
sprawiają wrażenie, że coś znaczą dla ludzi. Ja jestem właśnie takim
człowiekiem, Malfoy – spojrzała na blondyna. – Właśnie dlatego chcę wyjechać
gdzieś, gdzie nikt nie będzie mnie znał.
- Masz dużą rodzinę, przyjaciół, wszyscy by za tobą
tęsknili – szepnął.
- Byłoby miło, gdyby tak było – powiedziała cicho. – Ale tak
nie jest, nigdy nie było.
- Tak ci się tylko wydaje – mruknął i dodał po chwili: -
zaraz obiad.
- Nie jestem głodna – mruknęła. Rose prawie nic nie
tknęła od dwóch dni.
- Masz zjeść obiad – warknął.
Jeśli nie prośbą, to przymusem, ale musiała coś zjeść.
Scorpius już wcześniej zauważył, że dziewczyna właściwie nic nie je. Nie
wiedział jednak, że Rose robiła tak za każdym razem, kiedy coś się działo
niedobrego – kiedy była pokłócona, kiedy się bała, kiedy się denerwowała.
Potrafiła nie jeść naprawdę długo, co później zawsze odbijało się na jej
zdrowiu.
- Nie jestem głodna – powtórzyła.
- Nie pytałem cię o zdanie – powiedział chłodno.
- Nie możesz mi rozkazywać. Nie, jeśli chodzi o jedzenie.
- Mogę ci rozkazywać pod każdym względem.
- Nie – spojrzała na niego. – Są takie rzeczy, kiedy nie
możesz mi rozkazywać.
- Nie denerwuj mnie, masz robić co ci każę. Nie ma od
tego żadnych odstępstw – warknął na nią. Tym razem chciał dla niej dobrze, a
ona niepotrzebnie się buntowała.
Nie powiedziała nic więcej. Smętnie spojrzała w stronę
Corna.
- O niego bym się nie martwił – mruknął i ruszył w
kierunku zamku, ale kiedy zauważył, że Rose za nim nie idzie odwrócił się ze
zrezygnowaniem. – Nie prowokuj mnie, Weasley.
Mimo wszystko odwróciła się i podeszła do Zabiniego.
Zdawała sobie sprawę, że denerwuje blondyna, ale to jej teraz nie interesowało.
Klęknęła przed murzynem.
- Corn? – szepnęła cicho.
- Tak? – spytał i sztucznie się do niej uśmiechnął.
- Proszę cię, powiedz mi co się dzieje – szepnęła, łapiąc
jego dłoń.
- Nic się nie dzieje – powiedział weselszym tonem.
- Weasley, tracę cierpliwość – mruknął Scorpius.
- Jeśli przeżyję te dziesięć dni, to w końcu będę
szczęśliwa – powiedziała cicho. – Zniesiesz to wszystko? Dla mnie? – spytała cicho,
patrząc na chłopaka z nadzieją w oczach.
- Jasne. – Cmoknął ją w policzek, a ona w końcu się uśmiechnęła. Podniosła się z
trawy i wyciągnęła dłonie w jego stronę.
- Chodź na obiad – powiedziała z uśmiechem.
Powoli szli w stronę zamku, trzymając się za ręce.
Milczeli, a Scorpius, oczywiście, szedł tuż za nimi. Została zmuszona, by
usiąść przy stole Slytherinu, w dodatku pomiędzy Scorpiusem a Cornem. Nie
uśmiechało jej się to, ale nie miała już siły i chęci się kłócić.
- Jedz.
Nie zareagowała na słowa Malfoya. Wpatrywała się w pusty
talerz.
- Dobrze ci radzę – warknął.
- Nie jestem głodna – powtórzyła, patrząc na niego. Lekko
opierała się o swojego chłopaka.
- Już ci mówiłem, że twoje zdanie na ten temat mnie nie
obchodzi. Masz jeść! – rzucił Malfoy tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Zgodzę się z nim, mała. Powinnaś w końcu coś zjeść.
Zagryzła wargi, patrząc wymownie na Scorpiusa. Ma coś
zjeść? To niech on ją do tego zmusi, bo ona nie zamierza jeść sama od siebie.
Nerwy za bardzo ściskały jej żołądek.
- Jeżeli zaraz tego nie zjesz to gwarantuję ci, że bardzo
tego pożałujesz – westchnął.
Patrzyła na niego. Nalała sobie soku i napiła się, ale
żołądek miała ściśnięty i z trudem patrzyło jej się na jedzenie, a co dopiero
przełknięcie czegokolwiek.
- Weasley, jedz. Masz ostatnią szansę – warknął. – Masz robić
to, co mówię! Tak trudno to zrozumieć? Czy może nie masz swojego gryfońskiego
honoru, którym tak się szczycisz?
- Mam swój honor, Malfoy! – Spojrzała na niego ostro.
Blondyn wiedział, gdzie uderzyć, żeby ją rozjuszyć. – Ile razy mam ci
powtarzać, że nie będę nic jeść, bo nie odczuwam głodu? – Sięgnęła po sok i
znowu się napiła.
- A ile razy JA mam ci powtarzać, że mnie to NIE
OBCHODZI? Jeżeli masz swój honor to przestrzegaj zasad.
- A jeśli nie będę przestrzegać zasad? Gorszy już nie
będziesz – powiedziała cicho, z wyczuwalnym żalem w głosie.
- Nie ryzykowałbym. Postawmy sprawę jasno: albo jesz, jak
przystało na grzeczną dziewczynkę i nie zachowujesz się jak hipokrytka, albo
każę ci mnie pocałować tu i teraz, przy wszystkich. A potem i tak na pewno
zaostrzę swoje zadania. Wybór należy do ciebie.
Warknęła ze złością, ale nie zamierzała całować chłopaka,
nawet jeśli bardzo lubiła jego pocałunki. Nałożyła sobie niewiele jedzenia na
talerz i z wielką niechęcią zaczęła jeść, nie patrząc na nikogo. Scorpius z
zadowoleniem się uśmiechnął i pogłaskał ją po plecach, jakby próbował pokazać
jej, że jest grzeczną dziewczynką. Zmroziła go wzrokiem, ale on tylko
uśmiechnął się złośliwie.
Milczała, niechętnie jedząc. Zjadła wszystko, co sobie
nałożyła na talerz, ale było tego tak niewiele, że normalny, głodny człowiek
nie miałby szans się tym najeść. Chciała wstać od stołu, ale chłopak
przytrzymał ją, łapiąc za nadgarstek.
- Tego nawet nie można nazwać obiadem.
- Miałam coś zjeść, więc zjadłam. – Westchnęła cicho.
- Więcej.
- Nie chcę już. – Patrzyła na niego z uporem.
- Ale ja chcę żebyś zjadła – odparł obojętnie.
- Ale ja już nie chce.
- Pech, ale masz jeść.
- Scorpius, nie! – Była zła, była zdenerwowana. Chciała
odejść i w końcu się od niego uwolnić.
- Tak, nie denerwuj mnie, bo zdenerwowany mogę być bardzo
nieprzyjemny.
- Gorzej niż wczoraj już nie będzie. – Spojrzała chłopakowi
prosto w oczy. W jej szarych, dotychczas uśmiechniętych, tęczówkach, teraz nie
było żadnych uczuć. Była tylko pewna pustka, jakby coś straciła.
- Tego nie wiesz – warknął chłodno. Mógł bawić się jej
psychiką, ale nikomu nigdy nie pozwoliłby igrać z jej zdrowiem, włączając w to
ją samą.
Nie miała ochoty na jedzenie, ale jeszcze mniej chciała
się z nim kłócić, więc ponownie zajęła swoje miejsce. Na talerz nałożyła
jeszcze mniej jedzenia niż uprzednio i westchnęła, patrząc z niechęcią na to,
co miała zjeść. Widząc jednak spojrzenie Malfoya sięgnęła po tosta i powoli
ugryzła mały kawałek.
Starała się nie patrząc na nikogo. Gdzieś pod koniec
stołu siedziała grupa Ślizgonów, o czymś rozmawiali i co jakiś czas wybuchali
śmiechem, patrząc w stronę Rose i chłopców. Rose spojrzała w tamtą stronę i od
razu spuściła głowę, wbijając wzrok w talerz. To byli oni, a ich spojrzenia i
niektóre gesty mówiły wszystko. Wiedziała, doskonale wiedziała, o czym
rozmawiają. Serce podeszło jej do gardła.
- Olej ich – powiedział spokojnie Corn, wyczuwając spięcie
siedemnastolatki
- To są… to są ci z wczoraj – mruknęła bardzo cicho, nie
odrywając spojrzenia od talerza.
- Zabiję ich – warknął Corn i natychmiast wstał. Szybko
złapała go jednak za ramię.
- Zostaw. Narobisz sobie tylko niepotrzebnych problemów.
- Jego nie mogę uderzyć. – Wskazał głową na Malfoya. –
Ale ich tak i zamierzam to wykorzystać. – Wyrwał się jej i poszedł w kierunku
siódmoklasistów.
- Nie, Corn, zostaw! – zawołała, zrywając się z miejsca.
Nie chciała niepotrzebnego widowiska, chciała tylko, żeby chłopak teraz przy
niej był. Wstając za nim, przez przypadek szturchnęła Malfoya w ramię.
- Wypadałoby przeprosić – mruknął, ale ona nie zwróciła
uwagi na jego słowa. Pobiegła za Cornem i złapała go za rękę.
- Wracaj do stołu – mruknął Corn i po raz kolejny wyrwał
się rudowłosej.
- Właśnie – dorzucił Malfoy z zadowoleniem. Właściwie sam
nie wiedział w jakim stopniu chodziło mu o przeprosiny, a w jakim o to, żeby
tamtym idiotom się oberwało.
- Corn, błagam cię! – Ponownie złapała chłopaka, tym
razem trochę mocniej. Wiedziała, że kilka osób już na nich patrzy. – Proszę cię,
wracaj do stolika, zostaw to w spokoju – powiedziała, w oczach miała łzy.
- Dobra, ale tylko na razie, bo ty tu jesteś. Chodź już
usiąść – westchnął.
Złapała jego dłoń i pociągnęła go w stronę ich miejsc.
Nie chciała, żeby ktokolwiek miał przez nią jakiekolwiek problemy, a już na
pewno nie chciała, żeby był to Corn. Usiedli przy stoliku.
- A ja cały czas czekam na swoje przeprosiny – powiedział
Malfoy, jak tylko zajęli swoje miejsca. Rose była zirytowana jego ciągłym
powtarzaniem o tym, że ma przeprosić. Jeszcze jakby cokolwiek mu zrobiła!
- Udław się nimi, Malfoy – syknęła ze złością i spojrzała
na murzyna. – Nie rób głupot, proszę cię – powiedziała cicho, łapiąc go za
rękę.
- Nie mów tak do mnie – mruknął ostrzegawczo blondyn. – I
ładnie przeproś.
Nie zwróciła jednak na niego uwagi. Miała już dosyć
ciągłych rozkazów, zakazów, nakazów i gróźb. Scorpius był dla niej ważny, od
pierwszej klasy, ale to, jak traktował ją od dwóch dni sprawiało, że zaczynała
czuć do niego niechęć, niemalże nienawiść.
- Corn, proszę cię, nie rób im krzywdy – powiedziała cicho.
– Nikt nie jest wart, żebyś miał przez niego problemy, a już tym bardziej ja.
Bo kim ja jestem?
- Nie gadaj bzdur – szepnął Corn.
- Przeproś! – warknął Scorpius, tonem rozkazującym.
Zupełnie nie zwracał uwagi na to, że para właśnie przeprowadza dosyć poważną
rozmowę.
- Nie gadam. Nie jestem warta tego, żebyś miał
jakiekolwiek problemy, Corn… - szepnęła i wtuliła się w niego. Nie zwracała
uwagi na blondyna. Teraz było jej wszystko jedno.
- Nie mów takich rzeczy. I tak im się oberwie –
powiedział i delikatnie ją pocałował.
Kiedy odwzajemniła jego pocałunek, usłyszała tylko „Tracę cierpliwość” ze strony Malfoya, a
kiedy przysunęła się bliżej murzyna, blondyn warknął na nią, wymawiając jej
nazwisko. To również nie sprowokowało ją do odsunięcia się od swojego chłopaka,
raczej sprawiło, że przysunęła się do niego jeszcze bliżej i delikatnie objęła
jego szyję.
- Nie chciałbym być teraz w twojej skórze – mruknął Scorpius,
w stronę rudowłosej Gryfonki, ale to również nie sprawiło, że odsunęła się od
swojego chłopaka. Całowała go lekko, z uczuciem, tak jak tylko ona potrafiła.
Dopiero po słowach: - Zostało jeszcze dziewięć dni, Weasley. Lepiej żebyś nie
żałowała swojej decyzji. – Wypowiedzianych tonem pełnym złości i irytacji.
Scorpius wyszedł z Wielkiej Sali, a Rose spojrzała na murzyna z uśmiechem.
- Niedobrze – powiedział cicho i spojrzał na nią.
- Hm? – mruknęła z uśmiechem.
- Nie boisz się? – spytał zdziwiony.
- Czego? Nie sądzę, żeby mógł mnie jeszcze bardziej
poniżyć.
- Jego nazwisko to Malfoy, mała. Ale obyś miała rację –
odparł z uśmiechem.
- Po tym co zrobił mi do tej pory… Gorzej już nie będzie.
Ale ty przy mnie będziesz, prawda? – spytała i spojrzała na niego.
- Oczywiście – odparł natychmiast i delikatnie pocałował
jej blady, piegowaty policzek.
Po raz pierwszy od kilku dni czuła się naprawdę
szczęśliwa. Nawet, jeśli miała odczuć gniew Scorpiusa Malfoya na swojej skórze,
to nie żałowała decyzji o nie zwracaniu na niego uwagi. W tamtej chwili
przecież liczył się tylko Corn.
Corn, który siedział przy niej, tulił ją i uśmiechał się
do niej ciepło i ufnie.
Corn, który był przy niej od ponad dwóch lat, cały czas,
bez przerwy.
Corn, który nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie uczucia
miotają rudowłosą.
Jest niesamowite, ale boję się dalszych zadań Malfoya. Mimo to cieszę się, że Rose się postawiła! ;)
OdpowiedzUsuńDalsze zadania Malfoya na pewno nie będą delikatniejsze od tych. Będą jeszcze gorsze, co mogę obiecać. :D. A Rose to się jeszcze postawi, nie raz i nie dwa. ;).
UsuńPozdrawiam,
autorka Rose.
Powiem szczerze, że Rose mnie wkurza, ale to nie dlatego, że jest to źle napisane czy coś ( wręcz przeciwnie jest świetnie, a ja już nie mogę się doczekać nowego rozdziału), ale ja na jej miejscu postąpiłabym zupełnie inaczej dlatego to mnie wkurza ;D Ale ja to ja, ona to ona, więc nie ma co tu mówić. Rozdział świetny, trzyma w napięciu co może się potem jeszcze wydarzyć, jestem bardzo ciekawa dalszych zadań Scorpiusa :D
OdpowiedzUsuńWiem, że Rose wkurza. :D. Mnie też osobiście wkurza jej zachowanie. Ale jest ono podyktowane pewną sprawą, która później na pewno zostanie wyjaśniona, jednak do tej pory muszę pozostawić ją taką, jaka jest. Taka trochę bezbronna.
UsuńNormalnie, w takiej sytuacji, każdy człowiek powinien się postawić. I ona też się postawi. Już niedługo. :D.
Pozdrawiam,
autorka Rose.
A kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział zależy od drugiej autorki, ale sądzę, że nie będzie trzeba czekać na niego tak długo, jak trzeba było czekać na mój rozdział. ;).
UsuńPozdrawiam,
autorka Rose.
Dlaczego jak ktoś jest wredny to od razu jest Ślizgonem? Ślizgoni są ambitni, sprytni, może i chciwi i tchórzliwi, zgodzę się nawet z taką złośliwością, ale na pewno nie tak chamscy jak Score. Przepraszam bardzo, ale o tym, że jesteś w Slytherinie bynajmniej nie decyduje to, że jesteś wredny. Może i Draco taki był, może i jest taki Scorpius. Ale reszta? Jeżeli już jakiś Ślizgon jest wredny, to tylko dlatego, że chce coś osiągnąć, a jak wszyscy wiemy, Ślizgoni wyznają zasadę "po trupach do celu". Tylko jaki cel ma Score? Upokorzenie Rose? Dawno już to zrobił. Ja rozumiem, ślizgońska duma urażona (tak jak teraz moja), ale no bez przesady.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, Rose. Rose, jak powszechnie wiadomo, jest Gryfonką. Gryfonką z krwi i kości. Prawdziwa Grfyonka nie przejmuje się kimś takim jak Ślizgon. Gryfoni mają nas głęboko w dupie. Robisz z niej taką Hermionę jak ją Draco nazwał szlamą. Robisz z niej przeciwieństwo Mary Sue. Robisz z niej idiotkę, która przejmuje się głupim Ślizgonem (w mniemaniu Gryfonów. Nie moim). Niech się zacznie jeszcze ciąć, to już w ogóle będzie najbosko...
Podsumowując - nie podoba mi się to, co robisz ze Ślizgonów. To "typowo ślizgońskie zachowanie". Nie lubię tego.
Pozdrawiam,
Dianek ( http://www.hogwartowwscyforever.blog.pl )
Też jestem Ślizgonem i mam zupełnie inne podejście do nich niż moja Rose. Dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej będzie wyjaśnione już za kilka rozdziałów, na chwilę obecną jednak pozostanie taką chwilową słodką-idiotką. I mimo iż nie przepadam za takimi ludźmi, to tutaj muszę ją taką zrobić. Czasem tak już bywa.
UsuńScore nie jest chamski bez przyczyny, tak samo jak Draco nie był chamski bez większego powodu. Jego duma nie tylko jest urażona, on sam jest po prostu zagubiony.
Podsumowując - już niedługo wszystko się wyjaśni.
Pozdrawiam,
autorka Rose.
Mam nadzieję, że się nie pogniewacie, ale podzielę się z dłuższą refleksją i troszkę pokrytykuję.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że nie jestem w stanie przeboleć postaci kobiecych, które są takie, jak ta Rose. Bo, może to mocne słowo, ale ta dziewczynka jest po prostu żałosna. Niby napisane, że Gryfonka wojująca ze Ślizgonami, niby taka twarda i tak dalej... tylko problem jest taki, że jej zachowania nie pokazują tego wcale a wcale. Może to mocne słowo, ale ona jest po prostu żałosna - taka głupiutka, taka rumieniąca się na każde dwuznaczne słowa, tak szybko zakochująca się (czy coś w tym stylu) w chłopaku, którego ponoć nienawidzi, bez poczucia własnej wartości, dama w opałach. Przepraszam, ale aż nieprzyjemnie mi się zrobiło, jak to czytałam. Z ciekawości zajrzałam również na bloga o Sevmione (swoją drogą był to akt masochizmu z mojej strony) i z przykrością stwierdziłam, że Hermiona została potraktowana niemal tak samo. Arrrghhhh!
Co do fabuły - jak na razie dość przewidywalna, gra w prawdę i wyzwanie oczywiście prowadzi do pocałunków i takich tam, poker oczywiście rozbierany, ale jeszcze za wcześnie, żeby ją dokładniej ocenić - kto wie, może zaraz zrobicie zwroty akcji, które mnie zaskoczą.
Żeby nie było, że się tylko czepiam - macie szeroki zasób słów (chociaż trochę niepotrzebnych kolokwializmów się zdarza), styl może nie zupełnie w moim guście, co nie znaczy, że zły - czyta się to dość lekko i szybko, no i przynajmniej macie zapał do pisania, a to jest coś, czego z kolei mi brakuje.
Mam małą radę - poeksperymentujcie z tworzeniem postaci, bo jak na razie są albo Mery Sue (tutaj zapowiada się na nią Lily), albo są kompletnym jej przeciwieństwem (Rose), a faceci zawsze są Bad Boy'ami (Score) albo Kochasiami (Corn). Kontrast to dobry zabieg, ale przedawkowany zaczyna wyglądać groteskowo. Może napiszcie postać zainspirowaną jakąś realną osobą - znajomym, kimś z rodziny. W prawdziwym świecie ludzie rzadko są biali albo czarni.
Zapewniam, że ta wypowiedź nie miała na celu być złośliwym komentarzem, czy bezmyślnym hejtem.
Pozdrawiam i życzę weny,
M.
Nominowałyśmy was do Liebster Award :)
OdpowiedzUsuńWięcej info na naszym blogu - http://www.hogwartowwscyforever.blog.pl
Nominuję Cię do Liebster Awards ;>
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Scorpius zmądrzeje... I, naturalnie, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział c:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Wendka
Jedyne co mogę obiecać, to to, że w końcu zmądrzeje. Nie możemy jednak z Karoliną obiecać kiedy coś takiego nastanie, bo to będzie nadchodziło powoli, etapowo. ;).
UsuńPozdrawiam,
autorka Rose.
Scorpius jest najfajniejszy !!! Rose jest irytująca i dziwna !! :P
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuń